Social media guru

Cudowne dziecko technologii, jeden z najbardziej wpływowych użytkowników Twittera na świecie, w 2010 roku jeden z „Britons of the Year”. To tylko kilka określeń Pete’a Cashmore’a, które można mnożyć. Co spowodowało, że blog założony przez nastolatka ze Szkocji jest dziś jednym z najbardziej opiniotwórczych serwisów technologicznych w internecie?

Odkąd w wieku 19. lat założył blog o nowych technologiach, Cashmore regularnie pojawia się w kolejnych rankingach doceniających jego osiągnięcia. Wyróżnił go już m.in. magazyn „Inc”, który umieścił go na liście „30under30”, „Forbes”, który okrzyknął go jednym z „Top 25 Web Celebs” czy „The Huffington Post”, nazywając Cashmore’a jednym z „Top 10 Game Changers 2009”. Dodatkowo, w 2012 roku trafił na listę stu najbardziej wpływowych ludzi według magazynu „Time”.

Obecnie 27-latek wychował się w szkockiej miejscowości turystycznej Banchory położonej na zachód od Aberdeen. Był słabym i chorowitym dzieckiem, dla którego internet był najlepszym przyjacielem. Ponieważ opuszczał zbyt wiele zajęć w szkole, ukończył ją dwa lata później niż jego rówieśnicy – sam siebie określał dziwadłem… W wieku 19. lat założył blog internetowy poświęcony nowym technologiom. Jak mówi, chciał odszyfrować je dla masowej publiczności. W ten właśnie sposób powstał Mashable, czyli serwis, który jest zaliczany do 10. najpopularniejszych blogów na świecie według Technocrati i ma 20 mln unikalnych użytkowników w miesiącu, którzy generują 40 mln odsłon. „Fast Company” i „PC Magazine” określiły Mashable stroną, którą trzeba zobaczyć, a profil Mashable na Twitterze jest obserwowany przez prawie 3 mln użytkowników, co plasuje go na liście 40. najchętniej śledzonych profili w serwisie.

Cashmore i jego sekrety

– Internet wydał mi się intrygujący częściowo dlatego, że mogłem z niego korzystać, mając jednocześnie wrażenie, że coś osiągam – tłumaczył Cashmore portalowi Entrepreneur.com. Zapytany o największe wyzwanie przy tworzeniu start-upu, stwierdził, że nie miał kontaktów. Posiadał za to możliwość spojrzenia na rynek z zewnętrznej perspektywy, co okazało się być zaletą, ponieważ na rynku obok twórców gadżetów i portali społecznościowych znajdowała się również rzesza ludzi, która chciała wiedzieć, jak z nich korzystać.

Cashmore nie pochwalił się utworzeniem bloga nawet rodzicom. Ci dowiedzieli się o działaniach syna przypadkiem, gdy po roku od założenia Mashable, do ich drzwi zapukał reporter z „Daily Mail”, który chciał opisać to, kim jest i skąd pochodzi ich dziecko. – Nie chciałem ujawnić tego, ile mam lat – mówił Cashmore serwisowi Entrepreneur.com. – Nie postrzegałem tego, że założyłem firmę tak wcześnie, jako zaletę. Pracowałem na odległość i starałem się wyglądać doroślej niż w rzeczywistości. Chciałem być traktowany sprawiedliwie – dodaje.

Szukając pasji i pomysłów

Obecnie stoi na czele firmy, której biura znajdują się w Nowym Jorku i San Francisco. Zapytany o to, jakim jest szefem, twierdzi, że najważniejsze to nauczyć się znajdować w ludziach pasje i uświadamiać im to. Jego zdaniem, nie ma innej możliwości, by skłonić ludzi do tego, by dawali z siebie wszystko, jak po prostu sprawić, by lubili to, co robią. Drugą najważniejszą dla Cashmore’a wartością w firmie jest lojalność i świadomość, że najważniejsi ludzie zostaną w niej bez względu na wszystko.

– Jeśli coś nie pochodzi z internetu, kompletnie do mnie nie przemawia. Nie mam telewizora, nie oglądam filmów – wyznaje Cashmore. Jako ulubione źródło branżowych informacji wskazuje Trendwatching.com. – Każdego miesiąca znajduje się tam duży artykuł o tym, co się zmienia i na czym powinny skupiać się firmy, jeśli chcą odnieść z tego korzyści. Czytam każde słowo po sto razy, podoba mi się takie szerokie myślenie – dodaje.

Dalszy ciąg artykułu można przeczytać w październikowym numerze magazynu „Brief”.

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF

Warszawa po Euro

Jacek Wojciechowicz, zastępca prezydenta m. st. Warszawy odpowiedzialny za Euro 2012 w stolicy, który opowiada, jak wyglądały przygotowania do tego piłkarskiego święta, a także podsumowuje najważniejsze inwestycje związane z imprezą.

„Przez kilka ostatnich lat Euro było naszą codziennością i w momencie jego zakończenia, zaczęło nam wszystkim brakować tych przygotowań, emocji związanych z turniejem, adrenaliny, nerwów i bieganiny…” – przyznaje Jacek Wojciechowicz, zastępca prezydenta m. st. Warszawy, odpowiedzialny za Euro 2012 w stolicy, który opowiada, jak wyglądały przygotowania do tego piłkarskiego święta, a także podsumowuje najważniejsze inwestycje związane z imprezą.

Przez ostatnie klika lat media, politycy i urzędnicy zajmowali się przede wszystkim Euro, mówiliśmy co jest już zrobione, z czym nie zdążymy, itd. Jak po takich kilku latach zdominowanych przez Euro wygląda dziś praca w urzędzie m.st. Warszawy?
Najgorszy był moment, kiedy Euro się zakończyło. Przez te kilka lat przygotowań Euro było naszą codziennością i w momencie jego zakończenia, zaczęło nam wszystkim brakować tych przygotowań, emocji związanych z turniejem, adrenaliny, nerwów, bieganiny… Ale jakoś trzeba żyć. Ja zajmuję się także inwestycjami, służbą zdrowia, architekturą, komunikacją, więc na prawdę nie narzekam na brak pracy. Chociażby teraz musimy się zmierzyć z problemami związanymi z budową drugiej linii metra, czy z konkursem Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Także w dalszym ciągu mamy co robić.

Co Warszawa zyskała dzięki temu, że była jednym z miast gospodarzy?
Na razie liczyliśmy zyski, które wynikają z PR-u. Ekwiwalent reklamowy informacji w mediach o Warszawie szacowany jest na setki mionów złotych. Ilość doniesień z Warszawy była ogromna i co ważne, znacząca większość miała pozytywny wydźwięk. Wszystkie te informacje, wzmianki, artykuły, audycje, programy mają dla nas o wiele większe znaczenie niż reklama, bo wiadomo, że w dzisiejszych czasach ludzie podchodzą do reklamy nieufnie.

Czy miasto podejmuje jakieś działania, aby Po Euro, o Warszawie nadal się mówiło nie tylko w Polskich, ale także w zagranicznych mediach?
Blisko 90 proc. przepytanych kibiców mówiło, że chce wrócić do Warszawy i będzie do tego nakłaniać swoich znajomych. Nasza strategia promocyjna zakładała od początku, że również po Euro będziemy podejmowali działania promocyjne, właśnie po to aby maksymalnie duża liczba turystów w kolejnych miesiącach i latach chciała przyjechać do Warszawy.

Czym Warszawa będzie kusić potencjalnych odwiedzających? Dlaczego kibice mają tu wrócić skoro Euro 2012 już się skończyło?
Warszawa przed Euro i w trakcie trwania turnieju była promowana nie tylko jako ośrodek sportowy, ale także jako nowoczesne miasto, prężnie się rozwijające. Podkreślaliśmy, że jesteśmy miastem, które ma liczne produkty turystyczne, bardzo bogate życie kulturalne, mnóstwo teatrów i różnego rodzaju atrakcji, takich jak chociażby Centrum Nauki Kopernik, Muzeum Chopina, Muzeum Powstania Warszawskiego, ale także zabytki, Stare Miasto, Trakt Królewski oraz kluby nocne. Dlatego też chcemy promować wszystko to, co jest dobre w naszym mieście i co może przyciągać turystów.
 
Cały wywiad można przeczytać w paźdzerinikowym numerze magazynu „Brief” (nr 156/2012). Zapraszamy do lektury.

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF

Wedlowska palma czekoladowa – case study

4 września to Międzynarodowy Dzień Czekolady. Marka Wedel, jako najstarsza polska marka czekoladowa, postanowiła podarować warszawiakom niecodzienny prezent: na rondzie De Gaulle’a stanęła replika palmy autorstwa Joanny Rajkowskiej, ale tym razem w całości wykonana z wedlowskiej czekolady.

Cele komunikacyjne:

  • Budowanie wizerunku marki jako dostarczającej konsumentom prawdziwej przyjemności i pozytywnych emocji.
  • Zawłaszczenie dnia 4 września, aby kojarzył się jednoznacznie z najstarszą polską marką czekoladową – E.Wedel.
  • Budowanie wiarygodności marki jako producenta oryginalnej czekolady.

