...

BRIEF dociera do polskich firm i ich pracowników – do wszystkich tych, którzy poszukują inspiracji w biznesie i oczekują informacji o ludziach, trendach i ideach.

Skontaktuj się z nami

Hejka: Amerykanie myślą lokalnie

W kwietniowym numerze magazynu "Brief" ukazała się rozmowa z Marcinem Hejką, ówczesnym dyrektorem zarządzającym funduszu Intel Capital w Europie Środkowej, na Bliskim Wschodzie oraz w Rosji. Dziś dowiedzieliśmy się, że Pan Marcin Hejka został również wiceprezesem Intela. Zapraszamy do lektury wywiadu.

Dolina Krzemowa straciła monopol na innowacyjność? Czy amerykańscy inwestorzy są skorzy do inwestowania w spółki spoza Stanów Zjednoczonych? Czy na pewno trzeba jechać do Doliny Krzemowej, by rozwinąć swój biznes? Na nasze pytania odpowiada Marcin Hejka, dyrektor zarządzający funduszu Intel Capital w Europie Środkowej, na Bliskim Wschodzie i w Rosji.

Rozmawia: Paweł Luty

Co trzeba zrobić, aby odnieść sukces w Dolinie Krzemowej?

Choć Dolina Krzemowa straciła monopol na innowacyjność, wiele ciekawszych rzeczy dzieje się bowiem w Azji czy innych miejscach świata, to Stany Zjednoczone wciąż są największym rynkiem pod względem sprzedaży technologii i oprogramowania. Blisko 50 proc. aplikacji sprzedaje się w USA. Kolejne 30 proc. w Europie, 10 proc. w Japonii, zaś na całą resztę świata przypada jedynie 10 proc. Jeżeli zatem któraś spółka produkuje oprogramowanie – czy to przeznaczone na rynek konsumencki, czy biznesowy – i chce osiągnąć międzynarodowy sukces, musi pojawić się na rynku amerykańskim. Należy też pamiętać o tym, że amerykańscy inwestorzy skupiają się głównie na rynku lokalnym, z ich punktu widzenia. W 2013 roku około 2 tys. spółek uzyskało finansowanie od amerykańskich inwestorów, z czego 93 proc. to spółki amerykańskie. Pokazuje to, że ich apetyt na finansowanie projektów skupiających się na innych rynkach wcale nie jest taki duży. Zwłaszcza jeżeli chodzi o startupy, ponieważ w wypadku finansowania spółek giełdowych geografia ma mniejsze znaczenie. Liczy się bieżący kontakt i dostępność. Jeśli zatem dana firma chce odnieść sukces w Dolinie Krzemowej, powinna przenieść się tam i stać de facto lokalnym amerykańskim startupem. Warto też zaznaczyć, że droga do Doliny Krzemowej nie jest najlepszą drogą dla wszystkim firm.

Dla których zatem nie jest to najlepsze rozwiązanie?

Dolina Krzemowa jest swego rodzaju Mekką dla startupów technologicznych, co przekłada się na ogromną konkurencję, jaka tam panuje. Przedsiębiorcy powinni zdawać sobie sprawę, że, jeżeli nie mają produktu, który jest naprawdę innowacyjny albo lepszy w wyraźny sposób od tego, co już jest dostępne na rynku, będą musieli konkurować z co najmniej 20. spółkami, które są tam obecne i mają za sobą pierwsze rundy finansowania oraz agresywnie się rozwijają. Warto w takim przypadku pomyśleć o pozyskaniu finansowania lokalnie, ponieważ będzie to dużo łatwiejsze. Odradzałbym wyjazd do Doliny Krzemowej dla samego wyjazdu czy dlatego, że jest to „cool”. Praktyka pokazuje, że uzyskanie finansowania od inwestorów lokalnych to często najlepsza i, tak naprawdę, realna droga. Percepcja łatwości uzyskania finansowania i rozwoju biznesu w Dolinie Krzemowej opiera się w głównej mierze na historiach firm, którym się udało, a zapomina się o tych, które poniosły klęskę. W Polsce mamy już bardzo dobrze rozwinięty system finansowania startupów, zwłaszcza na wczesnym etapie – warto zatem zadać sobie pytanie, czy skórka jest warta wyprawki?

Jak to ocenić?

Z doświadczeń spółek z naszego portfolio wynika, że w głównej mierze czynnikami determinującymi sposób ich działania było to, jaki miały produkt, kim byli ich klienci i jaka była strategia rozwoju firmy. Dla niektórych z nich było naturalne, że musiały zacząć działać na rynku amerykańskim w miarę szybko, ponieważ miały wielu klientów ze Stanów. Inne natomiast, niejako z zasady, omijały rynek amerykański, gdyż działały na takich rynkach, na których wzrosty były notowane wszędzie, ale nie w USA. Ważne jest też odpowiedzenie sobie na pytanie czy mój produkt jest potrzebny w Stanach już teraz, czy może warto chwilę poczekać, uzyskać łatwiejsze finansowanie lokalnie i wejść na rynek amerykański dopiero po osiągnięciu pewnej skali? Nie chcę robić naszemu funduszowi nadmiernej reklamy, ale rozwiązaniem pośrodku może być wejście we współpracę z takimi podmiotami jak Intel Capital, czy globalnym funduszem inwestującym w lokalne przedsięwzięcia na całym świecie. Z jednej strony jesteśmy pierwszoligowym inwestorem, jeżeli chodzi o obecność w Dolinie Krzemowej, z drugiej wnosimy wartość, jaką może wnieść tylko inwestor strategiczny, ale bez oczekiwań na poziomie tego typu inwestora, z trzeciej zaś działamy lokalnie. Z tego, co wiem, żaden amerykański inwestor nie ma biura w Stambule czy Lagos, gdzie zatrudnia osoby znające lokalny rynek, mające tam kontakty i pomagające firmom odnosić międzynarodowe sukcesy.

Czym, Pana zdaniem, różnią się inwestorzy z Doliny Krzemowej od inwestorów z Polski czy innych państw Europy?

Rynek venture capital jest niezwykle bogaty i każda próba opisania go jednym zdaniem lub kilkoma prowadzi do zbyt daleko idących uogólnień. Choć prawdą jest, że, uśredniając, amerykańscy inwestorzy mają mniejszą awersję do ryzyka niż europejscy, to nie oznacza, że w Europie nie ma inwestorów, którzy podejmują większe ryzyko, albo w Stanach zachowawczych funduszy… Moim zdaniem, najwyraźniejszą różnicę widać w zakresie tego, co nazywamy sposobem „robienia” interesów. W Dolinie Krzemowej istnieje najbardziej dojrzałe zaplecze zawierania umów i doradztwa prawnego – to pod tym względem najdojrzalszy rynek. W Stanach Zjednoczonych pierwsza wersja umowy wysyłana przez inwestora do spółki to tak naprawdę, w 95 proc., ostateczny jej kształt. Wszyscy znają zasady gry, nic nie wymaga specjalnego wyjaśniania i w związku z tym dojście do porozumienia jest szybkie. Poza Stanami cały proces trwa dużo dłużej, ponieważ często wszystkie strony cały czas się uczą. Europa nie może też konkurować z Doliną Krzemową pod względem łatwości uzyskiwania informacji dotyczących tego, jak działa rynek, kto na nim jest obecny oraz dostępności talentów w różnych dziedzinach. Kultura amerykańska ma również wpływ na to, że więcej osób decyduje się na założenie własnej firmy lub pracę dla startupów. Amerykanie mają większą skłonność do ryzyka oraz są bardziej mobilni.

A czy z drugiej strony nie jest tak, że Dolina Krzemowa wysysa tych najbardziej odważnych, najbardziej mobilnych z innych miejsc i to dlatego tam pula talentów jest dużo większa niż gdziekolwiek indziej?

Tak jest, ale statystyki pokazują, że dzieje się tak w coraz mniejszym stopniu. Z roku na rok więcej spółek odnosi sukcesy bez obecności w Stanach Zjednoczonych, a liczba IPO technologicznych poza USA jest większa niż liczba debiutów spółek technologicznych na amerykańskich parkietach. Nadal jednak Dolina Krzemowa pozostaje największym, najbardziej innowacyjnym i aktywnym hubem technologicznym. To tam, wciąż, „konsumuje się” najwięcej technologii. Jednakże ta dominacja topnieje z każdym rokiem. Z pewnością nadjedzie taki dzień, kiedy to Dolina Krzemowa przestanie być trendseterem innowacji.

O jakiej perspektywie czasowej mówimy?

Myślę, że w przewidywalnej przyszłości Stany Zjednoczone pozostaną numerem jeden, ale ich pozycja będzie erodowała. Zamiast mówić wyłącznie o Dolinie Krzemowej będziemy mówić o ekosystemie kilku czy kilkunastu równorzędnych hubów technologicznych.

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF