Blowek otwiera sieć wirtualnych restauracji

BlowBurgers

Karol ‘Blowek’ Gązwa, jeden z największych polskich youtuberów, otwiera sieć własnych wirtualnych restauracji — BlowBurgers. Lokale będą serwować między innymi burgery z autorskimi dodatkami polecanymi przez influencera.

W dobie pandemii własna sieć stacjonarnych restauracji to ryzykowne przedsięwzięcie. Zyskują jednak na znaczeniu koncepty, które oferują dobrej jakości produkty z dowozem w wybrane miejsce. Na taki model biznesu zdecydował się Karol Gązwa ‘Blowek’, który zaprasza do swojej autorskiej restauracji – BlowBurgers. Projekt powstał dzięki współpracy z firmą Rebel Tang, którą w imieniu Blowka nawiązała agencja Fantasyexpo oraz Wolski Management. Wirtualna restauracja Blowka, bo o takiej mowa, to pierwsza tego typu realizacja w Polsce.

W menu BlowBurgers znajdą się między innymi cztery burgery w czarnej bułce, oferta uwzględnia również pozycje dla wegetarian. Sekretem restauracji Blowka będzie jego autorski zestaw dodatków ‘BlowOption’ składający się m.in. z papryczek jalapeño, panierowanego sera cheddar oraz nachosów. Wszystkie serwowane dania będą przyrządzane przez kucharzy, tuż przed ich wydaniem, a o tym, kto przygotował danie, będzie informacja na opakowaniu.

Inspiracją mojego pomysłu, by stworzyć sieć wirtualnych restauracji był MrBeast, który zapoczątkował w USA taki koncept. Wzorując się na najlepszych postanowiłem otworzyć coś podobnego w naszym kraju. Ogromnie się cieszę, z tego projektu, to super uczucie i mega przygoda przede mną. No i oczywiście będzie to okazja do tworzenia sporo ciekawego i nowego kontentu. Mam nadzieję, że będzie Wam smakowało!

Karol ‘Blowek’ Gązwa

Pierwsze lokale zostały już otwarte w Warszawie. Pełną ofertę i opcje dowozu będzie można znaleźć pod adresem www.blowburgers.pl. Twórca ma w planach ekspansję i otworzenie podobnych konceptów w kolejnych miastach w Polsce. Wszystkie powstaną we współpracy z firmą Rebel Tang, food-tech’owym startupem, który rewolucjonizuje branżę horeca, tworząc wirtualne restauracje, gotowe do uruchomienia w każdej komercyjnej kuchni.


źródło: Fantasyexpo

Adam Daniluk

Koniec z czekaniem na rachunek w restauracji.

Innowacyjna aplikacja mobilna RestBill przyśpieszy tempo zmian w gastronomii. Firma chce przeznaczyć 2,5 miliona złotych na jej rozwój.

Gastronomia to branża, która zmienia się w bardzo szybkim tempie. Mobilna aplikacja RestBill ma przyśpieszyć jeszcze bardziej tempo digitalizacji. Pozwoli ona na opłacenie rachunku w restauracji przy użyciu smartfona.

„W praktyce wygląda to tak: terminal do płatności, inny system do obsługiwania zamówień, jeszcze inny do zarządzania pracą obsługi. Przeciętny lokal gastronomiczny dysponuje wieloma różnymi narzędziami. My połączyliśmy je w jedno. To nie tylko upraszcza zarządzanie biznesem czy ogranicza koszty wynikające z korzystania z różnych systemów, ale przede wszystkim ułatwia życie właścicielom lokalu, obsłudze i klientom. Kelnerzy mogą zapewnić szybszą obsługę i są odciążeni z części obowiązków; z kolei klienci mogą samodzielnie uregulować rachunek, gdy tylko zechcą, dowolnie go podzielić i dać napiwek. Wszystko w ramach jednego systemu z trzema aplikacjami dla przedsiębiorcy, obsługi i konsumentów.” – Marek Wasik, założyciel oraz prezes RestBill

RestBill ma bardzo ambitne plany. Już teraz trwają prace nad integracjami aplikacji z wybranymi dostawcami POS. W maju przyszłego roku RestBill będzie obecny w co najmniej kilkudziesięciu restauracjach, a na koniec 2023 ich liczba osiągnie 1000.

 

Adam Daniluk

Jak zmierzch pandemicznych ograniczeń wpłynie na popularność platform gastronomicznych?

gastronomia

Przy dynamicznym tempie rozwoju biznesu i wzmocnionym przez pandemię zapotrzebowaniu na wygodę nie jest dziwne, że platformy dostaw żywności są dziś tak popularne. W konsekwencji stopniowego luzowania obostrzeń restauracje mogą znów zapraszać gości w swoje progi. Czy oznacza to, że boom na aplikacje do zamawiania jedzenia dobiegnie końca? Nie jest to takie oczywiste. Aż 73 proc. klientów oczekuje, że firmy zapewnią im taką samą elastyczność, jaką wykazały się na przestrzeni ostatniego roku, a technologia może im w tym pomóc.

Pandemia COVID-19 wpłynęła na gwałtowny rozwój e-zamówień żywności. Z powodu ograniczonych lub braku możliwości działania gastronomii, zarówno konsumenci, jak i restauratorzy zwrócili się w kierunku platform dostawczych. Według danych StockApps przychody globalnego rynku dostaw żywności online wzrosły o 27 p.p. rok do roku, osiągając w 2020 r. wartość 136,4 mld dolarów. Oczekuje się, że w 2021 r. osiągną one 151,5 mld dolarów przychodów oraz zgromadzą 1,6 mld użytkowników. Korzystanie z marketplace’ów spożywczych stało się wiodącym trendem wśród konsumentów ze wszystkich grup demograficznych, zapewniając komfort oraz poczucie względnej normalności za sprawą serwowanych w domowym zaciszu potraw z różnych części świata. Obecność w tego typu aplikacjach stała się ważniejsza zarówno dla właścicieli firm, jak i ich klientów, a coraz więcej osób zaczęło zamawiać za ich pośrednictwem nie tylko dania na wynos, ale także np. artykuły spożywcze.