Strategia:

Misją marki Wedel (Lotte Group) jest dostarczanie konsumentom prawdziwej przyjemności płynącej z najlepszej jakości czekolady i kakao. Warszawa odgrywa szczególne miejsce w historii marki, jako że czekolada powstaje tu od ponad 160 lat w wedlowskiej Fabryce Przyjemności. Tu zlokalizowanych jest też najwięcej mediów o zasięgu ogólnopolskim. Dlatego chcąc budować relacje i zaangażowanie swoich konsumentów, Wedel właśnie w stolicy postanowił przygotować coś specjalnego, co zaskoczy jej mieszkańców. Marka wykorzystała w tym celu jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli nowoczesnej Warszawy – palmę na rondzie De Guelle’a – i wykonała jej kopię, do produkcji używając mlecznej i gorzkiej wedlowskiej czekolady. Dodatkową atrakcją tego dnia był sampling gorącej czekolady wśród przechodniów podziwiających palmę.

Realizacja:

Projekt został zrealizowany w ciągu jednego dnia. Nad budową czekoladowej rzeźby pracował zespół cukierników z Pracowni Rarytasów przy Fabryce Czekolady E.Wedel, na którego czele stał Janusz Profus – maestro czekolady Wedel. Razem ze swoimi pracownikami poświęcił on przeszło 300 godzin na stworzenie palmy. Do jej produkcji wykorzystano 500 kilogramów czekolady, z czego sam pień stanowił 120 kilogramów czekolady. Donica, w której stanęła palma, ważyła 160 kilogramów, a korona składająca się z 35 liści – 220 kilogramów. Dodatkową atrakcją był wbudowany w rzeźbę mechanizm umożliwiający dystrybucję płynnej czekolady z liści rzeźby.

Aktywności dodatkowe:

Marka zorganizowała także warsztaty dla blogerów. Najbardziej rozpoznawalni polscy blogerzy lifestyle’owi oraz kulinarni otrzymali Torciki Wedlowskie ze spersonalizowanymi zaproszeniami do Pracowni Rarytasów w Fabryce Czekolady E.Wedel, gdzie następnie wzięli udział w czekoladowych warsztatach. Warsztaty poprowadził Janusz Profos, który zdradzał tajniki produkcji czekolady. Goście mieli także okazję wyprodukować swoją autorską tabliczkę czekolady oraz praliny z indywidualnie dobranymi dodatkami oraz nadzieniami.

Wyniki:

Wedlowska rzeźba wzbudziła zainteresowanie nie tylko wśród warszawiaków, ale i ogólnopolskich mediów, które obszernie relacjonowały to wydarzenie w centrum miasta. W efekcie w wygenerowano kilkadziesiąt materiałów w prasie, radiu, telewizji i internecie. Wydarzenie było też szeroko komentowane w social mediach, na forach internetowych oraz w blogosferze:

  • 82 publikacje w prasie, Internecie, radiu i telewizji
  • 15 publikacji na blogach
  • AVE: ponad 200 tys. zł.

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF

Gorbaczow i Wałęsa o odpowiedzialności ekologicznej

28 września 2012 roku w ramach Europejskiego Forum Nowych Idei Michaił Gorbaczow - założyciel Green Cross International i laureat pokojowej Nagrody Nobla - oraz Lech Wałęsa, który przewodniczy radzie polskiego oddziału Green Cross, wzięli udział w debacie zorganizowanej przez Fundację Green Cross Poland.

Wraz z byłym wicekanclerzem Niemiec, Hansem-Dietrichem Genscheri i profesorem Robertem Costanaza z Uniwersytetu Stanowego Portland, dyskutowali o „Etycznych i ekonomicznych dylematach Europy wobec globalnych wyzwań ekologicznych”.

Jednym z kluczowych zagadnień tegorocznego Forum była kwestia szeroko rozumianej ekologii człowieka. Prelegenci starali się odpowiedzieć na pytanie: „Ile jest wizjonerstwa, a ile krótkowzroczności w forsowanej obecnie europejskiej polityce klimatycznej”. Michaił Gorbaczow, podkreślał, że mimo iż żyjemy w globalnym świecie, nadal nie nauczyliśmy się nim zarządzać w sposób odpowiedzialny. Od Rio do Rio+20 nic się nie zmieniło. – Wróciliśmy stamtąd rozczarowani – dodał.

W dyskusji zostały także poruszone kwestie m.in.: „zielonego” współzawodnictwa, spójnej polityki klimatycznej czy ekologicznej innowacyjności. W kontekście innowacyjności paneliści skupili się na potencjale, jaki niesie za sobą ekologiczna gospodarka.

Punktem wyjścia do dyskusji były dane obrazujące m.in.: wymiary kryzysu gospodarczego, dynamiczny wzrost liczby ludności świata, polaryzację biedy, galopujący konsumpcjonizm czy wzrost zużycia paliw kopalnych i surowców – statystyczny mieszkaniec UE zużywa 16 ton surowców, z czego 6 ton staje się odpadami.

 

 

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF

Rolls Royce jest nagrodą

O tym, dlaczego wielu marzy o posiadaniu Rolls Royce’a, o personalizacji samochodu oraz roli marketingu w kreowaniu wizerunku luksusowej marki z tradycjami opowiada Frank Tiemann, manager corporate communications Europe w Rolls Royce Motor Cars Limited.

Co sprawia, że ludzie marzą o posiadaniu Rolls Royce’a?

Sądzę, że w wielu przypadkach Rolls Royce jest traktowany jako nagroda za sukces w życiu, np. projekt, który okazał się powodzeniem. Zdecydowana większość naszych klientów, a w Europie odsetek ten wynosi około 80 proc., to przedsiębiorcy prowadzący własne firmy, którzy po dziesięciu czy piętnastu latach ciężkiej pracy stwierdzają, że oto nadszedł czas na spektakularną nagrodę.

Czy kobiety również kupują Rolls Royce’y?

Wśród klientów, który kupili model Ghost, 10 proc. to kobiety. Marki takie, jak Mini, pewnie wyśmiałyby 10-proc. udział w grupie kobiet… Dla nas jest to jednak wielki krok naprzód, np. posiadaczki modelu Phantom można policzyć na palcach jednej ręki, a dla modelu Ghost jest to już 10 proc., zatem to naprawdę spory wzrost. Myślę, że to odzwierciedla również zmiany w społeczeństwie – coraz więcej kobiet prowadzi własny biznes, zarabia i może stwierdzić, że czas na nagrodę.

Czy myśleli Państwo o wprowadzeniu ekskluzywnego auta wyłącznie dla kobiet? A może modelu sportowego?

Myślę, że to, czego przemysł samochodowy nauczył się przez ostatnie lata, to fakt, że samochód przeznaczony wyłącznie dla kobiet nie odniósłby sukcesu, ponieważ te nie przepadają za podziałami na to, co kobiece, a co męskie. Odnośnie do samochodu sportowego, mam wrażenie, że Ghost i Phantom kojarzą się przede wszystkim z dbałością o detale i wysoką jakością wykończenia. Nie chodzi o przyspieszenie i moc. Powiedziawszy to, mogę jednak zdradzić, że Ghost przyspiesza szybciej niż Porsche Boxer… Zatem moc w nim jest, ale kierowcy zwykle nie chcą z niej korzystać.

W jaki sposób kreują Państwo wizerunek marki z tak długą tradycją?

Świadomość marki Rolls Royce jest bardzo silna, nie musimy więc stosować żadnych zabiegów marketingowych, by stać się bardziej znanymi w naszej grupie docelowej. Produkujemy samochody, ale pozycjonujemy się wśród producentów dóbr luksusowych. Ludzie utożsamiają markę Rolls Royce z luksusem, zatem, moim zdaniem, nasze podejście marketingowe musi być bardzo indywidualne.

Jakie zabiegi stosują Państwo, aby dotrzeć do określonej grupy docelowej?

Staramy się stwarzać naszym klientom okazje, których nie można kupić, ponieważ wszystko to, co można kupić, mogą zapewnić sobie sami. Organizujemy różnego rodzaju wydarzenia, które muszą wydawać się na tyle atrakcyjne, aby nasi klienci zdecydowali się z przyjemnością poświęcić im czas. Na przykład w zeszłym roku zorganizowaliśmy na Geneva Motor Show premierę nowego eksperymentalnego samochodu 102EX – Phantoma z napędem elektrycznym. Jeździliśmy z tym samochodem po świecie, odwiedzając Pekin, Tokio, Nowy Jork, Paryż czy Dubaj. Zapraszaliśmy klientów, zachęcając ich do odbycia jazd próbnych i podzielenia się opiniami, które moglibyśmy wziąć pod uwagę, wprowadzając w przyszłości napędy elektryczne do innych Rolls Royce’ów. Ponad 500 osób miało szansę zapoznać się z tym autem i podzielić odczuciami. Nasza grupa docelowa zwykle niechętnie odnosi się do tradycyjnych działań marketingowych. Staramy się więc umożliwić im zrobienie lub skorzystanie z czegoś, do czego normalnie nie mieliby dostępu. Nasze samochody produkowane są w Goodwood na południu Anglii. Goodwood jest świetnym miejscem na spektakularne wydarzenia. Zapewniamy naszym klientom bilety na wyścigi konne lub samochodowe, zapraszamy ich również do naszej fabryki. Myślę, że tego typu doświadczenia to bardzo silne narzędzie marketingowe.

Dalszy ciąg wywiadu można przeczytać w czerwcowym numerze magazynu „Brief” (06/12).

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF

Konsumenci patrzą reklamodawcom na ręce

O mechanizmie składania skarg, działalności Rady Reklamy, kondycji polskiego rynku reklamy i „wyrozumiałości” konsumentów rozmawiamy z Konradem Drozdowskim, dyrektorem generalnym Związku Stowarzyszeń Rada Reklamy.

Czego dotyczyła pierwsza skarga, która wpłynęła do Rady Reklamy?

Oburzenie konsumenta wzbudziła reklama kinowa kanału Planete emitowana podczas festiwalu Planete Doc Review. Kilkudziesięciosekundowy spot przedstawiał poród dziecka, które na początku nie oddycha, co wywołuje dość dramatyczną reakcję matki. Odbierający poród klepie niemowlę w plecy i słyszymy charakterystyczny płacz niemowlęcia. Jeden z widzów uznał, że obraz ten był zbyt wstrząsający, aby go pokazywać w kinach i złożył formalną skargę. Po analizie spotu Komisja Etyki Reklamy uznała, że skargę oddali, ponieważ nie dopatrzyła się naruszenia kodeksu. Warto dodać, że skarżony spot to fragment etiudy pt. „Krzyk” opowiadającej o pierwszym krzyku dziecka po narodzinach. To, co widzowi wydawało się być drastycznie przedstawionym ratowaniem życia, było typowym odruchem mającym na celu sprawdzenie,  czy z noworodkiem jest wszystko w porządku. Zespół orzekający KER uznał zresztą, że w ramach Planete Doc Review pokazywane są filmy o dość mocnym przekazie, a festiwal raczej nie przyciąga najmłodszej publiczności.

Na czym polega działalność Rady Reklamy?

Komisja Etyki Reklamy orzeka o zgodności komunikacji marketingowej z Kodeksem Etyki Reklamy. Zazwyczaj postępowania prowadzone są na podstawie skarg wpływających od konsumentów czy też konkurentów. Dotychczas, przez niemal sześć lat działalności, udało nam się rozpatrzyć prawie 4 tys. skarg składanych głównie przez konsumentów. Procedury są maksymalnie uproszczone – składający skargę nie muszą wskazywać naruszenia konkretnych zapisów kodeksu, a jedynie wyrazić w zwięzłej formie swoje zastrzeżenia i możliwie precyzyjnie wskazać, gdzie i kiedy widzieli reklamę. Rada prowadzi również postępowania B2B – udało nam się rozwiązać zarówno formalnie, jak i nieformalnie wiele problemów związanych z przekazami reklamowymi na tak konkurencyjnych rynkach, jak kosmetyki czy żywność. Rada Reklamy działa również prewencyjnie – prowadzimy szkolenia, oferujemy również usługę Copy Advice, czyli możliwość zasięgnięcia opinii na temat planowanych działań marketingowych na bardzo wczesnym etapie ich tworzenia. Pozwala to na uniknięcie niepotrzebnych kosztów i problemów oraz pomaga zweryfikować zgodność pomysłu na reklamę ze standardami komunikacji marketingowej.

Czy istnieje różnica pomiędzy typem reklam, na które skarżą się kobiety, a tymi, które denerwują mężczyzn? Która z płci skarży się częściej?

Trudno dostrzec znaczące różnice, nawet w przypadku dyskryminacji ze względu na płeć – na te same kampanie skarżą się zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Można jednak śmiało powiedzieć, że istnieją pewne typy przekazu reklamowego, które prawdopodobnie bardziej oburzą kobiety lub mężczyzn. Często zarzuty dotyczące tych samych kampanii formułowane są przez zupełnie skrajne światopoglądowo grupy. Ten sam przekaz, przedstawiający nagą kobietę, może oburzyć zarówno feministki, które zapewne zarzucą instrumentalne traktowanie kobiet, jak i przedstawicieli środowisk katolickich, którzy mogą uznać, że taki przekaz sieje publiczne zgorszenie. W przypadku reklam wprowadzających w błąd kryterium płci nie ma praktycznie znaczenia – aktywnych konsumentów niezgadzających się na podawanie nieprawdziwych informacji na temat produktów i usług jest coraz więcej zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn.

