Event manager na medal, czyli jak zrobić karierę w olimpijskim stylu

W minioną niedzielę odbyła się ceremonia zamknięcia XXXII Letnich Igrzysk Olimpijskich Tokio 2020. Dla Polski była to najlepsza olimpiada od dwóch dekad. Biało-czerwoni łącznie 14 razy stanęli na upragnionym podium, czym dostarczyli nam nie lada emocji, wzruszeń i powodów do dumy. I właśnie podczas śledzenia zmagań naszych sportowców, ich heroicznych wysiłków, niezwykłej determinacji i hartu ducha, ich sukcesów, a czasem również upadków i porażek, ale przede wszystkim obserwując ich postawę, wyrażającą, że najważniejsze wcale nie jest zwycięstwo, ale sam udział w igrzyskach i sprawiedliwa rywalizacja, uzmysłowiłam sobie jak wiele od olimpijczyków możemy się nauczyć – życiowo i zawodowo. Bo wziąć udział w tej najważniejszej na świecie sportowej imprezie mogą tylko nieliczni – wybrańcy w swoich dyscyplinach. Jak to osiągnęli? Jakie cechy i umiejętności zaprowadziły ich na szczyt? I wreszcie – które z tych zasad i wartości powinniśmy wdrożyć u siebie, aby odnieść zwycięstwo na arenie zawodowej w iście olimpijskim stylu?

  1. Etos pracy i dążenie do doskonałości

Rozpoczynając swoją przygodę z branżą eventową, pewnie marzysz o organizowanych przez siebie czy to koncertach z udziałem największych gwiazd sceny muzycznej czy też prestiżowych galach prowadzonych przez osoby z pierwszych stron gazet. Jednak zwykle w tej branży jest dokładnie tak, jak na igrzyskach – sukcesy i zlecenia nie spadają z nieba, a łut szczęścia zdarza się jedynie osobom przygotowanym. Tak można by interpretować sukces Patryka Dobka na igrzyskach – nie tylko dlatego, że był to jego pierwszy występ na olimpiadzie, ale również, że brązowy medal zdobył w całkiem nowej dla siebie konkurencji – biegu na 800 m, podczas gdy wcześniej rywalizował w biegu na 400 m przez płotki. Ale to nie szczęście czy przypadek pozwoliły mu stanąć na podium, a ciężka praca, treningi, wytrwałość i determinacja. A te ostatnie przydają się również w branży eventowej, gdzie często trzeba odpowiadać na kilkadziesiąt zapytań ofertowych po to, aby zrealizować jedynie kilka z nich, weryfikować dla klienta całe mnóstwo różnych opcji, po to tylko, aby ten mógł je odrzucić i wrócić z nowymi wytycznymi. Bo zawód event managera to zdecydowanie zawody dla wytrwałych, dla tych, którym nie są straszne wielokrotne, żmudne i męczące powtórzenia. Jednak bez nich wzniesienie się na wyżyny swoich możliwości nie byłoby możliwe. Bądź więc jak zawodnik olimpijski – gotowy na ciężką pracę, silnie zmotywowany i potrafiący przezwyciężyć własne ograniczenia, a Twój sen o wielkich eventach na pewno się ziści. I nie zapominaj, że to „trening czyni mistrza”.

 

  1. Przezwyciężanie i radzenie sobie z trudnościami

A te zdarzają się nawet mistrzom olimpijskim! Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy błędy, ale to właśnie to, jak na nie reagujemy i jak sobie z nimi radzimy determinuje powodzenie lub porażkę. Jaka zatem reagują na potknięcia sportowi wybrańcy?
Zamiast koncentrować się na tym, co się wydarzyło i rozpamiętywać porażkę, zawodnik skupia się na tym, co dzieje się teraz i na co ma wpływ. Negatywne myśli są jednym z największym wrogów sportowca, prowadzącym do spadku efektywności działania.
Jaka zatem rada płynie z tego dla Ciebie jako event managera? Nie zadręczaj się, nie rozdrapuj ran zadanych przez klienta, który odrzucił Twoją ofertę – popraw koronę i skup się na tym, co przed Tobą! Niech dołki, w które zdarzy Ci się wpaść w drodze na upragniony szczyt, pozwolą Ci wyjść z nich silniejszym i bogatszym o nowe doświadczenia.

 

  1. Czysta gra – Fair Play

Mistrzowie olimpijski swoje zwycięstwo osiągają nie po trupach i rozpychając się łokciami, ale w duchu szacunku, przyjaźni i zasady fair paly. Dlaczego to takie ważne w perspektywie event managera? Bo konkurencja zawsze była, jest i będzie, ale to jak ułożysz sobie z nią relacje zależy wyłącznie od Ciebie. Tylko pamiętaj, że rynek w czasach pandemii jest już i tak wystarczająco trudny, żeby tworzyć sobie dodatkowe problemy i wrogów – poza tym nigdy nie wiesz, kiedy przyjdzie Ci połączyć siły z konkurencją, żeby wspólnie zrealizować dla klienta jakieś duże przedsięwzięcie. Niech więc drogowskazem po relacjach z innymi agencjami eventowymi będzie dla Ciebie przykład wioski olimpijskiej i współistnienie tam zawodników ze wszystkich stron globu, wioski, w której spotykają się zawodnicy różnych dyscyplin, gwiazdy światowego sportu z innymi gwiazdami, którzy to zasiadają do posiłków na tej samej stołówce, by następnie rywalizować ze sobą w uczciwej walce, zakończonej gratulacjami dla zwycięzców.