Obecnie restauracje zmierzają w kierunku obiecującego  lata z możliwością przyjmowania klientów na świeżym powietrzu, a prawdopodobnie prędzej niż później także wewnątrz lokalu. Czy oznacza to, że platformy dostarczające jedzenie przestaną być kołem ratunkowym dla firm i stracą zainteresowanie klientów?

Kiedy jedne drzwi się otwierają, inne nie muszą się zamykać

Jak wynika z Retail Report firmy Adyen, polscy konsumenci wprost nie mogą się doczekać, kiedy znów zasiądą w swojej ulubionej kawiarni czy restauracji oraz zrobią zakupy, korzystając z tradycyjnych kanałów. Odsetek ten, wynoszący 58 proc. wszystkich badanych, jest najwyższy w całej Europie. Niemniej jednak rekordowo dużo, bo aż 73 proc. oczekuje, że firmy utrzymają elastyczność, jaką wykazały się podczas pandemii. Uważają, że jeśli sklepy i restauracje mogły prowadzić sprzedaż za pośrednictwem wielu kanałów w czasie pandemii, powinny stosować to samo elastyczne podejście na co dzień. Z kolei, jeśli w ostatnich miesiącach uruchomiły sprzedaż cyfrową, powinny ją kontynuować, nawet mimo ponownego otwarcia placówek stacjonarnych. Kluczem do sukcesu jest podejście holistyczne – klient chce być całkowicie niezależny, móc złożyć zamówienie natychmiast z dowolnego miejsca, o dowolnej porze dnia i szybko otrzymać dostawę.

Stoi za tym nic innego jak komfort i wygoda. Podobne wnioski można wyciągnąć na podstawie niedawnego monitoringu koszyków zakupowych – nawet jeśli ceny podstawowych produktów w osiedlowych sklepach rosną, klienci pozostają im oddani w zamian za bliskość i długie godziny pracy danej placówki. To samo dotyczy wdrożeń technologicznych – aż 67 proc. Polaków jest bardziej skłonnych kupować od sprzedawców korzystających z technologii, które zapewniają maksymalną łatwość obsługi. To ponownie najwyższy wynik w Europie.

W przypadku marketplace’ów gastronomicznych oznacza to możliwość wprowadzenia wachlarza udogodnień, w tym możliwość dostawy bezkontaktowej, dzienne wypłaty dla restauracji czy usprawnienia w metodach płatności, gdzie innowacji zaobserwować można coraz więcej. Według danych Adyen, 54 proc. respondentów oczekuje, że firmy zagwarantują im szereg rozwiązań zbliżeniowych, aby nie musieli fizycznie niczego dotykać. Innym sposobem na ograniczenie kontaktu są samoobsługowe kioski lub zamówienia składane przez aplikację.

Instalujemy kioski we wszystkich naszych placówkach, by klienci mogli składać zamówienia bez podchodzenia do lady. To rozwiązanie spotkało się z dużym zainteresowaniem odwiedzających nas osób szczególnie teraz, kiedy dystans między ludźmi ma tak duże znaczenie.

Javier Pastor, Chief Technology Officer w Domino’s Pizza


Źródło: Adyen

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF

Rok po wybuchu pandemii koronawirusa – jak sobie radzą restauracje, kluby i hotele w Polsce? [RAPORT]

Branża gastronomiczna w pandemii

Rok po wybuchu pandemii Covid-19 w Polsce i wprowadzeniu pierwszego lockdownu prawie połowa lokali z szeroko rozumianej branży gastronomicznej i eventowej zawiesiła działalność lub została zlikwidowana.

Obecnie, na początku marca 2021, widoczny jest wyraźny podział na trzy segmenty w ramach szeroko pojętej branży horeca i eventowej:

  1. Restauracje i kawiarnie – większość (60%) działa na wynos

  2. Kluby i przestrzenie eventowe – większość (70%) zawiesiło działalność

  3. Hotele – większość (84%) działa zgodnie z reżimem sanitarnym


W czym zatem upatrywać nadziei? 

Polacy są spragnieni wyjścia z domów i ponownego otwarcia lokali rozrywkowych. W ciągu minionych 12 miesięcy restauracje i kluby opublikowały najpopularniejsze posty w mediach społecznościowych w maju 2020 roku, gdy informowały o otwarciu po pierwszym lockdownie. Lokale otrzymują pozytywne sygnały od klientów i bardzo liczą na „popyt odroczony”.

Tomasz Szczęśniak współzałożyciel i prezes portalu Briefly

Stan lokali gastro w Polsce
Źródło: Briefly

Załamanie branży – kłopoty restauracji, klubów i przestrzeni eventowych

Równie smutny fakt co skala likwidacji i tymczasowych zamknięć jest ta dana: jedynie 5% lokali zdołało całkowicie zmienić profil działalności, by móc dalej funkcjonować w epidemicznej rzeczywistości. Zazwyczaj polegało to na rozpoczęciu oferowania cateringu w dostawie lub zamiast organizowania przyjęć okolicznościowych, to wynajmowanie przestrzeni do pracy biurowej (szkolenia, warsztaty).

Pierwsze zamknięcie, które wywołało totalny szok (lockdown był wówczas całkowity) oraz drugie, październikowe zamknięcie, gdy zostaliśmy z towarem dopiero co kupionym. Zamknięcie było w piątek, a towary na weekend przywozimy w czwartek. To było nie tylko nieprzyjemne, ale też dla nas bardzo kosztowne.

Ewa Urbańska, klub Czerwony Fortepian z Kielc

Ostatnie 12 miesięcy przyniosły spadek obrotów o 40-80% i zysków o 50-90%. Psychicznie najtrudniejsze były ostatnie dni przed pierwszym zamknięciem – wówczas nastąpił gwałtowny spadek sprzedaży bez perspektyw na polepszenie sytuacji.

Maciej Marks, współwłaściciel Klubokawiarni Jaś i Małgosia z Warszawy

Stan działalności lokali
Źródło: Briefly

Rynek dostaw jedzenia

Przed pierwszym zamknięciem branży gastronomicznej w marcu 2020 restauracje (z wyjątkiem np. pizzerii) nie inwestowały w promowanie ofert na wynos. Nie był to segment działalności, który przynosił zyski porównywalne z serwowaniem jedzenia na miejscu.

Epidemia Covid-19 i zamrożenie gospodarki wymusiły skokowy wzrost liczby lokali gastro, które oferują dania na wynos i z dostawą. 

Rynek dostaw jedzenia jest z pewnością największym (i raczej jedynym) zwycięzcą okresu pandemii. Ale wobec wysokich prowizji największych platform, restauratorzy próbują zachęcić klientów do odbiorów osobistych: oferują zniżki przy odbiorze osobistym (zamiast w dostawie), a czasem po prostu wprost proszą klientów o zamawianie bezpośrednio, a nie przez pośredników typu Pyszne, Uber Eats, czy Wolt.

Oferta na wynos restauracji
Źródło: Briefly

Formy pomocy dla restauracji, klubów, sal bankietowych

Dla branży gastronomicznej i ratunkiem były i są: 

  • sprzedaż na wynos i z dostawą
  • pomoc publiczna i samorządowa (zwolnienia pracowników z ZUS, dotacje do pensji w ramach tarcz antykryzysowych, obniżki czynszów i opłat)
  • współpraca z instytucjami finansowymi (odroczenie spłat kredytów, niskooprocentowane kredyty pomostowe)

Branża eventowa praktycznie polega wyłącznie na dotacjach i ulgach państwowych.

Wsród przedstawicieli lokali opinie nt. pomocy ze strony państwa są podzielone:

Wartość pomocy państwowej, obok uruchomienia sprzedaży na wynos i w dostawie, pozwoliła utrzymać działanie lokalu bez konieczności czasowego zamknięcia                        

Maciej Marks, Jaś i Małgosia z Warszawy

Skorzystaliśmy ze zwolnień ZUS i wypłat tzw tarczy antykryzysowej. Zamierzamy z tego korzystać do końca zamknięcia branży. Pomoc ze strony Państwa w skali makro brzmi imponująco, ale w skali małych firm i realnego pomagania ta „pomoc” to śmieszna sprawa.

Ewa Urbańska, Czerwony Fortepian z Kielc

Od wprowadzenia pierwszego zamknięcia lokal funkcjonował na 25% swoich możliwości. Gości było zdecydowanie mniej i rzadziej decydowali się na usługi. Najtrudniejszy moment nastąpił, gdy rząd zakazał wynajmu lokali na imprezy – od tamtego momentu nie możemy pracować. Nie otrzymaliśmy też żadnej pomocy państwowej.

Piotr, współwłaściciel Grindhouse Warsaw

Wszelkie inne formy pomocy (zbiórki wśród klientów, sprzedaż voucherów, akcje w serwisach społecznościowych) miały raczej marketingowy charakter i jedynie sporadycznie gwarantowały realne wsparcie dla lokali. W naszym raporcie przyjrzeliśmy się szczegółowo poszczególnym akcjom wspierającym lokale.

Jeśli chcesz otrzymać pełen raport nt. sytuacji restauracji, klubów i hoteli w czasie pandemii Covid-19 w Polsce napisz wiadomość na adres team@askbriefly.com


Źródło: Briefly

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF

Liderzy gastronomii wspólnie promują bezpieczne dowozy

#bezpiecznedowozy

Ze względu na panująca w Polsce epidemię, gastronomia może funkcjonować jedynie w dostawie lub na wynos. Liderzy branży postanowili zatem połączyć siły i razem zadbać o bezpieczeństwo swoich klientów i pracowników. Tak powstała akcja #bezpiecznedowozy oraz strona bezpiecznedowozy.pl.

Celem akcji #bezpiecznedowozy jest promowanie Kodeksu Dobrych Praktyk dla bezpiecznego dowozu posiłków oraz tych restauracji, które realizują dowozy z zachowaniem właściwych standardów. W serwisie znajduje się m.in. mapa restauracji zapewniających #bezpiecznedowozy oraz gotowe instrukcje i procedury sanitarne dla restauracji, które można bezpłatnie pobrać.

Eksperci firmy Stava i Związku Pracodawców HoReCa wypracowali Kodeks Dobrych Praktyk, czyli rekomendowane standardy bezpiecznej dostawy posiłków. Jest to zestaw zaleceń, które pozwolą zachować bezpieczeństwo wszystkich osób zaangażowanych w proces dostawy – obsługę restauracji, kurierów i konsumentów. Standardy zostały stworzone przy współpracy z konsultantami do spraw bezpieczeństwa żywności i mikrobiologami. Zostały również zaaprobowane przez Główny Inspektorat Sanitarny.

Do akcji #bezpiecznedowozy mogą dołączać wszystkie restauracje oraz firmy, które odpowiedzialnie podchodzą do kwestii bezpieczeństwa i chcą wspólnie promować najwyższe standardy. W tej chwili na Mapie Bezpiecznych Dowozów znajduje się ponad 500 niezależnych i sieciowych lokali. W akcje są zaangażowane takie marki gastronomiczne jak Pizza Hut, Telepizza, Sphinx, Chłopskie Jadło, Fabryka Pizzy, New York Pizza Department, Makro, Makarun, Zdrowa Krowa, Meet & Fit Slow Food, 7th Street, czy Woody’s.

Partnerami przedsięwzięcia również firmy na co dzień wspierające branżę gastronomiczną: Makro, HACCP Online oraz POSBistro.

Organizatorzy akcji zapraszają do współpracy wszystkie restauracje, firmy i organizacje, którym zależy na bezpiecznych dowozach posiłków. Zgłoszeń można dokonywać poprzez formularz znajdujący się na stronie bezpiecznedowozy.pl.


Źródło: informacja prasowa Stava 

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF

Kobiece oblicze męskiego biznesu…

Czyli historia o tym jak dwie prawdziwe kobiety odnajdują się w trudnym świecie gastronomii, zdominowanym przez płeć męską.

Pewnego zimowego poranka, w jednej z warszawskich restauracji odbyła się rozmowa z dwiema inspirującymi kobietami, których drogi połączyły się prawie 3 lata temu pod szyldem FIKA – agencji marketingowej, specjalizującej się w komunikacji, tworzeniu strategii, działań, planów marketingowych i doradztwie dla bardzo wymagającego rynku gastronomicznego. O tym jak znajomość zawodowa przerodziła się w przyjaźń, o ludzkiej stronie biznesu, o tym jak przeciwieństwa się przyciągają i świetnie uzupełniają w życiu prywatnym i zawodowym opowiadają Agnieszka Borek i Marta Panfil.

Jak kobiety odnajdują się w trudnej branży jaką jest gastronomia?

Agnieszka Borek: Pracujemy głównie z mężczyznami. Są konkretni, wiedzą czego chcą, podejmują szybkie decyzje. Z kobietami współpracuje się inaczej, emocje częściej biorą górę i rzadziej konsekwentnie realizują podjęte decyzje. W tym biznesie to nie są pożądane cechy. Ja mam sporo tych cech męskich, jestem bardzo konkretna, więc może dlatego lubię z mężczyznami pracować. Marta jest bardziej dyplomatyczna, ma dużo łagodności w sobie, ale jest z kolei konsekwentna.  

Od kiedy działacie w gastronomii? Kiedy zaczęła się Wasza przygoda w tej branży? Co było przed Fiką?

Marta Panfil: Po studiach wyjechałam do Londynu na staż do agencji PR zajmującej się restauracjami i zakochałam się w branży po uszy. Zawsze lubiłam restauracje, ale zanim nie trafiłam do Jori White PR, nie zdawałam sobie sprawy, że taki zawód w ogóle istnieje. Po stażu, pracowałam przez jakiś czas w Nowym Jorku, też w PR’ze branży hospitality, by potem na kilka lat osiąść ostatecznie w Londynie. Zdobywałam doświadczenie i uczyłam się od najlepszych – po stronie agencji, a potem w sercu restauracji. Przeszłam od pracy kelnera, przez managera, kierownika sprzedaży po marketing managera dla 12 pubów.

To był zawodowy rollercoster, bardzo wymagający okres, w którym wiele się nauczyłam. Cenię sobie zwłaszcza doświadczenia i mądrości przekazane mi przez moich dwóch mentorów. To był zupełnie inny system pracy niż w Polsce. Nikt nie rozliczał z przesiedzianych godzin, ale z  osiągniętych efektów. To bardzo mi odpowiadało i po przeprowadzce do Warszawy nie wyobrażałam sobie pracy na etacie “od do”. Chciałam być swoim sterem i okrętem. Na Facebooku restauracji „Banjaluka” (ta sama grupa gastronomiczna, do której należy Aioli) pojawiło się akurat ogłoszenie, że szukają brand managera. Poszłam na rozmowę i tam spotkałam Agnieszkę. Po 2 tygodniach zostałyśmy wspólniczkami.

AB: U mnie wyglądało to trochę inaczej. Pracowałam w korporacji, ale 8 godzin siedzenia przy biurku okazało się nie dla mnie. Z dnia na dzień odeszłam z firmy i zapukałam do drzwi restauracji „Kresowa Hawira” (dzisiejsza Banjaluka) i poprosiłam o rozmowę z właścicielem. Powiedziałam, że chce dla niego pracować. On był tak bardzo zszokowany moją bezpośredniością, że postanowił spotkać się ze mną drugi raz. Pracę dostałam, a po 3 miesiącach zostałam mianowana menadżerem głównym, mimo że o byciu menadżerem restauracji nie wiedziałam właściwie nic – ale strasznie chciałam się dowiedzieć.

Potem przyszedł czas Aioli. Po 9 miesiącach bardzo intensywnych przygotowań, planów, działań nad projektem  odbyło się wielkie otwarcie, a Aioli, do tej pory jest restauracją, którą w Polsce się najczęściej kopiuje. Po otwarciu Aioli na Świętokrzyskiej zostałam jej głównym menadżerem, a następnie awansowałam na stanowisko menadżera wszystkich restauracji Marcina Wachowicza. Po jakimś czasie, dla odmiany, przyszedł czas pracy dla Grupy Warszawa, otworzyliśmy Stację Mercedes. Potem współpracowałam z restauracją Informal Kitchen czy Brooklynem.

Później historia zatoczyła koło – wróciłam do Aioli – już ze swoją firmą i zespołem. Kiedy dołączyła do mnie Marta ( ja byłam już w zaawansowanej ciąży ) zostawiłam cały mój biznes – i zaczęłyśmy razem od samego początku. To był trudny czas….

Obie jesteśmy w gastronomii już od 8 lat, więc możemy śmiało powiedzieć, że wiemy „z czym ją się je”. 🙂 Nieskromnie powiem, że mamy chyba najciekawsze portfolio na rynku, wliczając w to restauracje zagraniczne i polskie.

MP: Chyba też tym różnimy się od innych agencji marketingowych, że zajmujemy się zarówno restauracjami z „najwyższej półki” jak i  tymi bardziej przystępnymi cenowo oraz zupełnie nowymi konceptami gastronomicznymi. Doradzamy też właścicielom przy rebrandingu sieci i tworzymy strategie. Obecnie zajmujemy się restauracjami w Warszawie, Krakowie i Katowicach. Wyróżnia nas to, że nie podejmujemy się projektów spoza branży gastronomicznej ale też tych, których po prostu nie czujemy. Nasza specjalność to gastronomia i kropka.

FIKA to dwie silne kobiety. Czy jest to związek zawodowy, czy coś więcej?

MP: U nas sytuacja była dosyć nietypowa. Poznałyśmy się przez pracę, po dwóch tygodniach zostałyśmy wspólniczkami, a dopiero po jakimś czasie stałyśmy się przyjaciółkami. Rzadko się zdarza, żeby obce sobie osoby podjęły się stworzenia biznesu, bez wcześniejszych wspólnych doświadczeń. Na początku podchodziłyśmy do siebie z dystansem. Agnieszka była w ciąży, ja byłam świeżo po przeprowadzce do Warszawy – na niepewność i nieufność nie było specjalnie miejsca. Musiałyśmy się dotrzeć, ale szybko nasz zawodowy romans przerodził się w prawdziwą przyjaźń. Jesteśmy bardzo różne, ale dzięki temu, że mamy ten sam system wartości, teraz po tych kilku latach jesteśmy siebie w 100% pewne i rozumiemy się bez słów.

AB: Miałyśmy różne momenty, bywały też te trudne. Ale kiedy „ułożyłyśmy się” biznesowo i lepiej poznałyśmy, stałyśmy się dla siebie dopełnieniem. Mamy do siebie wielkie zaufanie, na którym zbudowałyśmy swoją relację. Działa to nie tylko zawodowo, ale też prywatnie. Ludzi nie cementuje to co dobre, ale to co trudne, a początki właśnie takie były

Jak wygląda biznes gastronomiczny w Warszawie? Jakimi się rządzi prawami?

AB: Zdecydowanie jest to jeden z najcięższych biznesów, nie tylko w Polsce ale i na całym świecie. Nie ma stałych godzin pracy, możesz przyjść na 8 rano i wyjść po północy. Jest ciągła zmienność, wchodzi też czynnik ludzki, przez co ciężko jest cokolwiek zaplanować.  Gastronomia to żywy organizm, który rządzi się swoimi prawami. Jest moda na otwieranie restauracji – bez elementarnej wiedzy jak to zrobić. Ci najwięksi restauratorzy, którzy trzymają ‘’warszawską gastronomię w ręku‘’ to ludzie którzy połączyli doświadczenie ( często przeszli przez wszystkie szczeble od zmywaka po managera i właściciela ) z pasją i niezwykłą intuicją.

Wielu osobom bez doświadczenia wydaje się, że prowadzenie restauracji to „bułka z masłem”. Niestety, jest to błąd. Większość restauracji zamyka się w ciągu pierwszych 2 lat, a na rynku „przeżywa” zaledwie 5%. W branży gastronomicznej jest małe poczucie bezpieczeństwa. My często odczuwamy to jako pierwsze bo jeżeli restauracja zaczyna podupadać, pierwszy do odstrzału idzie marketing. Musimy liczyć się z tym, że ktoś pod koniec miesiąca, a czasem nawet z dnia na dzień, podziękuje nam za współpracę.

MP: Kiedyś z mężem myśleliśmy, że otworzymy swoją restaurację. Ale im dłużej pracujemy w branży, tym większe przeświadczenie, że prowadzenie takiego biznesu jest nadzwyczaj trudne. Jest tyle niepewnych i niewiadomych rzeczy, które nie zależą od Ciebie jako właściciela, że robi się z tego naprawdę ryzykowna gra. Natomiast śmiało można powiedzieć, że warszawska gastronomia jest na bardzo wysokim poziomie. Przed przeprowadzką do Warszawy, spodziewałam się, że jesteśmy daleko za takimi miastami jak Londyn czy Paryż, ale nie miałam racji.

Coraz rzadziej organizujemy spotkania w domu, a coraz częściej „wychodzimy na miasto”. W ciągu tygodnia chodzimy na lunche, w weekendy na śniadania z przyjaciółmi. Inaczej wygląda rynek gastronomiczny poza Warszawą, ale wszędzie procent budżetu domowego wydawanego na wyjścia do restauracji rośnie z roku na rok.

Czy w związku z tym restauracje są sobie w stanie poradzić bez wsparcia marketingowego?

AB: My mówimy nie, ale 90% właścicieli restauracji jest przekonana, że tak. Często zgłaszają się do nas po pół roku działalności restauracje chcąc powtórzyć sukces na miarę np. restauracji Aioli z ludźmi stojącymi w kolejce do wejścia. Tłumaczymy im wtedy, że do sukcesu Aioli przyczyniła się ciężka praca sztabu ludzi, którzy pracowali na ten sukces 24h na dobę przez 9 miesięcy i pracują nad nim nadal. Wielu z restauratorów cały czas tego nie rozumie. Jeszcze 20, 10 lat temu marketing gastronomiczny nie istniał i nie był potrzebny. Ale w tym momencie na rynku jest tak duża  konkurencja, że nie da się tego obejść.

Działania marketingowe są potrzebne od samego początku tworzenia restauracji. Niestety, restauratorzy często o tym zapominają i zgłaszają się do nas kiedy wszystko zaczyna się sypać – albo jest już za późno, my nie zawsze jesteśmy w stanie pomóc.

MP: Marketingowców często prosi się o pomoc na samym końcu, a marketing restauracji powinien istnieć od samego początku i być tak samo ważny jak zatrudnienie szefa kuchni czy głównego menadżera. Razem z właścicielem budujemy „produkt” jakim jest restauracja i składamy wszystkie jej aspekty w spójną całość. Marketing restauracji zaczyna się od całościowego pomysłu na nią. Miałyśmy wiele przypadków kiedy restauracje były dopieszczone we wszystkich szczegółach, ale stały puste, bo właściciele „zapomnieli” jak sprowadzić do nich gości – zapomnieli o promocji, a restauracja w dzisiejszych czasach sama się nie zapełni.

AB: Wielu restauratorów nie zdaje sobie sprawy, że najważniejszy jest plan spisany na kartce, a nie tylko wizja w głowie. Zazwyczaj tworzenie restauracji opiera się na odczuciach poszczególnych osób. Menadżer widzi miejsce w jeden sposób, a szef kuchni w inny, dlatego tak ważne jest scalenie tej wizji.

A co inspiruje Was w działaniach gastronomicznych?

AB: Zawsze zagranica. Zanim urodziłam moją córkę Lilę dużo jeździłam po Europie. Nie było miesiąca, żebym nie wyjeżdżała. Moje ulubione kierunki to Paryż, Mediolan i Rzym. W zasadzie nic innego podczas tych wyjazdów nie robiłam tylko chodziłam po restauracjach. Teraz zostaje mi bardziej internet, bo nie podróżuję ze względu na małe dziecko.

Marta z kolei naturalnie inspiruje się Londynem i Stanami Zjednoczonymi, ponieważ tam mieszkała, zna te miasta, również pod kątem gastronomii. Zresztą Stany są nieustającą inspiracją dla topowych, polskich restauratorów. Najbliższą inspiracją, taką niemalże na wyciągnięcie ręki, jest również Berlin. Tam jest tak różnorodnie i barwnie kulturowo,  że najbliżej i najszybciej po inspiracje możemy pojechać do stolicy Niemiec.

Tylko proszę pamiętać, że przywiezioną „fantastyczną” inspirację, która świetnie sprawdza się np. w Ameryce, należy jeszcze przełożyć na rynek polski. I to jest najtrudniejsze. My nie mamy mentalności Włochów, otwartości Amerykanów, estetyka i klimat również nas różnią. Tu „1 do 1” nigdy nie wyjdzie. Myślę, że nie wolno również wzorować się jednym miejscu, bo to nie inspiracja a kopia. Trzeba sobie wziąć różne rzeczy z wielu miejsc. No i należy podróżować, przynajmniej kilka razy do roku…

MP: Podróże to jedno, my również dużo czytamy i obserwujemy: miejsca, koncepty, wschodzące gwiazdy kulinarne itd… Ja rzeczywiście (tak już powiedziała Agnieszka) z racji wcześniejszego miejsca zamieszkania inspiruję się często Londynem i Nowym Jorkiem. Znam to środowisko, staram się być na bieżąco z  tym co nowego otwiera się w tych miastach i jakie są trendy.

AB: I tak sobie myślę, że jak kiedyś wyjdziemy z biznesem poza Polskę (bo wyjść kiedyś trzeba) to nowym miejscem będzie Londyn. Marta ma tam doświadczenie, zna świetnie angielski, zresztą jest to wspaniałe pod względem gastronomii miasto.

A więc właśnie… przyszłość? Jakie plany mają dziewczyny z FIKI?

MP: Moim celem jest edukacja branży HoReCa pod kątem zagadnień marketingowych. W planach na 2019 mam nie tylko budowanie rozpoznawalności FIKI, ale przede wszystkim budowa świadomości wśród managerów i właścicieli lokali jak kluczowy jest marketing ich restauracji w drodze do sukcesu.

AB: Ja bym chciała z kolei zacząć coś kompletnie nowego. Nowy duży projekt. Gastronomia ma tak, że potrzebuje zmian. Na razie nie wiem co to miałoby dokładnie być. Ale jak poczuję, to zacznie się to materializować.

A czuje całą sobą, że to co najlepsze dopiero przed nami – i strasznie się tym ekscytuję.

Jaką rolę w Waszym życiu odgrywa intuicja? W życiu prywatnym i zawodowym.

AB: U mnie 100%. Często nie chciałabym czuć tego co czuję (nazwijmy to przeczuciem)… a później i tak się to ziszcza. W gastronomii natomiast pracowałam z 2 restauratorami, którzy kierują się wyłącznie intuicją i to im się całkowicie sprawdza. Ich intuicja powoduje, że są dzisiaj na szczycie, mając przy tym ogromną pokorę.

To mnie przekonuje do tego, że jeśli czegoś nie czujesz, nie rób tego! Zwłaszcza dla pieniędzy, bo prędzej czy później się wyłożysz. U mnie jest tak czasami, że wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią: NIE – a intuicja karze iść w drugą stronę. Ufam jej i mało kiedy mnie zawodzi. Nawet w kreowaniu czegoś, tworzeniu konceptu… Jeżeli czegoś nie czuję, nic i nikt, ani deadline ani Marta, ani restaurator  nie jest w stanie mnie do tego przekonać. Potrafię przełożyć spotkanie do momentu kiedy nie poczuję przysłowiowej weny… – mówię konkretnie o koncepcji miejsca.

MP: A ja mam w drugą stronę. Życiowo i prywatnie – intuicja owszem czasem mną kieruje, jak to u kobiety. Natomiast zawodowo – zdecydowanie opieram się na doświadczeniu popartym metodologią. Dłubaniem, researchem, sprawdzeniem odpowiedzi. I tu jest właśnie ta różnica, która pozwala doskonale nam razem funkcjonować z Agnieszką. Podczas gdy ona tworzy koncept pod wpływem weny, czasami bardzo szybko i w formie roboczej, ja go obudowuję. Znajduję odpowiednie zdjęcia, wizualizacje, badania rynkowe – rozwijam pomysł Agnieszki i tłumaczę go klientom.

To może mniej zawodowo… Marta, Agnieszka – jakie jesteście prywatnie? Co u Was słychać poza FIKĄ?

AB: Bardzo się różnimy. Nawet wyglądamy inaczej. Ja chodzę w martensach, krótkich spodenkach i kapeluszu, a Marta w szpilkach i żakiecie. Mamy z tego nieustający ubaw, bo nasz wygląd często powoduje pewną konsternację wśród odbiorców, którzy zastanawiają się o co chodzi i jak to możliwe, że to działa. To jest zadziwiające, bo ja również zawsze uważałam, że ludzie, aby dobrze funkcjonować razem, powinni być tacy sami. Ale my jesteśmy wyjątkiem od tej reguły. Jesteśmy  kompletnie różne pod prawie każdym względem. Ja wstaję do dziecka już o 4 rano, Marta nie podnosi się przed 9:30. Ja jestem bardzo punktualna, a Marta się spóźnia…

MP: A moją ogromną radością jest skreślanie zrobionych zadań z listy.” Jestem człowiekiem tabelką” 😉

AB: Ja dostaję nerwicy, gdy mam coś włożyć w tabelkę. Bardzo różnimy się charakterami. Marta jest bardzo spokojna, dyplomatyczna, wywarzona, a ja jestem furiatką, wiele rzeczy mnie denerwuje, szybko się irytuję.  Nawet gusta mamy inne. Marcie się podobają kolory, a ja mogłabym żyć w czarno-białym świecie. Jestem zerojedynkowa, a Marta mówi, że są szarości. A co mamy wspólne?

MP: Oooo, to jest dobre pytanie. Miłość do czerwonego wina, Włoch, śledzi i tatarów. Ale tak poważnie – obie nie jesteśmy kłótliwe ani zawistne, nie obrażamy się na siebie. Mamy takie same wartości życiowe i interesują nas podobne tematy. Lojalność, zaufanie, rodzina – to jest nasz wspólny mianownik i fundament przyjaźni. I jakby tego nie było to zdecydowanie trudniej byłoby nam razem funkcjonować, a może byśmy nie funkcjonowały w tym teamie, kto to wie?

Co Was cieszy? Tak po prostu, po ludzku…

AB: Mnie mega cieszy to, że jestem mamą. Lila jest dla mnie najważniejsza. Jestem ja i ona. Nie ma większej motywacji dla mnie. Bo nawet jak mi się nie chce czegoś robić to patrzę na nią i już mi się chce. Śmieję się, że Lilka jest zmaterializowanym moim marzeniem. Ona nawet wygląda dokładnie tak jak sobie ją wymyśliłam, jest absolutną kopią mnie, jeżeli chodzi o charakter i temperament, no i oczy rzecz jasna 🙂 To takie moje przedłużenie – co zresztą daje mi ogromną satysfakcję i spełnienie.  W moim życiu jest taki zdrowy balans, równowaga. Dzięki temu, że jestem spełniona w pracy to daję szczęście mojemu dziecku, a w związku z tym, że Lila daje mi szczęście to mogę spełniać się w pracy.

Ostatnio cieszy mnie tak naprawdę wiele rzeczy: pogoda, nowe mieszkanie, fantastyczne przyjaciółki, duchowość i samorealizacja – Bóg. Cieszy mnie to, że pomimo kilku ostatnich, niełatwych lat jestem coraz silniejsza i mam w sobie coraz większy spokój.

MP: Ja z kolei jestem takim „dziwnym typem”, który uśmiecha się do ludzi na przystanku 🙂 Jestem bardzo optymistyczną i uśmiechniętą osobą. Cieszy mnie naprawdę wiele – szczęśliwe małżeństwo, nasz wiecznie uśmiechnięty pies, moi niezawodni przyjaciele, czerwone wino przy jazzie, serialu lub dobrej książce. Trudniej byłoby mi wymienić rzeczy, które mnie martwią, czy smucą niż te, które sprawiają mi radość.

AB: Chciałam tylko dodać, że gdybym miała Martę zdefiniować jednym słowem (a propos cieszenia się) to byłoby to słowo DOSKONALE. Dla Marty zawsze jest wszystko doskonałe. Na przykład gdy mówię „Słuchaj, będę za 15 minut” to słyszę „doskonale”. Niby proste słowo, a niosące ze sobą tak dobrą energię, że gdy je słyszysz – to jesteś pół centymetra do przodu.

Tak kompletnie na zakończenie chciałyśmy zapytać skąd pomysł na nazwę? Skąd się wzięła FIKA?

AB: Historia jest dość śmieszna. Bo Fika miała być Fliką – Flika oznacza po szwedzku dziewczynę. Zadzwoniłam do grafika, żeby przygotował logo, podałam mu nazwę i wytłumaczyłam wszystko. Po pewnym czasie otrzymałam gotowy projekt i w projekcie zobaczyłam… FIKA. Ale zanim poprosiłam o jakąkolwiek zmianę to sprawdziłam FIKĘ w google i okazało się, że FIKA to przerwa na kawę – też po szwedzku. Zatem lepiej być nie mogło. Miała być dziewczyna, a jest przerwa na kawę. Idealnie.

Jest początek 2019 r. – jakie macie plany na najbliższe miesiące ?

A.B: Szykuje się dla nas zawodowa rewolucja – dostałyśmy świetną propozycję współpracy, z której cieszymy się jak małe dziewczynki 🙂 Na razie nie możemy za wiele zdradzić, ale możemy obiecać, że w tym roku – zrobimy coś WOW!