Kto składa skargi?

Po pierwsze, to są osoby, które wiedzą, że istnieje system. Po drugie zaś, osoby, którym chce się działać. Coraz częściej otrzymujemy skargi przygotowane naprawdę rzetelnie, widać, że konsumenci coraz uważniej patrzą reklamodawcom na ręce. Ważne jest również istnienie forów internetowych, dzięki którym konsumentom łatwiej jest się zorganizować, czego efektem są skargi składane na jedną kampanię nawet przez kilkaset osób. Wiele skarg pisanych jest pod wpływem emocji, kiedy niestety konsumenci często zapominają o podaniu podstawowych informacji. Dla arbitrów bardzo ważne jest nie tylko precyzyjne przedstawienie zarzutów, ale także wskazanie czasu i miejsca emisji reklamy. Ta sama reklama wyemitowana o godz. 18 i 23 może być oceniania zupełnie inaczej. Inaczej oceniony zostanie przekaz reklamowy na billboardzie, a inaczej reklama w „Playboyu”.

Ciąg dalszy wywiadu można przeczytać w czerwcowym numerze magazynu „Brief” (06/12).

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF

Dobra marka miejsca jest jak magnes

Na wizerunek miasta składają się nie tylko ogromne imprezy czy wielkie inwestycje. To, w jaki sposób zachowuje się taksówkarz czy zapytany o drogę przechodzień, również ma wpływ na percepcję i wizerunek miejsca - mówi Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni.

Na wizerunek miasta składają się nie tylko ogromne imprezy czy wielkie inwestycje. To, w jaki sposób zachowuje się taksówkarz, recepcjonista w hotelu czy zapytany o drogę przechodzień, również ma wpływ na percepcję i wizerunek miejsca. Tak twierdzi w rozmowie z Brief for Poland Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni.

Co jest najważniejsze w procesie budowania silnej marki miejsca?

Budowanie marki zawsze rozpoczyna się wewnątrz miasta czy regionu. Nie da się zbudować silnej, autentycznej marki miejsca bez wsparcia i akceptacji mieszkańców. Dlatego pierwszym i najważniejszym krokiem władz samorządowych powinno być przekonanie mieszkańców do słuszności obranej drogi i celu. Na wizerunek miasta składają się nie tylko ogromne imprezy czy wielkie inwestycje – to jest wszystkim wypadkowa małych rzeczy. To, w jaki sposób zachowuje się taksówkarz, recepcjonista w hotelu czy zapytany o drogę przechodzień, ma wpływ na percepcję i wizerunek miasta. Stąd tak ważne jest, by włączyć mieszkańców w proces budowania marki, by stali się jej bezcennymi – bo najbardziej wiarygodnymi – ambasadorami.

Czego potrzebuje Gdynia, aby umocnić swoją markę, także na arenie międzynarodowej?

Gdynia wypracowała silną, rozpoznawalną markę, zarówno w Polsce, jak i za granicą. Budowanie marki to jednak długofalowy proces, zatem tym, czego Gdynia potrzebuje, jest czas i konsekwencja w działaniu.

Jakie działania są prowadzone w tym kierunku?

Pracujemy dwutorowo – z jednej strony, konsekwentnie ulepszamy i rozwijamy nasz „produkt” – stwarzamy w Gdyni warunki dla biznesu, inwestujemy w infrastrukturę, kulturę, sport, kreujemy gdyńskie produkty turystyczne, z drugiej zaś, komunikujemy nasze działania na zewnątrz. Bierzemy udział w międzynarodowych targach inwestycyjnych i turystycznych, ale też aktywnie uczestniczymy w międzynarodowych organizacjach i projektach, jak choćby Cruise Baltic, który ma na celu promowanie Bałtyku jako celu dla turystów przypływających na ogromnych statkach wycieczkowych.

 

Hasło Welcome Festivalu brzmi: „Silna marka jest źródłem pieniędzy. Twoich pieniędzy”. Czy zgadza się Pan z tym stwierdzeniem?
To wyśmienite credo dla festiwalu. Między siłą marki a wymiernymi korzyściami zachodzi bowiem oczywista korelacja. Nie tylko w przypadku produktu rynkowego, ale również tak skomplikowanego i wielowarstwowego fenomenu, jakim jest miasto. Regiony i miasta, podobnie jak dobra konsumpcyjne, muszą konkurować ze sobą. Dzięki konsekwentnemu budowaniu marki miasto staje się rozpoznawalne i tworzy przewagę konkurencyjną względem innych miejsc, a wówczas łatwiej o przyciąganie turystów czy inwestorów. Bo dobra marka niczym magnes przyciąga inne dobre marki. Tak dzieje się w Gdyni, gdzie zdecydowały się zainwestować wielkie firmy, znane na całym świecie, jak choćby Thomson Reuters, Sony czy Geoban, tworząc setki nowych miejsc pracy. To zaś znajduje przełożenie na jakość życia mieszkańców, która w Gdyni – jak pokazują kolejne rankingi – jest najwyższa w Polsce.

Dlaczego, Pana zdaniem, warto w maju przyjechać do Gdyni na Welcome Festival?

Zarówno z uwagi na ciekawy program festiwalu, ale też dla samej Gdyni. Nasze miasto jest piękne o każdej porze roku, a późną wiosną, gdy zielenią się drzewa, zaś ulice, parki i skwery wręcz toną w kwiatach, Gdynia pokazuje swoje najbardziej urokliwe oblicze.

 

Cały wywiad można przeczytać w majowym numerze magazynu „Brief” (nr 151/2012). Zapraszamy do lektury.

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF

Prawo nie sprzyja samorządom

Największym problem samorządów jest złe prawo. Wiele obowiązujących aktów prawnych zupełnie nie sprawdza się w obecnej rzeczywistości, a szansą na rozwój w dobie kryzysu jest partnerstwo publiczno-prywatne - mówi Jacek Krywult, prezydent Bielska-Białej.

Największym problem samorządów jest złe prawo. Wiele obowiązujących aktów prawnych zupełnie nie sprawdza się w obecnej rzeczywistości, a szansą na rozwój w dobie kryzysu jest partnerstwo publiczno-prywatne. Tak twierdzi w rozmowie z Brief for Poland Jacek Krywult, prezydent Bielska-Białej.

Czy możemy mówić o marce Bielsko-Biała?

W Polsce na razie dość trudno jest mówić o markach. Zagadnienie marki i związanych z nią strategii to w naszym kraju tak naprawdę dziedzina raczkująca. Myślę, że dziś ciężko byłoby wskazać choć jedną rodzimą markę rozpoznawalną na świecie… Chcąc tę sytuację zmienić, potrzeba wielu lat dobrze przemyślanych i niełatwych działań.
Gdy ograniczymy się wyłącznie do naszego kraju, oczywiście wskażemy marki rozpoznawalne przez większość Polaków – myślę, że w tym kontekście Bielsko-Biała jako marka funkcjonuje w świadomości wielu rodaków.

 

Jak postrzegane jest Bielsko-Biała?

Jesteśmy postrzegani przede wszystkim jako prężny i ważny na krajowej arenie ośrodek gospodarczy. W działających w naszym mieście przedsiębiorstwach powstaje wiele bardzo różnorodnych produktów: od odzieży i alkoholu, poprzez silniki samochodowe, na szybowcach i elementach konstrukcyjnych dużych samolotów pasażerskich kończąc. Wizerunek Bielska-Białej jako silnego ośrodka gospodarczego to efekt kilkudziesięciu lat tradycji. Wszak już w latach 60. i 70. poprzedniego wieku byliśmy nazywani „miastem stu przemysłów”. Dziś wiele dawnych fabryk i zakładów już nie istnieje, ale w ich miejscu powstały nowe. Są wśród nich prywatne, często rodzinne firmy, ale są także przedsiębiorstwa będące przedstawicielami światowych koncernów.

 

Z jakimi innymi problemami boryka się miasto?

Nie będę tu oryginalny. Podobnie jak wszystkie polskie samorządy musimy funkcjonować w oparciu o złe prawo. Wiele obowiązujących aktów prawnych zupełnie nie sprawdza się w obecnej rzeczywistości. Jesteśmy także obarczani coraz większym zakresem zadań, na które brakuje środków, ponieważ budżet państwa nie przekazuje nam na ich realizację żadnych pieniędzy. Osobnym problemem, dotyczącym wyłącznie Bielska-Białej, jest za to brak terenów inwestycyjnych. Mimo sporego zainteresowania inwestorów naszym miastem, nie mamy im czego zaproponować… Wszystkie grunty, które mogły być przekazane na cele inwestycyjne, już dawno są zagospodarowane. W tej sytuacji jedynym rozwiązaniem jest nabywanie nieruchomości od prywatnych właścicieli, co staramy się robić.

 

 

Cały wywiad można przeczytać w kwietniowym numerze magazynu „Brief”, który dostęny jest w wersji drukowanej, a także tabletowej.

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF

„Pieniądze zainwestowane w promocję miasta zwracają się z nawiązką”

Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa, mówi nam, co sądzi o kontrowersyjnym obcięciu budżetu Krakowskiemu Biuru Festiwalowemu oraz przedstawia pomysły na rozwój miasta.

Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa, mówi nam, co sądzi o kontrowersyjnym obcięciu budżetu Krakowskiemu Biuru Festiwalowemu oraz przedstawia pomysły na rozwój miasta.

Czy rzeczywiście w tym roku większość festiwali zniknie z kalendarza kulturalnego Krakowa? Czy to jest dobry pomysł, aby miasto, które w 2000 roku było Europejską Stolicą Kultury szukało oszczędności właśnie w tej sferze życia?

To zdecydowanie zły pomysł. Przez ostatnie dni słyszałem często, że nic się nie stanie, jeżeli Krakowskie Biuro Festiwalowe nie zorganizuje kilku festiwali. Tylko jak będziemy się czuli, gdy nasze festiwale, kojarzone już z Krakowem, zbierające nagrody i wygrywające w międzynarodowych rankingach odejdą do innych miast? Tym, którzy powtarzają, że krakowskie festiwale są wydarzeniami dla koneserów, a nie dla mas, więc nie mają wpływu na promocję miasta odpowiem, że festiwale w Wenecji czy Cannes też nie są wydarzeniami masowymi, a jednak są wizytówką swoich miast na całym świecie i przyciągają turystów przez okrągły rok. Uczmy się od nich, zamiast deprecjonować to, co już przez lata w Krakowie wypracowaliśmy. Nadal mam nadzieję, że krakowscy radni zmienią swoje zdanie i przywrócą KBF środki na zorganizowanie najbardziej prestiżowych imprez.

 

Zadłużenie Krakowa wynosi ponad 2 mld zł, mimo to w grudniu 2011 roku w mediach pojawiły się informacje, że w budżecie na 2012 rok zaplanowano podwyżki dla urzędników. Jak Pan skomentuję tę sprawę.

Przede wszystkim nie wiem skąd nieprawdziwa informacja, że zaplanowano podwyżki dla urzędników. W budżecie nie ma pieniędzy ani na podwyżki, ani na nagrody i dodatki. Muszę z resztą powiedzieć, że szczerze nad tym ubolewam, bo każdy pracodawca chciałby móc nagrodzić swoich najsolidniejszych pracowników i nie powinno to nikogo dziwić. Trzeba też rozwiać mit, że Kraków sporo pieniędzy wydaje na administrację i pieniądze na ten cel można bez szkody spożytkować w inny sposób. W 2011 r. wydatki na administrację w Krakowie w przeliczeniu na jednego mieszkańca wyniosły 305 zł, podczas gdy we Wrocławiu administracja kosztowała 378 zł na jednego mieszkańca, w Łodzi – 358 zł, a w Warszawie aż 548 zł. Od 2007 roku w Urzędzie Miasta Krakowa, mimo przybywających samorządom obowiązków, nie wzrosło zatrudnienie i nadal wynosi ok. 2300 etatów. W tym samym czasie warszawski urząd przyjął do pracy 1900 nowych urzędników i nadal prowadzi nabory, które w Krakowie są wstrzymane. Być może na tym tle będzie inaczej wyglądała informacja, że jesteśmy jedynym urzędem w Polsce, który przyjmuje mieszkańców także w godzinach popołudniowych przez pięć dni w tygodniu. Przestrzegam więc przed zbyt łatwym rzucaniem haseł o odebraniu pieniędzy na, – jak mówią niektórzy – „urzędasów”. W interesie nas wszystkich jest to, żeby o sprawy naszych miast dbali kompetentni, wykształceni ludzie, którzy są dobrze opłacani i ze swoją wiedzą i doświadczeniem nie uciekają do prywatnych firm. I druga kwestia – przesadne cięcie wydatków na administrację doprowadzi do obniżenia jakości usług. Jeżeli urząd zacznie w ramach oszczędności zwalniać ludzi to na każdą decyzję będziemy czekać dłużej czekać.

 

Całość wywiadu można przeczytać w najnowszym, lutowym numerze magazynu „Brief”, który jest już dostępny w sprzedaży.

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF