Co w sieci piszczy? Pracownicy w Internecie sporo „mówią” o pracodawcach

komputer

Polska zajmuje 20. z 32. miejsc na liście krajów, w których badano wskaźnik cyfrowej uprzejmości, wynika z raportu firmy Microsoft ,,Digital Civility Index’’. Treści pojawiające się w sieci dotyczą niemal każdej dziedziny życia, w tym sfery zawodowej. Pracownicy piszą o swoich przełożonych, również w niepochlebny sposób. Należy jednak pamiętać, że cyfrowa wypowiedź może oznaczać konsekwencje zarówno dla firmy, jak i autora negatywnych komentarzy.

Na jednym z najpopularniejszych polskich e–serwisów pracy można przeczytać 4 mln opinii o pracodawcach z całego kraju. Niestety, nie zawsze są one pozytywne, a ich autorzy podpisują się nickiem pozwalającym na anonimowość i uniemożliwiającym sprawdzenie wiarygodności takiego komentarza w momencie, gdy stawia on firmę w złym świetle. Negatywne e–opinie często mają swoje konsekwencje w rzeczywistości np. wpływają na wizerunek firmy i nastroje zatrudnionych w niej osób, co przekłada się na ogólną atmosferę w pracy. Będą miały wpływ również na autora szkalującej wypowiedzi, który – jeśli zostanie przyłapany na gorącym uczynku – może odpowiadać przed przełożonym za swoje słowa.

Internetowa uprzejmość pracowników

Jak podaje Microsoft, w 2020 r. globalny wskaźnik cyfrowej uprzejmości (DCI) wyniósł 67 proc. i był o 3 proc. wyższy niż w 2019 r. W pierwszej trójce państw, w których kultura słowa w sieci jest na bardzo wysoki poziomie, uplasowały się Niderlandy (Holandia), Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, Singapur oraz Tajwan. Ostanie miejsca zajmują RPA, Rosja, Meksyk i Indonezja. Nasz kraj jest na 20. pozycji (z 32. miejsc). 

Zarówno w kwestii zwalczania hejtu, jak i negatywnych opinii pojawiających się w sieci, mamy sporo do zrobienia. Szczególnie, że zdaniem 29 proc. badanych w 2020 r. poziom cyfrowej kultury zmniejszył się w czasach covid-19 (raport Microsoft ,,Digital Civility Index’’). Lekcje muszą odrobić również polskie firmy. Niejednokrotnie negatywne komentarze pracowników są pokłosiem braku prawidłowej komunikacji w przedsiębiorstwie, co prowadzi do nieporozumień i negatywnych emocji. Problem z komunikatywnością potwierdza też badanie Grupy Progres (Raport 360 stopni), z którego wynika, że tylko 47 proc. pracowników uważa, że ich przełożony jest komunikatywny.

Magda DąbrowskaBrak wiedzy na temat tego, co dzieje się w firmie i co myślą o niej pracownicy oraz rozmów z nimi jest błędem, przez który dana organizacja może sporo stracić. Stały kontakt z zespołem powinien zaczynać się już na etapie onboardingu i trwać przez całą aktywność zawodową pracownika, również w momencie, gdy odchodzi on z firmy. Oczywiście rozstania zawodowe nie należą do najłatwiejszych sytuacji i jeśli są przeprowadzone w nieprawidłowy sposób, mogą bardzo zaszkodzić obu stronom. Pracownikowi, który poczuje się niezrozumiany i pokrzywdzony oraz przełożonemu, który zostanie opisany w sieci, bo np. na ostatnim etapie współpracy nie postarał się, by rozstanie przebiegło w sposób etyczny i nierobiący krzywdy drugiej stronie.

Magda Dąbrowska, wiceprezes Grupy Progres

Definitywne rozstanie z pracodawcą w sieci

Kwestie rozstań pracownika i pracodawcy są poruszane w internacie niemal bez przerwy. Co potwierdzają analizy firmy PRESS-SERVICE Monitoring Mediów. Wynika z nich, że w 2020 r. liczba wszystkich wypowiedzi w social mediach, w których pojawił się wątek zwolnień z pracy, wyniosła w sumie 849 496, a w pierwszej połowie bieżącego roku (od 1 stycznia do 21 czerwca) – było to 98 552 wpisów. Z danych PRESS-SERVICE Monitoring Mediów wynika, że użytkownicy sieci praktycznie każdego dnia i w różnych kontekstach (pozytywnym, neutralnym, negatywnym) poruszali kwestię zwolnień. W 2020 r. w portalach społecznościowych pojawiała się ona średnio w każdej minucie minionego roku (97 informacji na godzinę i 2 328 informacji dziennie). W 2021 r. (od 1 stycznia do 21 czerwca), mimo spadku aktywności dot. publikowania w social mediach treści o zwolnieniach z pracy, utrzymuje się ona na wysokim poziomie. Tego typu wątki pojawiały się co pięć minut każdego dnia (średnio 24 wpisy na godzinę i ok. 576 wpisów dziennie). 

Sebastian BykowskiWspółczesny monitoring mediów nie polega już tylko na zbieraniu publikacji o firmie. Jego wyniki zasadniczo służą właśnie do wnioskowania i rekomendacji zmian. Jeśli negatywne treści pojawiają się w mediach, które docierają do szerokiego grona odbiorców, a do takich właśnie należą portale internetowe oraz serwisy społecznościowe, to zmiany są konieczne.

Zazwyczaj firmy decydują się na szereg działań naprawczych – wewnętrznych, ale także tych, które mają poprawić ich wizerunek w mediach. Pogłębione dane z raportów medialnych służą w takich przypadkach do zmiany strategii komunikacji lub kiedy jej brakuje – do stworzenia planu działań. Uważna obserwacja opinii i podjęcie dyskusji z odbiorcami, klientami oraz pracownikami może przynieść firmie wiele dobrego.

Sebastian Bykowski, wiceprezes zarządu, dyrektor generalny PRESS-SERVICE Monitoring Mediów

Lepiej zapobiegać niż leczyć

Gdy osoba zatrudniona w firmie kieruje wobec pracodawcy szkalujące i obraźliwe twierdzenia, przełożony może np. zastosować ogólne narzędzia wynikające wprost z kodeksu cywilnego czy też kodeksu pracy tj. upomnienie lub nagana. W uzasadnionych przepisami przypadkach ma prawo także rozwiązać umowę z pracownikiem lub jeśli osoba pisząca krzywdzące i nieprawdziwe komentarze nt. firmy nie jest w niej na etacie, wtedy może grozić jej proces o zniesławienie.

Magda DąbrowskaZamiast wchodzić w ostry spór lepiej zawczasu zadbać o dobre relacje w zespole. Tak by, nawet jeśli dojdzie do nieporozumień, to nie wypłynęły one na komfort pracy, życie firmy i jej funkcjonowanie. Kluczowe jest także ustalenie wartości i zasad, jakimi kierujemy się każdego dnia oraz procedur, które pomogą kadrze w rozwiązywaniu problemów napotykanych w codziennej pracy oraz ułatwiających podejmowanie odpowiednich decyzji. Wiele nieprzychylnych komentarzy jest pokłosiem właśnie tego, że w danej organizacji takich procedur nie było, a wartości i zasady nie były jasno komunikowane.Co więcej, jeśli w firmie kodeks etyki istnieje tylko na papierze to może prowadzić do nadużyć i wyrządzania krzywdy pracownikowi, który w konsekwencji stanie się autorem niepochlebnego komentarza nt. firmy umieszczonego w sieci. To z kolei może negatywnie wpłynąć na zdolność organizacji do tworzenia miejsc pracy, a nawet pogorszyć relacje z partnerami biznesowymi.

Magda Dąbrowska, wiceprezes Grupy Progres

Coraz więcej przedsiębiorstw na świecie wprowadza regulacje przeciwdziałające złym praktykom – stosują odpowiednią politykę i kodeksy etyczne. Prym wiodą Stany Zjednoczone i amerykański biznes, w którym etyka jest podstawą działania. Ich śladem podążyły Wielka Brytania, Francja czy Niemcy, gdzie firmy są mocno wyczulone np. na kwestie korupcji i innych nadużyć. W Polsce etyka biznesu – przekładająca się także na opinie o firmach pojawiające się w sieci – również przybiera na znaczeniu, mimo że niektóre przedsiębiorstwa są dopiero na początku drogi we wdrożeniu określonych zasad w organizacji. W dużych korporacjach kodeksy etyczne, mogące pomóc w utrzymywaniu dobrych relacji z pracownikami, są od dawna standardem wymaganym również od partnerów biznesowych. Dlatego też weryfikują one kontrahentów przed zawarciem umów, w których coraz częściej pojawiają się klauzule antykorupcyjne, albo odwołania do zasad etyki.

Trzymać rękę na pulsie

Wiele firm przykłada wagę nie tylko do kodeksów etyki, ale też monitoruje, co „mówi się” o nich w sieci. Rozumieją też, że liczy się nie tylko sama informacja, ale jej znaczenie oraz wiedza, jaka z niej płynie dla danej organizacji.

Sebastian BykowskiDzisiaj wszyscy znajdujemy się w epicentrum przysłowiowego “tornada informacyjnego”, dlatego odpowiedni wybór materiałów oraz wiedza o ich nacechowaniu ma kluczowe znaczenie zwłaszcza w przeglądach tego, co dzieje się w social mediach. Pojedynczej osobie trudno jest nie tylko dotrzeć do wszystkich materiałów, ale nawet wyselekcjonować już z tych zebranych publikacji negatywne wpisy. Szybka reakcja na takie wypowiedzi i artykuły stanowi kluczowy element w ochronie reputacji marki w sieci. Tylko w ten sposób można ograniczyć ryzyko kryzysu, a w razie potrzeby – minimalizować jego skutki.

Sebastian Bykowski, wiceprezes zarządu, dyrektor generalny PRESS-SERVICE Monitoring Mediów


Źródło: Grupa Progres

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF

W monitoringu mediów nie chodzi o to, aby zbierać publikacje [WYWIAD]

Sebastian Bykowski

Rozmowa z Sebastianem Bykowskim na temat kluczowych zmian na rynku monitoringu mediów, przyszłości branży i potencjału autorskich przeglądów mediów.

Chyba nie przesadzimy, stwierdzając, że dostęp do informacji jest obecnie kluczowym aspektem dla komunikacji, promocji i biznesu?

Zdecydowanie! Jak ważny jest dostęp do właściwej informacji, pokazała pandemia. Firmy, które doceniły ten zasób, znacznie lepiej przeszły przez kryzys, a nawet wykorzystały go do rozwoju. Takie podmioty szybciej znajdowały rozwiązania problemów, a dzięki obserwowaniu swoich klientów, lepiej rozumiały ich położenie i potrzeby oraz dostosowały błyskawicznie ofertę lub nawet całkowicie ją zmieniły. Śledzenie doniesień medialnych pozwoliło markom lepiej przewidzieć trendy i zainwestować swój kapitał w różnego rodzaju projekty biznesowe.

Chciałbym wyraźnie podkreślić, że dzisiaj najważniejszą sferą komunikacyjną są media – zarówno tradycyjne, jak i cyfrowe, i to one w znacznym stopniu wypełniają nasze życie. Mając odpowiednie narzędzia, np. takie jak monitoring mediów, można czerpać z tego ogromnego zasobu najbardziej aktualne i wszechstronne informacje.

Trudny okres pandemii pokazał wyraźnie, jakie znaczenie miało szybkie reagowanie na zmiany, ale trzeba pamiętać, że w mikro skali większość firm przeżywa większe lub mniejsze kryzysy każdego dnia i dostęp do informacji jest kluczowy w znalezieniu rozwiązań do powstałych problemów.

Na jakie dane może zatem liczyć firma korzystająca z autorskich przeglądów mediów?

To jest ciekawe pytanie, ponieważ sam rynek mediów bardzo dynamicznie się zmienia. Powstają zupełnie nowe źródła i ewoluuje też sama komunikacja, a w związku z tym istnieje potrzeba stosowania i wprowadzania takich parametrów, które będą pozwalały firmom prowadzącym działania komunikacyjne, promocyjne i biznesowe określać efektywność swoich działań.

W przeglądach mediów dostarczanych na specjalnie dedykowanych platformach – jak np. nasz portal Inforia, służących do wizualizowania wyników, odbiorca powinien znaleźć szereg danych, które przede wszystkim wartościują znaczenie informacji w komunikacji – i mowa tu zarówno o atrybutach dotyczących samych materiałów, jak i źródła, w którym zostały opublikowane.

Znajdziemy tam m.in. dane na temat wielkości i zasięgu informacji, opiniotwórczości i siły oddziaływania, wskaźniki dotyczące wartości medialnej, ekwiwalentu reklamowego oraz kontekstu, w jakim dana marka pojawiła się w publikacji.

Oczywiście wszystko zależy od tego, jakie cele postawiono w komunikacji. W przeglądach i raportach jasno można wykazać, czy informacje rozpowszechnione w mediach są efektem pracy działu public relations, marketingu, czy też powstały w wyniku zainteresowania mediów. Jest zatem bardzo dużo wskaźników, parametrów, którymi są opisane wyniki monitoringu, a które pozwalają zrozumieć, jaka była obiektywna wartość budowanego wizerunku czy zasięgu.

Spotykamy się w dosyć ciekawym momencie dla polskiej branży monitoringu mediów i analiz medialnych. Co się wydarzyło? Czy może Pan wprowadzić czytelników w kontekst tej sytuacji?

Tak, oczywiście. Autorskie przeglądy mediów powstają na bazie wcześniej opublikowanych doniesień medialnych, w tym oczywiście takich, które pochodzą z prasy. Mówiąc w dużym skrócie, dostarczamy klientom bardzo szeroką i wielopoziomową „informację o informacji”.

Od lat w naszej branży trwała dyskusja, czy klienci takich serwisów informacyjnych powinni dodatkowo ponosić opłaty za dostęp do treści publikacji prasowych, które podlegają analizie w przeglądach mediów – kwestia sporna dotyczyła zatem zakresu prawa cytatu. Dylemat skończył się na przełomie poprzedniego roku, rozstrzygnięciem sądowym. Upraszając jego sentencję – dostęp do pełnej treści materiałów prasowych jest jak najbardziej możliwy, ale pod warunkiem uiszczenia opłaty dla posiadaczy praw do cytowanych publikacji.

PRESS-SERVICE Monitoring Mediów – jako lider branży, który prowadzi swoją działalność zawsze z ogromną dbałością dla środowiska prasowego i wydawniczego, podpisał umowę z SDiW REPROPOL – jedynym podmiotem, który na polskim rynku zarządza zbiorowymi prawami autorskimi wydawców. Na bazie tej umowy otrzymaliśmy licencję na monitorowanie materiałów prasowych – tzn. udostępnianie ich klientom korzystającym z przeglądów mediów.

Co to konkretnie oznacza dla marek korzystających z usług firm monitorujących media?

Po pierwsze, pełne bezpieczeństwo naszych klientów w korzystaniu z twórczości dziennikarzy, reprezentowanych przez wydawców prasowych. W ostatnim czasie w mediach pojawiały się informacje, w których w negatywnym kontekście przedstawiano nie tylko firmy monitorujące media bez licencji, ale także podmioty i instytucje korzystające z takich usług. Dzięki podpisanemu porozumieniu i licencjom na monitorowanie prasy, nasi klienci mogą spać spokojnie i nie obawiać się o tego typu krytyczne doniesienia.

Dla wszystkich marek korzystających z usług monitoringu mediów taka sytuacja oznacza, że powinny przeanalizować, czy podmioty, z którymi współpracują, nie naruszają praw wydawców i twórców prasowych oraz czy stać je na ryzyko ewentualnych roszczeń i sytuacji kryzysowych, wywołanych tym, że mogą zostać wymienione w negatywnym kontekście w przekazach medialnych. Ostatecznie, nie można wykluczyć także scenariusza, że brandy korzystające z usług bez licencji zostaną uwikłane w procesy sądowe.

Dlaczego ta kwestia była tak problematyczna w Polsce i jak to zagadnienie jest uregulowane w innych krajach? Czy możemy i powinniśmy czerpać w tym zakresie z doświadczeń i rozwiązań zagranicznych?

W polskim prawie autorskim i prasowym istnieje wiele zapisów, które można różnie interpretować. Zachodzące jednak od wielu lat zmiany w prawie Unii Europejskiej oraz zmieniające się orzecznictwo pokazują, że standardem w zakresie wykorzystywania – cytowania twórczości innych autorów w działalności zarówno medialnej, jak i biznesowej standardem staje się ponoszenie opłat z tego tytułu.

Wydaje się, że w tej sytuacji – zwłaszcza teraz, gdy zbliżamy się do wdrożenia nowej dyrektywy mającej wpływ na prawa autorskie i prawa pokrewne – ta sytuacja staje się także polską rzeczywistością, a każda odpowiedzialna firma powinna mieć świadomość konieczności ponoszenia opłat na rzecz twórców.

Jednocześnie na rynku polskim mamy wypracowane mechanizmy, które umożliwiają szybką adaptację takich rozwiązań. Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, powołując organizację zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, jaką jest SDiW REPROPOL, ustalił tabelę wynagrodzeń, która w dość jasny sposób określa wysokość opłat za informacje pochodzące z prasy, wykorzystywane w przeglądach mediów.

Skąd Pana zdaniem przekonanie, że podgląd materiału jest niezbędnym elementem przeglądu mediów. Wydaje się, że liczba danych, które klienci uzyskują na temat konkretnej publikacji i źródła, z jakiego ona pochodzi, jest w zupełności wystarczająca.

Dobre pytanie… Po pierwsze mam wrażenie, że nadal traktujemy publikacje prasowe w trochę „stary” sposób. Kiedyś, gdy informacji było zdecydowanie mniej, rzeczywiście treść każdego materiału oraz to, gdzie się pojawił, jak wyglądał i został odebrany, miało ogromne znaczenie. Natomiast obecnie – w świecie, w którym każdego dnia ukazują się miliony nowych doniesień, zmienił się sposób konsumpcji tych treści, a czytelnicy nie czytają już całych materiałów. Właściwie można zaryzykować stwierdzenie, że potrzeba zapoznania się z pełną treścią powstaje wtedy, gdy materiał bezpośrednio dotyczy odbiorcy lub jest krytyczny dla danej marki. W większości przypadków kluczowe jest to, żeby się dowiedzieć, jaki mógł być impact, zasięg i znaczenie materiału w jakościowej skali, czyli ważniejsze będą wskaźniki i atrybuty, niż to, aby każdy z tych materiałów dokładnie przeczytać.

Jeśli spojrzymy na trendy w zakresie analizowania informacji w innych krajach, to konieczność kontaktu z całym materiałem zdecydowanie spada w priorytetach na rzecz potwierdzenia, że dana publikacja dotarła do grupy docelowej i wywołała zamierzony skutek. Nadal oczywiście będzie istniała potrzeba kontaktu z pełną treścią, gdy materiał ma istotne znaczenie dla marki, ale patrząc całościowo, ta potrzeba w dużym stopniu już dziś została zastąpiona dostępem do raportów o efektach komunikacyjnych takich publikacji.

Z tego, co Pan mówi, wynika, że nie ma chyba obszaru biznesowego, który nie byłby zainteresowany tego typu usługami. Jak Pan prognozuje – jaka jest przyszłość branży monitoringu i analiz medialnych? W jakim kierunku będzie się rozwijać?

Na samym początku powiem, że jedną z kluczowych kwestii, którą obserwujemy, jest to, że branża monitoringu mediów zdecydowanie nie jest już postrzegana tylko jako dostawca rozwiązań dla obszaru public relations i marketingu. Rzeczywiście, bardzo wiele firm dostrzegło, że w mediach jest najbardziej aktualna informacja, a co za tym idzie potrzebna do podejmowania skutecznych, szybkich decyzji biznesowych.

Patrząc w ten sposób, można powiedzieć, że KAŻDY jest odbiorcą usług monitoringu mediów – zarówno wielkie międzynarodowe koncerny, jak i małe lokalne firmy, fundacje, instytucje, urzędy albo marki osobiste. Oczywiście tak, jak potrzeby tych podmiotów i osób będą różne, tak i usługi będą zróżnicowane – inne dla CEO dużej marki, specjalisty od ryzyk biznesowych, a jeszcze inne dla szefa HR, komunikacji marketingowej czy brand managera.

Mówiąc o przyszłości branży kluczowe są trzy zagadnienia: ewolucja mediów, zmiana komunikacji oraz rozwój technologii.

Powstają nowe źródła, które mają inną specyfikę i łączą formy typowe dla różnych mediów – to wszystko powoduje zmiany w procesie wyszukiwania informacji, lepszego ich analizowania. To ogromna siła napędowa do rozwoju usług monitoringu mediów. Z kolei ewolucja mediów wpływa na zmiany w komunikacji, które są katalizatorem nowych potrzeb, a przez to nowych narzędzi potrzebnych do mierzenia takiej komunikacji. To właśnie one powodują, że pojawia się konieczność wprowadzania innowacyjnych metod pomiarowych, a co za tym idzie nowych interfejsów na portalach, wskaźników, opcji analizowania i raportowania.

Aby móc zbierać i analizować informacje – szczególnie przy tak rosnącej liczbie danych, niezbędne jest wsparcie technologiczne. W zasadzie jednymi z najczęściej pojawiających się zwrotów w naszej branży są „sztuczna inteligencja”, „uczenie maszynowe” i „duże zbiory danych”.

W monitoringu mediów nie chodzi już o to, aby zbierać informacje, ale dostarczać te właściwe i tworzyć na ich bazie wiedzę, dzięki której firmy mogą prowadzić jeszcze bardziej skuteczne działania, rozumieć dobrze specyfikę swojej branży oraz wyciągać wnioski, które z tych danych płyną.

Jednym z kluczowych wyzwań, jakie stoi przed branżą monitoringu mediów, jest także przeciwdziałanie fake newsom, czy też informacjom przekazującym mowę nienawiści. To niezwykle istotny aspekt dla życia społecznego, w który również jako zespół jesteśmy bardzo mocno zaangażowani.

Dziękujemy za rozmowę.

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF