...

BRIEF dociera do polskich firm i ich pracowników – do wszystkich tych, którzy poszukują inspiracji w biznesie i oczekują informacji o ludziach, trendach i ideach.

Skontaktuj się z nami

To, że prawo pozwala, nie oznacza, że wypada…

Ostatnia sobota. Stacja benzynowa, przede mną starszy pan płacący za napój wnuczka. Starszy pan kładzie banknot. Ekspedientka prosi o drobne, widać, że ma problem z wydaniem reszty, a starszy pan chyba nie używa karty. Zaczyna się szukanie drobnych i prawie jest. Prawie, bo brakuje 10 groszy. Nie zdążyłam wyciągnąć tych 10 groszy, żeby dopłacić, bo […]

Ostatnia sobota. Stacja benzynowa, przede mną starszy pan płacący za napój wnuczka. Starszy pan kładzie banknot. Ekspedientka prosi o drobne, widać, że ma problem z wydaniem reszty, a starszy pan chyba nie używa karty. Zaczyna się szukanie drobnych i prawie jest. Prawie, bo brakuje 10 groszy. Nie zdążyłam wyciągnąć tych 10 groszy, żeby dopłacić, bo ekspedientka szybko mówi: „Wystarczy, kiedyś pan odniesie” 🙂

I teraz można zrobić małe ćwiczenie, co było dalej…

Starszy pan powiedział:

  1. „dobrze, dziękuję, odniosę/ gdy będę w pobliżu odniosę/ zaraz odniosę”
  2.  „dziękuję, ale reguluję płatności”
  3. „dziękuję”
  4. i wiele innych…

To w warstwie werbalnej. Oczywiście różne mogły być też myśli starszego pana:

  1. „muszę tu wrócić”
  2. „i tak nie odniosę”
  3. „nie zbiednieją”
  4. „skoro nie chce 10 groszy, widocznie ma górkę”
  5. i wiele innych…

Starszy pan wydawał się mocno skonfudowany.  Z jednej strony wnuczek wpatrzony w butelkę z kolorowym napojem, z drugiej 10 groszy.

Wiele razy widziałam tego typu sytuacje. ”Będę pani winna 2, 5, 10 groszy” i z drugiej strony „OK”. I szybkie dokończenie transakcji, bo przecież wszystkim się spieszy.

Tutaj miałam wrażenie spowolnienia czasu. Więcej, miałam wrażenie, że on stanął, a my wszyscy bierzemy udział w jakimś eksperymencie społecznym.

Starszy pan spojrzał na ekspedientkę i  odezwał się: „Dziękuję pani, ale teraz nie będę mógł spać”.
10  groszy.

Chcąc rozładować sytuację powiedziałam z życzliwym uśmiechem do starszego pana: „Oby wszyscy byli tacy uczciwi”.

Myślałam, że w ten sposób zakończymy rozmowę i zaczniemy sobotę, ale jeszcze chwilę rozmawialiśmy, a w sposób bardzo naturalny dla ostatnich politycznych wydarzeń, nasza wymiana zdań poszła w kierunku „w Sejmie na grosze są uczciwi, ale kradną miliony”.

Niby zwykłe zdarzenie przy kasie, teoretycznie jedna z miliona rozmów nieznajomych stojących w kolejce, a po dobie wciąż czuję jej klimat. Przypomniały mi się czasy, gdy zwracano uwagę na wartości – w domu słyszałam, że trzeba być uczciwą, bo nawet jeśli pozornie stracę, to będę fair. W szkole też takie treści były obecne. Trudno mówić o polityce lat 80. i jej wartościach czy antywartościach, ale mam wrażenie, że przynajmniej była jasność sytuacji.

Dziś można odczuwać dysonans poznawczy wartości. Z jednej strony politycy na sztandarach wiodący prawo i sprawiedliwość, z drugiej strony ewidentne naruszenia w postaci złamanych procedur i z pewnością przekroczenia granic przyzwoitości. Do tego kłamstwo wielokrotne. A na koniec owacje w Sejmie dla odchodzącego marszałka. Owacje jak dla bohatera, podczas gdy odchodzi kłamca.

Dla mnie to trudne, bo wychowano mnie w inny sposób. Ale jeszcze większy dylemat mam, gdy pyta mnie o takie kwestie jedenastoletni syn. Jak dzieciom i młodzieży w takiej sytuacji objaśniać świat wartości? Jak przeprowadzić ich przez świat równoległy? Jakim prawem wymagać od nich zachowań znanych nam z dzieciństwa, jeśli wokół widzą inne przykłady lub jeśli widzą brak naszej reakcji na wydarzenia typu „loty marszałka” czy „musiałem dostarczyć leki chorej żony”.

Żenujące.

Ale jest wyjście z sytuacji, choć wyjście to wiąże się z pozostawieniem ulubionej przez nas strefy komfortu. Trzeba reagować. Zacząć od spraw, na które mamy wpływ. Od zwracania uwagi na wartości najbliższego nam otoczenia, a później dalej. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu.

Bardzo denerwowali mnie dziennikarze, którzy podczas „afery z lotami marszałka” używali sformułowania „oszczędne gospodarowanie prawdą”. Nie, to nie było „oszczędne gospodarowanie prawdą”. To były kłamstwa i nie ma sensu zmiękczać zachowań, które w powinny natychmiast dyskwalifikować wypowiadającego je i eliminować z zajmowanej funkcji.

W ramach zajęć dla studentów public relations prowadzę fragment dotyczący etyki PR. Aby wprowadzić w temat i pokazać, że etyka PR nie powinna być tematem od święta, ale naturalnym elementem wtopionym w definicję profesjonalizmu zawodowego, zaczynam krótko Arystotelesem i idę przez etykę biznesu, a tam zderzam studentów z takim fragmentem wykładu:

Etyczne warunki działań gospodarczych / Sternberg: maksymalizowanie długoterminowej wartości dla właściciela wymaga brania pod uwagę długoterminowości (zaufanie, poszanowanie praw własności).
Działanie gospodarcze zakłada zatem postępowanie wykluczające:

  • kłamstwo
  • oszustwo
  • kradzież
  • zabójstwo
  • wymuszenie
  • przemoc fizyczną i większość czynów nielegalnych.

Rygory te ucieleśniają wartości tego, co można nazwać zwyczajną przyzwoitością”.

Zwyczajna przyzwoitość…

Tak,  to dotyczy etyki biznesu, a nie etyki polityki, ale…

„Działania gospodarcze nie stoją poza zasięgiem zwyczajnych osądów moralnych; nie istnieje oddzielna „etyka biznesu”. Etyka nie jest tym samym co prawo, przestrzeganie umów, religia, cierpienie czy walka; do etyczności czynu altruizm nie jest ani konieczny, ani wystarczający. Zasady etyki biznesu to zasady zalecające wartości, bez których działania gospodarcze nie byłyby możliwe, a te wartości to sprawiedliwość dystrybutywna i zwyczajna sprawiedliwość, mające zastosowanie zawsze i wszędzie” [1].

Niestety dość często mam wrażenie, że polityka coraz częściej przybiera obraz nakreślony przez mojego guru, Paula Ekmana, psychologa, zajmującego się m.in. wykrywaniem kłamstwa:

„Każdy polityk, który dochodzi do władzy i posiada umiejętność publicznego przemawiania oraz efektowny wizerunek telewizyjny, jest predysponowany do bycia naturalnym kłamcą.”

Na koniec słowa, które często powtarzam w kontekście biznesu, polityki i innych działań w sferze społecznej: to, że prawo pozwala, nie oznacza, że wypada.

Reagujmy. Warto i należy.

___

Zainteresowanych etyką i kłamstwem w biznesie polecam między innymi :”Czysty biznes. Etyka biznesu w działaniu” Eraine Sternberg, WN PWN SA, Warszawa 1998 [1] (szczególnie strony 104-106 i 109, choć warto całość).

Dr habilitowana w dyscyplinie "nauki o mediach", pracownik naukowo-dydaktyczny Uniwersytetu Warszawskiego i biegły sądowy z zakresu mediów i komunikacji społecznej (prawo i etyka mediów oraz public relations, kreowanie wizerunku publicznego i medialnego, naruszenia wizerunku offline oraz online). Od ponad 20 lat naukowo i w praktyce łączy aktywność public relations i innych obszarami komunikowania społecznego. Doradca i trener. Najwięcej emocji znajduje tam, gdzie komunikowanie się spotyka politykę, wywołuje sytuacje kryzysowe, używa nowych mediów czy narusza etykę. monikakaczmarek-sliwinska.pl

Monika Kaczmarek-Śliwińska

Komunikacja biznesowa?

Od środowego południa przez wall na Facebooku i Linkedin przewijały mi się informacje o prezentacji położonej na popularnej konferencji. Musiała być rzeczywiście kiepska, ponieważ opinie były ostre, a posty albo zawierały oznaczenie firmy, albo pozwalały na jej identyfikację. Nie miałam czasu, aby śledzić dyskusję wokół tematu, ale z jednej strony na swój sposób współczułam prelegentowi, […]

Od środowego południa przez wall na Facebooku i Linkedin przewijały mi się informacje o prezentacji położonej na popularnej konferencji. Musiała być rzeczywiście kiepska, ponieważ opinie były ostre, a posty albo zawierały oznaczenie firmy, albo pozwalały na jej identyfikację.

Nie miałam czasu, aby śledzić dyskusję wokół tematu, ale z jednej strony na swój sposób współczułam prelegentowi, szukając sensownej racjonalizacji takiej wpadki – może pierwszy raz? Może stres? Może w zastępstwie? Przyczyn mogło być wiele. Z drugiej strony dziwiłam się, bo to konferencja o niezłych zasięgach, więc wpadka oznacza rozgłos, raczej negatywny.

I pewnie nie wracałabym do tematu, gdyby wieczorem nie wyświetlił mi się post z oświadczeniem zarządu. Zdębiałam.

Oświadczenie napisane w stylu pół żartem, pół serio, co w wielu branżach nie budzi już kontrowersji. Ale to oświadczenie było jednak inne niż wszystkie mi znane. Ewidentnie zastosowano zasadę „wyróżnij się albo zgiń”. Wyróżnij się przez wulgaryzmy.

Poniżej kilka cytatów:

„Serio, może Wam się wydać to dziwne, ale nie zatrudniamy ani jednego “mówcy”. Sam prezes Błażewicz, prezentacje na konferencjach robi, delikatnie ujmując, chujowe.

(…)

Zupełnie poważnie uznaliśmy, że jako człowiek, który skonstruował cały system analityczny i controllingowy w najszybciej rosnącej spółce marketing automation w Europie (w zeszłym roku 60 mln przychodu, a na ten planujemy 40% wzrost) będzie znacznie ciekawszy niż, wybaczcie maniery językowe, pierdolenie o newsletterach.

(…)

Sprawa się skomplikowała jak 10 minut przed prezentacją Michał zadzwonił do Błażewicza i trzęsącym się głosem oświadczył “Grzesiek, ja to pierdole, jestem tak zestresowany. Nie wychodzę na scenę.” W ciągu 5 min stosując groźby karalne udało się go przekonać. Efekt był jaki był. Kurwa, serio wszystkich przepraszamy.”

Nie oznaczam firmy, bo większe znaczenie ma dla mnie sposób myślenia jej szefów. Gdyby jednak ktoś chciał wczytać się w temat, link do oświadczenia tu:  https://www.facebook.com/monika.kaczmareksliwinska/posts/2647988138563715?notif_id=1557333689656501&notif_t=feedback_reaction_generic

Zastanawiający styl oświadczenia, ale być może spójny z kulturą firmy i jej wartościami. Jeszcze bardziej zastanawiające komentarze, a przynajmniej ich znaczna część. Pełne aprobaty dla stylu, czasami wręcz podziwu.

Serio?

Czy naprawdę, aby wzbudzić uwagę trzeba zniżać się do stylu, który jeszcze dekadę temu uważany był za szczyt chamstwa i prostactwa?
Czy brak sensownej prezentacji firmy trzeba przykrywać stekiem wulgaryzmów?
Czy naprawdę taki styl uważamy za otwartość, luz, swobodę?

A może zarządowi po prostu zabrakło odwagi, aby – zachowując styl pół żartem, pół serio – napisać: „Daliśmy ciała/Nie daliśmy rady. Przepraszam obiecujemy, że nigdy więcej nie potraktujemy tak odbiorców naszych prezentacji”.

Fakt, byłoby nudniej i mnie twórczo, więc wysilono się na twórczość, która kiedyś w pewnym kabarecie została określona jako „twórczość przez duże TFU”.

Czy naprawdę taka komunikacja w biznesie satysfakcjonuje nas?

Dr habilitowana w dyscyplinie "nauki o mediach", pracownik naukowo-dydaktyczny Uniwersytetu Warszawskiego i biegły sądowy z zakresu mediów i komunikacji społecznej (prawo i etyka mediów oraz public relations, kreowanie wizerunku publicznego i medialnego, naruszenia wizerunku offline oraz online). Od ponad 20 lat naukowo i w praktyce łączy aktywność public relations i innych obszarami komunikowania społecznego. Doradca i trener. Najwięcej emocji znajduje tam, gdzie komunikowanie się spotyka politykę, wywołuje sytuacje kryzysowe, używa nowych mediów czy narusza etykę. monikakaczmarek-sliwinska.pl

Monika Kaczmarek-Śliwińska