  1. Balans

Nawet mistrzowie olimpijscy nie żyją samymi treningami! Jak twierdzi kanadyjski psycholog sportu Terry Orlick, sportowiec funkcjonuje w dwóch strefach: złotej i zielonej. Na tę pierwszą składa się wszystko, co jest związane z aktywnością sportową, a więc treningi, ustalanie taktyki, zawody. Ta druga to życie pozasportowe, czyli rodzina, przyjaciele, wolny czas. Żeby dobrze funkcjonować w strefie złotej, sportowiec musi zachować równowagę między obiema strefami. Ważne, by pamiętał, że nie samymi zawodami człowiek żyje. Istotne znaczenie ma umiejętność odzyskiwania energii i przełączania się na inne sfery: relaks, lekturę dobrej książki, hobby – a więc wszystko, co pozwoli oderwać się od rzeczywistości.

I ta zasada ma zastosowanie absolutnie w każdej branży, nie tylko w sporcie!

 

  1. Praca zespołowa

Mimo, że to niewątpliwie na zawodniku spoczywa największa presja i ciężar odpowiedzialności za sukces lub porażkę, to jednak nie dźwiga ich samodzielnie. Może liczyć na wsparcie trenerów, psychologów i całego sztabu. Jaka lekcja płynie z tego dla event managera?
A no taka, że prawdziwe zwycięstwo to wcale nie ten indywidualny sukces, ale powodzenie całego projektu, dlatego dobry event manager wpiera również innych członków drużyny, by wspólnie mogli zrealizować zamierzony cel, a w przypadku napotkanych trudności nie boi się prosić o pomoc – bo wszyscy gramy przecież do jednej bramki.

 

To tylko niektóre z olimpijskich wartości, które przełożone na wymiar zawodowy, pozwolą Ci zbudować karierę w etyczny i zrównoważony sposób, w duchu szacunku, przyjaźni, dążenia do doskonałości i zasady fair play. Mając taki drogowskaz, sukces to tylko kwestia czasu (no i ciężkiej pracy). Powodzenia!


Autorka: Katarzyna Kseniuk 

Cyrek Events to agencja eventowa, która powstała by łączyć dwie rzeczywistości: offline i online, zamiłowanie do nowych technologii i miłość do eventów. Wiemy, że coraz trudniej zaskoczyć czymś uczestników, dlatego uważnie śledzimy, (a czasem wyprzedzamy!) bieżące trendy, aby zapewnić naszym klientom niepowtarzalne doznania i efekt WOW! cyrekevents.com

Cyrek Events

Rozwój kompetencji miękkich – klucz do zawodowego sukcesu

kompetencje miekkie

Inteligencja emocjonalna, zdolność adaptacji, umiejętność radzenia sobie ze stresem i elastyczność stają się jednymi z najbardziej pożądanych cech zawodowych. Umiejętności miękkie stały się jeszcze ważniejsze podczas pandemii COVID-19, która przymusiła nas do pracy zdalnej i związaną z tym zmianą w sposobie pracy zespołowej.

Polacy są jednym z najbardziej zestresowanych narodów w Europie, a czynnikiem najbardziej stresogennym jest praca zarobkowa – wynika z raportu „Workforce View in Europe” firmy ADP. W codziennej pracy zawodowej sukces często zależy od tego, jak dobrze współpracuje ze sobą zespół. Najlepsze zaawansowane umiejętności techniczne nie pomogą firmie osiągnąć celów, jeśli będzie ona nękana m.in. przez słabe przywództwo, zawodną komunikację czy brak elastyczności pracowników.

Według badania przeprowadzonego przez Eurofound 40% Europejczyków w wieku produkcyjnym dostosowało się do pandemii, tworząc w swoich mieszkaniach tymczasowe biura. Praca w domu stała się nową normą. Zespołem na odległość zarządza się trudniej dlatego obecna sytuacja wymusiła wzmożoną potrzebę rozwoju kompetencji miękkich. Wyzwaniem dla kadry menedżerskiej jest również budowanie dobrej atmosfery, w tym cały aspekt emocjonalny związany z pracą zespołu.

Efektywność i satysfakcja w pracy zależne są między innymi od zdolności do działania w zupełnie nowej, szybko zmieniającej się rzeczywistości. Podczas pandemii bardzo silnie wybrzmiały potrzeby z obszarów kompetencji miękkich, czyli przykładowo zdolność do korzystania z własnego potencjału, dostrzeganie możliwości, jakie mamy wokół siebie czy umiejętność skutecznego i efektywnego poruszania się w zmiennych, złożonych i niepewnych czasach. Rozwój osobisty wymaga zatrzymania się na chwilę, aby móc ruszyć z miejsca z całym arsenałem mocnych stron. Mając świadomość swojego potencjału i otwarty na zmiany, elastyczny zespół, możemy o wiele lepiej reagować jako firma na to, co nam przyniesie przyszłość. Dlaczego coaching jest najlepszych narzędziem w takiej sytuacji? To co odróżnia coaching od standardowych procesów szkoleniowych to trwałość efektu zmiany i potwierdzony badaniami duży wzrost efektywności osób oraz organizacji.

Tomasz Wróblewski, akredytowany coach ICF

Mówiąc o kompetencjach miękkich nie możemy pominąć jednej z najważniejszych umiejętności – radzenia sobie ze stresem. Respondenci autorskiego badania przeprowadzonego w okresie od 27 kwietnia 2020 roku do 1 lipca 2020 roku przez zespół Kukanow, Nawrocka, SW Research wskazywali, że bardzo często lub często dotykają ich dolegliwości związane obszarem emocjonalnym: bycie zmartwionym (28%), nieustające poczucie zmartwienia (27%), przytłoczenie negatywnymi myślami (26%) oraz bezsilność (26%). Wrażenie utraty kontroli, wywołane pandemią COVID-19, rzutuje na komfort i zdrowie psychiczne.

Rok 2020 jest pod względem narażenia na stres szczególny – pandemia, czyli niepewność, obawy, izolacja, strach o zdrowie, o przyszłość, o pracę, o bliskich. Narastające zmęczenie, frustracja, osamotnienie powodują, że żyjemy pod ogromnym napięciem, w ciągłym stresie. Brak równowagi w tych szczególnych czasach w ogromnym stopniu wpływa na różne aspekty naszego życia. Każdy z nas inaczej reaguje w sytuacjach stresowych, a i objawy stresu bywają różnorodne i często wpychają nas na automatyczną ścieżkę reagowania, która niejednokrotnie nie jest zgodna z tym, czego właściwie chcemy i co jest teraz dla nas ważne. Musimy na nowo nauczyć się, jak radzić sobie w okresie przedłużającej się niepewności, nieoczekiwanych zmian, a przede wszystkim na nowo nauczyć się o siebie dbać.

Mariola Anoszczenko, akredytowany coach ICF

Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości w odpowiedzi na skutki pandemii uruchomiła nabór wniosków na dofinansowanie usług rozwojowych. Oferta szkoleń obejmuje pełen zakres tematów marketingowych m in.: e-commerce, content marketing, social media, programmatic, oraz najnowsze szkolenia z kompetencji miękkich: coaching managerski i techniki redukowania stresu.

Poziom dofinansowania dla MMŚP sięga 80% kosztów, a objęte są nim usługi rozwojowe, które przyczynią się do podniesienia kompetencji personelu, a w konsekwencji zniwelują negatywne skutki pandemii.

PARP przeznaczył ponad 6,5 mln złotych na dofinansowanie szkoleń dla mikro, małych i średnich przedsiębiorstw działających w obszarze komunikacji marketingowej.

Kto może skorzystać z dofinansowania na szkolenia z e-marketingu?

Dofinansowanie skierowane jest do mikro, małych i średnich przedsiębiorstw działających w Sektorze Komunikacji Marketingowej:

  • mikro przedsiębiorstwa: liczba personelu < 10, roczny obrót/ roczna suma bilansowa ≤ 2 mln euro
  • małe przedsiębiorstwa: liczba personelu < 50, roczny obrót/ roczna suma bilansowa ≤ 10 mln euro
  • średnie przedsiębiorstwa: liczba personelu < 250, roczny obrót ≤ 50 mln euro/ roczna suma bilansowa ≤ 43 mln euro

Przedsiębiorstwa w PKD swojej działalności muszą mieć wpisane co najmniej jeden z poniższych kodów:

58.1 – Wydawanie książek i periodyków oraz pozostała działalność wydawnicza, z wyłączeniem w zakresie oprogramowania
59 – Działalność związana z produkcja filmów, nagrań wideo, programów telewizyjnych, nagrań dźwiękowych i muzycznych
60 – Nadawanie programów ogólnodostępnych i abonamentowych
73.1 – Reklama, badanie rynku i opinii publicznej

Szczegóły dotyczące dofinansowanych szkoleń znajdują się tutaj: https://www.iab.org.pl/szkolenia/


Źródło: informacja prasowa IAB Polska

 

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF

Konflikt w zespole – katastrofa czy szansa?

konflikt w zespole

Gdy w zespole wybucha konflikt, oznacza to wyzwanie zarówno dla pracowników, jak i dla szefa. Co wtedy robić? Przeczekać, czy zdecydowanie wkroczyć do akcji? A może spróbować mediacji? Wybór odpowiedniej strategii może mieć ogromny wpływ na losy zespołu i na atmosferę w całej firmie.

Konflikt (z łaciny conflictus – zderzenie) nie zawsze musi być synonimem kłótni. Pojęcie to można rozumieć także jako spotkanie różnorodności, niezgodność, odmienność, różnice interesów, poglądów, idei.

Dopiero w ostatnich latach dodano do tego łacińskiego określenia również takie znaczenia jak ,,spór”, czy „zatarg”. A przecież różnice poglądów nie zawsze prowadzą do kłótni.

Ilona Rajchel, trenerka w firmie szkoleniowej Effect Group

Konflikt rozumiany jako różnica zdań jest czymś naturalnym, oczywistym. Każdy pracownik jest przecież inny, ma odmienne podejście do różnych spraw, inną wiedzę, doświadczenia, a także cele – i one w codziennych relacjach się zderzają, ścierają, dochodzą do głosu. Ale to właśnie z dwóch odmiennych zapatrywań (z nie z dwóch takich samych) powstają nowe, konstruktywne rozwiązania.

Zgoda buduje?

Można sądzić, że doskonała atmosfera w miejscu pracy to wynik pełnej zgody pomiędzy pracownikami. W rzeczywistości jednak ugodowa kultura organizacyjna nie zawsze jest wskazana. Czasem pozorna zgodność zespołu wynika stąd, że pracownicy usiłują być „grzeczni”, ponieważ są zastraszeni – nauczyli się, że „lepiej się nie wychylać”. Taki zespół może sprawnie wykonywać polecenia, ale raczej nie wykaże się kreatywnością.

Jeśli chcemy, aby pracownicy wychodzili z inicjatywą i mieli autentyczny wpływ na rozwój firmy, konieczne jest przyzwolenie na różnicę zdań, dyskusje, a nawet starcia pomiędzy różnymi pomysłami. Ale to, czy dany zespół będzie aktywny, kreatywny i pro-rozwojowy, zależy w bardzo dużym stopniu od postawy szefa. Zespół często mimowolnie powiela podejście przełożonego, a więc jeśli ten, który powinien być liderem, zamiata konflikty pod dywan, pracownicy też mogą próbować postępować podobnie. Przynajmniej do czasu, gdy tłumiony konflikt będzie tak ostry, że wybuchnie ze zdwojoną siłą. A wtedy trudno będzie nad nim racjonalnie zapanować, szczególnie jednej osobie.

Aby uniknąć sytuacji, w której konieczne będzie zatrudnianie zewnętrznego mediatora, bardzo ważne jest, aby reagować z wyprzedzeniem. Najlepiej, aby szef posiadał nie tylko twardą wiedzę dotyczącą prowadzenia biznesu, ale także, aby cechowała go znajomość ludzi. Dobry lider powinien dbać o rozwój własnej inteligencji emocjonalnej i kompetencji społecznych. Wtedy z pewnością szybko dostrzeże, co się dzieje i będzie konstruktywne reagował.

Obecność w zespole tendencji do sporów w największej mierze zależy od szefa, gdyż to on narzuca załodze ton i sposób działania. Plusem jest fakt, że jeśli to sobie uświadomi i zacznie odpowiednio reagować na konflikty, zmieniając własną postawę może wyraźnie poprawić relacje w zespole.

Ilona Rajchel, trenerka w firmie szkoleniowej Effect Group

Szef – mediator

W sytuacjach sporów należy interweniować. Najlepiej to jednak robić nie z pozycji szefa, lecz mediatora. Menedżer, który bierze na siebie taką rolę, powinien zadbać o interesy własne, skłóconych osób oraz całej organizacji. Przełożony stając się poniekąd moderatorem konfliktu, zyskuje ogromną przewagę. Może pokazać pracownikom jak rozwiązać spór bez prowadzenia wojny: otwartej bądź podjazdowej. Warto przy tym pamiętać, że załoga łatwiej przyjmie decyzję i się jej podporządkuje w sytuacji, gdy sama będzie aktywnie uczestniczyła w jej opracowaniu. Pracownicy, którzy otrzymają prawo głosu w emocjonującej dla nich sprawie, będą mieli poczucie, że wspólnie wypracowali konsensus, a nie jedynie pogodzili się z odgórną decyzją szefa.

Po zakomunikowaniu stronom, że celem mediacji nie jest ustalenie, kto ma rację, ale wyszukanie wspólnego rozwiązania, warto spotkać się najpierw z każdą z nich osobno, aby ustalić w czym tkwi problem, dać szansę na upust emocji i „ostudzenie” zwaśnionych. Dopiero po wysłuchaniu każdego z osobna należy zdecydować się na wspólne spotkania (możliwe, że będzie ich więcej niż jedno), których zasady z góry powinny zostać ustalone i jednoznacznie zakomunikowane.

Celem mediatora jest pomóc zespołowi w znalezieniu takiego rozwiązania konfliktu, które zaakceptują wszyscy, a także zadbanie o to, aby rozwiązanie to nie miało negatywnych implikacji dla organizacji.

Konflikty nie wynikają z różnorodności

Wbrew pozorom to nie zróżnicowanie pod względem wieku, doświadczenia, kompetencji czy stażu pracy powoduje spięcia. To częsty mit. Z jednej strony, im więcej odmienności,  tym więcej powodów do zderzenia, ale czy będą one destrukcyjne, czy utrzymają się na poziomie bitew, czy będą pożywką dla zmian, kreatywności, akceptacji, to już wynik wypracowanej przez firmę kultury oraz wpływu szefa.

Ilona Rajchel, trenerka w firmie szkoleniowej Effect Group

Zespół pracowników można porównać do rodziny. Różnorodność pod względem płci, wieku, wiedzy, zainteresowań nie wyklucza wzajemnej miłości i akceptacji. Z drugiej strony – są też rodziny skłócone i wojujące. Od czego to zależy? Zasadniczy kierunek w relacjach, jakie panują pomiędzy członkami rodziny, nadają zazwyczaj rodzice. W firmie rola „ojca rodziny” przypada szefowi.

Konflikt bardzo często stanowi wynik wcześniejszych błędów organizacyjnych, braku jednoznacznych informacji, konieczności ciągłego „domyślania się”. Nieporozumienia mogą także wynikać z osobowości poszczególnych pracowników i samego szefa. Jeśli bezpośredni przełożony stosuje strategię przemocową lub ucieczkową (nawet nieświadomie), zespół to powiela.

W przypadku jednak, gdy szef dba o ujawnianie konfliktów, dociera do przyczyn, skupia się na rozwiązaniach – zespół robi to samo. Jeśli szef nie ukrywa swoich lęków i potrzeb, wywiera pozytywny wpływ na zasady panujące wśród ludzi. Jeśli lider dużo energii wkłada w ochronę i rozwój zespołu, to efektywność zawodowa pracowników wyraźnie wzrasta. Ludzie „zadbani” – w sensie społecznym – chętniej i skuteczniej angażują się w swoje obowiązki.

Konflikt ma swoje zalety

Wielu szefów pyta, jak zapobiegać konfliktom w zespole? Ale to nie jest najszczęśliwiej sformułowane pytanie.

Konflikty lepiej ujawniać i konstruktywnie rozwiązywać zamiast je blokować. Zapobieganie sporom to strata czasu i energii. Poprzez zdiagnozowanie przyczyn konfliktów i najtrudniejszych różnic osiągniemy dużo więcej. Pamiętajmy tylko, że tym co nas tak boli w konfliktach, to kwestie osobiste, a nie merytoryczne.

Ilona Rajchel, trenerka w firmie szkoleniowej Effect Group

Gdy np. w księgowości Ania chce zastosować przepis A, a Basia B, to można sięgnąć do ustawy, komentarzy, poprosić o opinię prawnika i ustalić, które rozwiązanie należy wybrać. Ale jeżeli Ania czuje, że znowu jej zdanie jest pomijane lub negowane, to już co innego, bo chodzi o relacje. A najczęstszy rodzaj tarć to właśnie tzw. konflikty wartości i relacji. Jeżeli będziemy wspierać kulturę opartą na szczerości, asertywności, słuchaniu, parafrazowaniu, docenianiu i szacunku, istnieje szansa, że nauczymy pracowników samodzielnie rozwiązywać podobne sytuacje.

Jak to zrobić? Pokazać! W sytuacji, gdy zastaniemy spór, warto zadawać mnóstwo pytań mających na celu przede wszystkim zrozumienie stanowisk, motywów, intencji. To pytania typu: „po co?”, „czemu to ma służyć?”, „dlaczego tak lub nie?”. To także prośby o doprecyzowanie, np. „nie jestem pewien, czy rozumiem, dlaczego właśnie tego chcesz”, albo „pomóż mi zrozumieć, dlaczego to jest dla Ciebie takie ważne”.

Pracownikom trzeba pomóc wyrażać własne opinie, sprawić, by wiedzieli, że ich zdanie jest ważne. Chodzi o poczucie, że zostaną wysłuchani niezależnie od tego, co myślą. Nie musi to jednak wcale oznaczać, że ostateczna decyzja zostanie podjęta zgodnie z ich propozycją.

Ważne przy tym, aby nie mylić wyrażania własnej opinii z pochopną oceną. Stwierdzenie w stylu: ,,jesteś nieodpowiedzialny”, „w ogóle się nie starasz”, „nikt mądry by tak nie postąpił”, „każdy głupi to potrafi”, „na ciebie nie można liczyć…” – na pewno w niczym nie pomoże, ponieważ zostanie odebrane jako agresja. To język „ty”.

Jeśli chcemy, by druga strona przyjęła nasze uwagi, powinniśmy używać języka „ja”, a więc wskazać jak najbardziej konkretnie, co nam nie odpowiada w czyimś zachowaniu. Np. ,,nie przesłałeś obiecanych dokumentów, a to utrudni mi podpisanie tej umowy w terminie”, „popełniłeś błąd w obliczeniach, przez co musiałem wykonać je ponownie”, „nie dotrzymałeś słowa, pomimo że bardzo mi na tym zależało”.

Wyrażając opinię w języku ,,ja” mówimy o faktach, o sobie i własnej perspektywie – a to skłania na ogół do refleksji, szacunku, szczerej rozmowy. Z kolei znając odczucia wszystkich, dużo łatwiej przejść na język „my” – czyli szukać rozwiązań, które będą najlepsze dla całego zespołu.

Zaplanuj zarządzanie konfliktami

Częścią strategii organizacyjnej każdej firmy powinien być plan działania w razie pojawienia się konfliktu. Bo skoro ilu ludzi, tyle opinii, to wiadomo, że różnice zdań, a w konsekwencji także kryzysy, będą się czasem pojawiać.

Po pierwsze, potrzebna jest wiedza na temat tego skąd się biorą konflikty, jakie mają źródła, co je napędza, jak je konstruktywnie rozwiązywać. Czasem wystarczy jedna osoba w zarządzie, która temat pozna głębiej, weźmie na siebie rolę mediatora i obserwując oraz moderując konflikty nauczy innych, jak nimi zarządzać.

Optymalnie, gdy każdy szef pracuje nad swoimi kompetencjami zarządzania konfliktem. Mam dowody od moich kursantów, że czasem wystarczy jedno szkolenie, aby coś zaskoczyło, aby człowiek wszedł na wyższy poziom świadomości. Często to nie złe intencje stoją za nieodpowiednim postępowaniem, a brak wiedzy. 

Ilona Rajchel, trenerka w firmie szkoleniowej Effect Group

Zdarza się jednak, że sprawy zabrną o wiele głębiej. W sytuacji, gdy organizacja mocno tkwi w destrukcyjnych strategiach, zazwyczaj potrzeba dłuższego procesu, a czasem współpracy ze specjalistą, aby rozplątać nawarstwiające się latami konflikty.

Nie spotkałam w swojej niemal 20-letniej pracy trenerki i doradcy żadnej firmy, w której temat konfliktów nie łączyłby się z tym, jakie w organizacji istnieją wzorce komunikacji, jak pracownicy reagują na stres, jak zarządzają sobą w czasie, co wiedzą o asertywności, jakie reprezentują wartości, jak się ich nagradza… Kluczowe jest to, jaki poziom inteligencji emocjonalnej funkcjonuje w danej organizacji.

Ilona Rajchel, trenerka w firmie szkoleniowej Effect Group

Firma to ludzie, a w zasadzie to, co między ludźmi – rodzaj i jakość relacji oraz przepływ informacji między nimi. Jednocześnie w każdej firmie da się ustalić, co będzie się działo między ludźmi, gdy pozna się wartości i sposób funkcjonowania szefa. Przykład idzie z góry.

Na szczęście zmiany zawsze są możliwe, a pierwszym etapem jest zazwyczaj edukacja. Rozwiązaniem mogą być szkolenia na temat rozwiązywania konfliktów skierowane przede wszystkim (choć nie tylko) do menedżerów. Firma może także zaprosić do firmy specjalistę, który przyjrzy się relacjom między pracownikami i będzie towarzyszył zarządowi w procesie zmian.

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF

Czwartkowy kącik | odc. 2 | Co z tą kreatywnością?

myślenie poza schematami kreatywność

Kreatywność i innowacyjność to kluczowe dziś słowa, które odmienia się przez wszystkie przypadki. Chcemy zatrudniać jedynie kreatywnych ludzi (nie tylko w designie czy copywritingu) i oferować to, co jest bardziej innowacyjne niż u konkurencji. Albo przynajmniej postrzegane przez odbiorców jako ciut bardziej innowacyjne.

Słomiany zapał, wypalenie i nadkreatywność

Nierzadko jednak zdarza się, że owa kreatywność w polskich realiach ma bardzo różne oblicza.
Trudno mi odnieść się do własnych doświadczeń z ponad 20 lat działań zawodowych – w korporacjach, mediach czy agencjach marketingowych – bo styl pracy i podejście do realizacji zadań zmieniło się; nigdy nie było tak silnej presji na powyższe. I chyba nigdy tak silnie kreatywność nie wypierała doświadczenia.

Jednak w ostatnich latach dostrzegam wiele przykładów rozdźwięku pomiędzy kreatywnością w rozumieniu decydentów, szefów różnych firm usługowych czy produkcyjnych – i ich oczekiwań od nowych osób w firmowym teamie, a wdrażaniem tego, co bardziej kreatywne niż dotąd.

Z jednej strony ceni się dziś bardzo osoby, które produkują masę pomysłów. Czasem tej nadproduktywności towarzyszy podpatrywanie pomysłów zagranicznych i próby ich implementacji w naszych realiach (nie tylko w start-upach), innym razem to zaufanie, jakim firma obdarza osobę generującą sporo kreatywnych pomysłów, z których mają powstać nowe projekty do realizacji. Jakże często okazuje się, niestety, że pomysłowość nie idzie nijak w parze z planowaniem i umiejętnością przewidywania, by faktycznie „zaskoczyło” na rynku i to nieprzypadkowo. W efekcie powstaje ogrom rozpoczętych projektów, z którymi mało kto się identyfikuje poza ich autorem, a wkrótce okazuje się, że nie mają one szansy wyjść poza etap wstępny, rozwija się słomiany zapał, a z nadmiaru różnych projektów – chaos organizacyjny, kumulujące się problemy z zarządzaniem czasem i dość szybka demotywacja. Przecież kreatywnie i innowacyjnie miało znaczyć lepiej i sprawniej… Czy można być też bez końca kreatywnym, szczególnie, gdy codzienne obłożenie pracą jest przytłaczające?

Bujanie w obłokach

Kolejnym hamulcowym jest skupianie się w działaniach, które z założenia mają być kreatywne i innowacyjne, jedynie na tym, co ma być w przyszłości, deprecjonując sytuację obecną czy doświadczenia z przeszłości. A to oznacza często brak osadzenia w realiach i pomijanie wszelkich punktów odniesienia, które są na ogół nieodzowne w planowaniu wdrożenia i myśleniu procesowym. Wdrożenie tego, co nowe i innowacyjne to długa ścieżka, a zatem czas od pomysłu do zafunkcjonowania na rynku (w niektórych branżach wymagający wielu lat np. farmacji, a nawet zmian prawa, jak np. w przypadku eko-pochówków).

Cenię wizjonerów i ludzi odważnych, są niezbędni do rozwoju firm, ale bez wiedzy i doświadczenia samo snucie wizji nie jest niczym więcej niż tylko dyziowaniem, gdy marzyciel nie wychodzi ze świata własnych iluzji i zdecydowanie bardziej skupia się na zarażaniu innych swoją wizją niż ugruntowaniem jej w konkretnym planie, z celami realnymi do osiągnięcia i z harmonogramem.

Lepiej podrasujmy to, co jest

Na drugim biegunie od sytuacji, gdy pracownik kreatywny ma wolną rękę na całe spektrum działań, jest jakże częste podejście, że albo realizuje się jedną nienegocjowaną ideę fix właściciela firmy/szefa – albo zostaje się zatrudnionym, by wprowadzić iście kosmetyczną zmianę, często niedostrzegalną na zewnątrz. Zmianę, która jest innowacyjna i kreatywna jedynie z punktu widzenia decydenta, ale takich znamion, w realiach rynkowych, nie ma.

Bezsprzecznie czynnik ludzki jest najistotniejszy w tym aspekcie. Zarówno po stronie samych pomysłodawców, jak i ostatecznych decydentów, którzy bywają niereformowalni albo bardzo obawiają się zmian i podejmowania decyzji w zakresie projektów, których nie rozumieją, które są czymś nowym w firmie, z którymi nijak nie chcą się identyfikować. Tkwiąc jednocześnie w przekonaniu, że skoro przez ostatnie 20-30 lat dali sobie całkiem nieźle radę, utrzymali i rozwinęli swój biznes, to dlaczego trzeba coś zmieniać, może lepiej przeczekać okres gorszy finansowo. Takie podejście widzę nader często w firmach rodzinnych w sektorze spożywczym, biznesach, które powstały w latach 80-90 ub. wieku i rozwinęły się w zupełnie innych realiach.

Wycisnąć coś z każdego

W największych firmach kadra managerska zmaga się z problemem, jak rozwijać kreatywność w zespole i jak za nią nagradzać. Od lat w wielu firmach funkcjonuje japońskie podejście kaizen, a pracownicy dostają nagrody firmowe (od finansowych, prezentów po wycieczki) za propozycje rozwiązań tanich do wdrożenia i faktycznie usprawniających pracę czy rozwijających dotychczasową ofertę. To często dobra droga do poznania pomysłów pracowników na różnych szczeblach i próby otwarcia ich na dzielenie się owa kreatywnością, jednak nierzadko jest to związane z szalenie subiektywną oceną pomysłów przez szefa albo rywalizacją między pracownikami, którzy kosztem realizacji bieżących zadań walczą o ekstra nagrodę na koniec miesiąca. Dlatego warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czy nagradzana kreatywność (w jakikolwiek sposób) przynosi realne korzyści biznesowe, czy ma wpływ na wyższą skuteczność, usprawnia funkcjonowanie firmy wewnątrz i rozwija jej przewagę na wysoce konkurencyjnym rynku.

Ludzie – potencjał i hamulcowi

Jak widać wiele czynników szkodzi kreatywności – takiej, która faktycznie ma nieść za sobą zmianę i poprawę sytuacji. Wymaga wrażliwości twórców i uważności, ale i energii twórczej, co jest bardzo ludzkie i co daje nadzieję, że kreatywni – czy w tworzeniu reklam czy produktów, usług lub istotnych społecznie lub biznesowo projektów itd. – nie dadzą się szybko zastąpić maszynom. Ale i te potrafią już być twórcze, gdy „nauczą się” milionów projektów graficznych czy atrakcyjnych haseł i claimów.

Kreatywność wymaga też odwagi decydentów w podejmowaniu ryzyka i umiejętnego jego oszacowania, ich wiedzy rynkowej i zainteresowania trendami, zatem rozwoju własnego i myślenia w kategoriach rozwijania branży, rynku lokalnego czy krajowego.

W Krzemowej Dolinie docenia się „leniwych” zatrudnionych do innowacji w IT, jako tych, którzy będą mieli presję do tworzenia rozwiązań najprostszych i szybkich w realizacji, z korzyścią dla wszystkich, którzy później będą z nich korzystać. To inspirujące podejście, także dla innych branż (choć nieodległe w założeniach od metody drobnych kroków w usprawnieniach codziennych działań w kaizen). Pokazuje bowiem, że kreatywność i innowacyjność rodzi się niejednokrotnie z frustracji nad stanem zastanym. Ale bywa też efektem ścierania się różnych poglądów w firmie, czego nie trzeba – dla świętego spokoju – zwalczać w zarodku, a stworzyć z tej sytuacji potencjał, wychodząc z dokładnego zdiagnozowania problemów.

Wielu szefów nie rozumie również tego, że ich zdemotywowani i wypaleni pracownicy nie mają szansy być kreatywni, bezustanne działając pod presją czasu. Organizacja pracy (np. w open space) czy kultura organizacyjna także mają spore znaczenie w tworzeniu warunków do pracy kreatywnej. Celem codziennej pracy całych zespołów jest na ogół dostarczanie tego, co przewidywalne, wiarygodne, co kłóci się z podejściem pro-future. Uczestnictwo w zebraniach projektowych, gdzie wiele osób nie dochodzi do głosu, tłumi się odmienne opinie, ostatnie zdanie zawsze należy do szefa i w efekcie jedynie umacnia się status quo. Można mnożyć przykłady marnowania wielu umiejętności, które są niewykorzystywane w firmach, bo nie pasują do przyjętych procedur.

Kreatywność wyuczona?

kursy uczące, jak rozwijać kreatywność, czasem firmy inwestują w takie szkolenia dla swoich pracowników. Nie mam przekonania do tego, że każdy, nawet wypalony czy zmęczony 20-30 latami pracy zwiększy kreatywne myślenie, gdy w samej firmie nic się nie zmienia. Gdy na co dzień boryka się z silnym stresem, nie ma poczucia bezpieczeństwa (za to ma świadomość, że w każdej chwili może być wymieniony na kogoś młodszego czy tańszego), nie ma czasu na zebranie myśli, ocenę pomysłów i ich dopracowanie itp. Nie wszędzie i nie zawsze można przedstawić swoje pomysły, często brak na to czasu albo brakuje odwagi, by je przedstawić oficjalnie w firmie.

Zamiast stwarzania warunków do rozwijania kreatywności w firmie (lub współpracy z takimi osobami z zewnątrz) łatwiejsze wydaje się zapłacenie za szkolenie – i czekanie na spektakularne efekty zaraz po nim. Tylko czy doszkalać powinno się jedynie pracowników czy właśnie managerów, by przestali schematycznie działać i tak samo podejmować decyzje. To właśnie otwartość na kreatywne rozwiązania i gotowość do niesztampowych działań może skutecznie budować wizerunek firmy jako pożądanego wśród młodych miejsca pracy, na czym warto oprzeć działania employer brandingowe (o ile nie są deklaratywnym pustosłowiem i mają pełne pokrycie w realiach).

Wyniki tegorocznych badań McKinsey (przeprowadzonych w USA) pokazują, że inwestycje w inkubatory, akceleratory czy wycieczki studyjne do Doliny Krzemowej nie przełożyły się w widoczny sposób ani na wzrost kreatywności w zespołach ani na rozwój innowacyjności (jak uznało 94 proc. przedstawicieli top managementu). Inwestycje rosną, a efektów oczekiwanych jakże często brak. Przez firmową rutynę i nawyki w pracy, hamujące takie działania. Firmy wspierające kreatywność to te, które zakładają, że zawsze można wykonać coś lepiej, te, które wnikliwie analizują i starają się zrozumieć potrzeby swoich klientów, nie tylko te deklarowane, ale i nie do końca uświadomione. To te potrafiące rozwijać motywację pracowników, współpracę różnych grup interesów w firmie i poza nią, nie bojące się eksperymentowania i ewentualnego niepowodzenia, podejmowania rozważnego ryzyka i umiejące zachęcać ludzi o odmiennych poglądach do wyrażania ich. Np. w Google wobec twórców oprogramowania stosuje się zasadę 70:20:10 czyli poświęcenia 70 proc. czasu w pracy na realizację codziennych zadań, 20 proc. na pomysły usprawnienia pracy, a 10 proc. na eksperymentowanie i nowe projekty. W 8-godzinnym dniu pracy to co prawda niecałe 50 min. dziennie na testowanie swoich nowych dowolnych pomysłów, ale w ujęciu tygodniowym czy miesięcznym to całkiem sporo wygospodarowanego czasu (którym jednak trzeba umieć zarządzać). Dodatkowo wprowadzono rytuał cotygodniowych spotkań na dzielenie się doświadczeniami z tych eksperymentalnych projektów, co ma dodatkowo stymulować kreatywność. W wielu firmach (w tym z ofertą RTV czy AGD) ustalono, że inżynierowie na wymyślanie nowych produktów mają przeznaczać 15% czasu pracy (72 min. dziennie lub 6 godzin tygodniowo).

Podejście do dobrych praktyk biznesowych na niwie wspierania kreatywności w polskich realiach wygląda różnorako. Z najbardziej innowacyjnych firm przejmuje się takie pomysły dla pracowników jak świetnie zaopatrzona punkt gastronomiczny, z ofertą wege i spektakularnym designem wnętrza, hulajnogi do poruszania się po firmie i skutery – poza nią itp. Takie pomysły można szybko i łatwo wdrożyć, są widoczne, ale nie zmieniają nawyków, procedur, ograniczeń firmowych, a zatem nie działają.

Oczywiście, wielu przydatnych umiejętności można się jednak nauczyć lub chociaż rozwijać świadomość w ich zakresie – formułowania celu, planowania, podejmowania decyzji. Steve Jobs twierdził, że kreatywność to tylko umiejętność łączenia tego, co już jest. Zatem cenną kompetencją w jej rozwoju jest uważność, połączona z pogłębianiem wiedzy, by umieć dostrzegać, wyłaniać to, co cenne i warte rozwijania,  w czym dostrzegamy potencjał i co chcemy zgłębiać. Każdy z nas był kreatywny jako dziecko, poznające wszystko, co nowe, tworzące sobie zabawy. Co z tego zostało do dziś? Co obecnie ogranicza naszą kreatywność w pracy, a co poza nią? Czy nasi współpracownicy boją się ujawniać swoje pomysły i jak im pomóc przełamać te opory? Czy wiedzą, że mają możliwość przekraczania dotychczasowych granic?

Wiele osób przyznaje, że nie opłaca się być bardziej kreatywnym od innych pracowników. To szybko przekłada się na większe obłożenie pracą, kosztem czasu prywatnego. W wielu firmach w Polsce forsowanie i wdrażanie pomysłów stoi w sprzeczności z ideą work-life balance. W efekcie managerowie nie ujawniają swoich pomysłów, a firma może liczyć głównie na kreatywność nowozatrudnionych, których przyciągnęła wizja kreatywnej pracy w ogłoszeniu czy na firmowej witrynie w opisie wartości organizacji, do czasu aż nie przekonają się na własnej skórze, czy faktycznie mają szansę na rozwinięcie skrzydeł czy raczej powinni szukać kolejnej pracy.

Inni zaś nie mają predyspozycji osobowych do bycia kreatywnymi czy wdrażania takowych pomysłów jako szefowie, bo z natury nie są otwarci na zmiany i nie zamierzają wychodzić ze swojej strefy komfortu. To zbyt stresogenne. Nie każdy tez umie zorganizować sobie tak czas w pracy, by móc wygospodarować go także na myślenie i działanie kreatywne. Za to niemal każdy odczuwa w pracy potrzebę bycia docenianym, bez względu na zajmowane stanowisko. Nieoceniani i niesłuchani w końcu zmienią pracę, nie umiejąc zmusić się do zaangażowania i lojalności, a co dopiero do kreatywnej twórczości. Jako szefowie rozejrzycie się bacznie po firmie i dostrzeżcie tych, w których drzemie niewykorzystany potencjał. A sami rozwijajcie na co dzień uważność, by ze swojego otoczenia wyłowić to, co warto rozwijać i co Was zmotywuje do zaangażowania w pomysł.

Zatem – kreatywności w 2020!

Marketer z wykształcenia, z ponad 20-letnim doświadczeniem (agencyjnym, korporacyjnym i mediowym) jako dyrektor strategiczny czy dyrektor marketingu; analityk i strateg, w szczególności na rzecz marek spożywczych, farmaceutycznych i usług medycznych. Ekspert strategiczny w Radzie Ekspertów Business Centre Club; wykładowca akademicki i trener biznesu, publicystka, współpracownik agencji konsultingowych i brandingowych oraz prezes Polskiego Stowarzyszenia Trenerów Zdrowia.

Marta Chalimoniuk-Nowak