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF

Vigo, czyli nowoczesna forma rekrutacji dla branży gastronomicznej

Rekrutacja pracowników weszła właśnie na zupełnie nowy poziom. Aplikacja mobilna Vigo, dostępna na platformie Android, a niebawem również na platformie iOS, ma na celu uprościć skojarzenie kandydata z pracodawcą. Bez papierowych CV, nie tracąc czasu na przeglądanie ofert na portalach. Wystarczy jedynie chwila, aby dodać profil użytkownika lub ofertę pracy i korzystać ze wszystkich funkcjonalności aplikacji.

Vigo to start-up, który powstał w Trójmieście. Na pomysł jego stworzenia wpadli inżynierowie Bolek oraz Piotrek. Następnie do zespołu dołączył Marcin, związany z marketingiem, oraz Paweł, przedstawiciel branży finansowej. Pomysł bardzo szybko przyciągnął zainteresowanie funduszu Aligo Capital, który zdecydował się zainwestować w spółkę, by wspomóc jej rozwój. – Nasi znajomi, którzy prowadzą w Trójmieście kilka restauracji, opowiadali często, jak trudno znaleźć na rynku dobrego pracownika, ile czasu i wysiłku wymaga znalezienie rąk do pracy. Rąk, które bardzo często potrzebne są od zaraz. Z drugiej strony, potencjalny kandydat musi przejrzeć kilkadziesiąt ofert pracy, często z różnych źródeł, zanim trafi na ofertę spełniającą jego oczekiwania. Postanowiliśmy pomóc zarówno jednej, jak i drugiej stronie – mówi Bolesław Kruszewski, jeden z pomysłodawców projektu.

W ten sposób powstała aplikacja, której ideą jest uproszczenie procesów rekrutacyjnych. W Vigo nie ma miejsca na wysyłanie CV czy pisanie listów motywacyjnych. Jak na razie aplikacja skierowana jest do branży gastronomicznej. Po dokładnym poznaniu wszelkich oczekiwań oraz problemów stron związanych z taką nową usługą, będzie ona rozszerzana na kolejne branże.

Rekrutacja z Vigo ma być szybka, prosta i przyjemna. Głównym celem aplikacji jest zaoszczędzenie czasu obu stronom – stąd, prostota zastosowanych rozwiązań oraz przywiązanie uwagi do dużej intuicyjności narzędzia. – Zależny nam na znacznym uproszczeniu rekrutacji. Dlatego pracownik, tworząc swój profil, określa gwiazdkami w skali od 1 do 7 swoje kompetencje w trzech obszarach: doświadczeniu zawodowym, znajomości języków i dyspozycyjności. Do tego podaje swoje oczekiwania finansowe oraz dodaje swoje zdjęcie – voilà – ma już gotowy profil, który mogą oglądać pracodawcy. Ci z kolei, w równie prosty i szybki sposób zamieszczają oferty pracy. – mówi Piotrek Pepliński, współtwórca Vigo.

Kolejnym krokiem jest dopasowanie. Cały jego proces odbywa się na zasadzie matchmakingu, czyli kojarzenia kandydata z ofertą pracy. Pracownikowi wyświetlają się tylko te oferty pracy, które są zgodne z jego oczekiwaniami i profilem. Dopiero, gdy wykaże on zainteresowanie daną ofertą pracy, pracodawca może nawiązać z nim kontakt. Także pracodawca może wysłać powiadomienie o zainteresowaniu danym kandydatem. Na tym etapie rekrutacji funkcjonalności Vigo również ułatwiają zadanie obu stronom. Jedną z nich jest specjalny kalendarz, który wspomaga umawianie spotkań między stronami. Odpowiednio zaprojektowane powiadomienia push, wysyłane na dzień i na półtorej godziny przed spotkaniem, z koniecznością ich potwierdzenia przez kandydata, minimalizują ryzyko związane z odwołaniem spotkania bez uprzedzenia. – Jednym z głównych problemów w branżach o wysokiej rotacji pracowników, jest to, iż wiele umówionych telefonicznie spotkań po prostu się nie odbywa. Powoduje to zwykłe marnotrawstwo czasu, który przecież mógłby być spożytkowany efektywniej – mówi współtwórca aplikacji, Marcin Siwiński.

Dzięki Vigo w zamian za relatywnie niską, miesięczną opłatę, pracodawca uzyskuje dostęp do szerokiej bazy pracowników, wyrażających swoją gotowość do pracy. Dla kandydatów aplikacja zawsze będzie bezpłatna. Nie stworzy to sztucznej bariery wejścia oraz zapewni odpowiedni poziom zgłaszanego popytu na pracę. Obie strony będą mogły czerpać dodatkowe korzyści poprzez dalsze polecanie aplikacji znajomym lub zaprzyjaźnionym restauratorom – mówi Paweł Skórka, współtwórca aplikacji.

Poprzez użytkowanie aplikacji pracodawca i potencjalny pracownik łączą się w czasie rzeczywistym. Co to oznacza? Wszystkie dopasowane oferty pracy kandydat zobaczy od razu po ich zamieszczeniu, nieważne czy będzie wtedy w tramwaju, w pracy za barem czy na plaży ze znajomymi. – Znalezienie przykładowo dobrego kelnera zaczyna być tak trudne jak znalezienie dobrego programisty czy inżyniera. Mamy jednak nadzieję, że dzięki Vigo oczekiwania pracowników i potrzeby pracodawców zostaną zaspokojone – dodaje Bolesław Kruszewski. – Naszym celem jest, aby Vigo stało się powszechnie używanym narzędziem w branży gastronomicznej w Polsce, a w nieodległej perspektywie, również za granicą. Widzimy również olbrzymi potencjał do zastosowania tego typu rozwiązania innych branżach. Wierzymy, że w niedługim czasie Vigo stanie się rozpoznawalną marką w szeroko rozumianym obszarze HR – komentuje Marcin Siwiński.

::

Fot. Pixabay

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF