Największe polskie kryzysy wizerunkowe 2021

Alert Media

Największy kryzys wizerunkowy 2021 roku w polskim świecie publicznym dotyczył Trybunału Konstytucyjnego pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej, zaś w sferze świata biznesu i marek osobistych na pierwszym miejscu znalazła się Barbara Kurdej-Szatan za swój wulgarny wpis na temat funkcjonariuszy Straży Granicznej.

Takie są wyniki badania Kryzysometr 2021/2022 przeprowadzonego przez agencję Alert Media Communications wśród szerokiego kręgu managerów i dyrektorów ds. komunikacji oraz rzeczników największych polskich firm i instytucji.

W badaniu przeprowadzonym na przełomie listopada i grudnia 2021 roku wzięło udział 130 respondentów szczebla co najmniej menadżerskiego lub dyrektorskiego oraz rzeczników prasowych z kluczowych firm rynkowych, instytucji państwowych i samorządowych oraz organizacji pozarządowych. Agencja Alert Media Communications specjalizująca się w komunikacji antykryzysowej i strategicznym PR zapytała ich o wskazanie największych kryzysów roku z podziałem na sferę publiczną (zdominowaną przez politykę) i biznesową.

Komunikacyjnie największe emocje budzi w nas świat polityczno-społeczny i to tam pojawiają się kryzysy wizerunkowe budzące szczególne zainteresowanie. Właśnie dlatego rozdzielamy nasz ranking na dwie części: polityczną i niepolityczną. Dzięki temu obserwatorom obu scen – publicznej i rynkowej – możemy zapewnić lepsze rozeznanie w trendach i prawidłowościach rządzących aktualnymi kryzysami

Adam Łaszyn, CEO Alert Media Communications.

W sferze publicznej drugi rok z rzędu miejsce na podium zajął Trybunał Konstytucyjny. W 2021 roku instytucja, której obecnie przewodniczy Julia Przyłębska, „awansowała” z drugiego miejsca na pierwsze, otrzymując 32% głosów w związku z kryzysem wizerunku i autorytetu, wynikającym z przesiąkniętych polityką posiedzeń i wyroków nieakceptowanych przez większość środowiska prawniczego w kraju i za granicą. Na podium największych kryzysów doszło w tym roku do zamiany miejsc – na drugim miejscu znalazł się bowiem zwycięzca ubiegłorocznego rankingu, czyli Kościół Katolicki (28% wskazań), w związku z kolejnymi przypadkami tuszowania przez hierarchów kościelnych pedofilii i innych niegodziwości.

Jeśli w pandemicznym roku pełnym kryzysów tak wysokie miejsca utrzymują te same instytucje co wcześniej, to pokazuje, że ich kryzys jest nie tylko trwały, ale i przyspiesza oraz pogłębia się. Wyraźnie brakuje tam wyciągania wniosków i realnych działań dla poprawy wizerunku. Albo zaufanie społeczne nie odgrywa dla tych instytucji istotnej roli i stosowana jest fatalna strategia strusia, skutkująca pogłębiającym się spadkiem zaufania

Krzysztof Tomczyński, Partner i Account Director w Alert Media Communications.

 

Razem z Kościołem Katolickim na drugim miejscu w rankingu kryzysów publicznych – również z 28% głosów – znaleźli się Michał Dworczyk i urzędnicy KPRM w związku z wyciekami prywatnej korespondencji mailowej w sprawach najwyższej wagi państwowej. Kolejne miejsce w tym zestawieniu zajął rząd RP i sposób zarządzania informacją oraz relacjami z mediami w sprawie napływu uchodźców na granicę polsko-białoruską (27% ankietowanych), a na dalszych pozycjach znalazła się Zjednoczona Prawica i doprowadzenie do sparaliżowania praktyki medycznej w sprawie problemów z ciążą i śmierci ciężarnej kobiety w Pszczynie (25% wskazań) oraz Paweł Kukiz i jego spektakularna wolta oraz zmiana zdania w głosowaniu w sprawie odroczenia obrad dot. Lex TVN i jego fatalna komunikacja dot. zarzutów „politycznej korupcji” (22% głosów).

W rankingu kryzysów świata biznesu i marek osobistych dwa pierwsze miejsca zajęły celebrytki: aktorka Barbara Kurdej-Szatan w związku z wulgarnymi postami obrażającymi straż graniczną (49% głosów) oraz piosenkarka Beata Kozidrak i jej jazda pod wpływem alkoholu (46% głosów). Kolejna pozycja to kryzys w sprawie szczepień bez kolejek dla celebrytów przeciwko COVID-19 (38% głosów). Czwarte miejsce przypadło kolejnej polskiej aktorce – Bożenie Dykiel – za wypowiedź w telewizji śniadaniowej, że pandemia to wymysł bogaczy, połączony z reklamą „Magicznych Okularów” (24% głosów).

Dopiero na piątym miejscu tego zestawienia znalazły się firmy komercyjne. Po 15% głosów otrzymały ex aequo CD Project w związku z atakiem hakerskim na serwery firmy oraz kontynuacją problemów z grą Cyberpunk 2077 oraz TVN w kontekście „Lex TVN” i ryzyka utraty koncesji.

W tegorocznym rankingu problemów wizerunkowych marek i biznesu zdecydowanie dominują tzw. kryzysy celebryckie. W naszej ocenie świadczy to o dwóch rzeczach. Po pierwsze życie firm nie jest tak medialnym tematem jak emocje wywoływane przez rozhuśtaną w Polsce sferę publiczną. A często powtarzamy, że kryzys to przede wszystkim teatr emocji. Te zaś najsilniej w naszym kraju wywołują polityka i celebryci. Miks tych elementów elektryzuje media. Po drugie niskie pozycje kryzysów biznesowych (nawet „Lex-TVN” to wprawdzie kryzys biznesowy, ale wywołany przez polityków) mogą wskazywać, że biznes po prostu coraz lepiej radzi sobie z kryzysami, stosując stosowną prewencję i właściwy know-how w reakcji na pierwsze symptomy kryzysu. Tu na pewno powiększa się przepaść kompetencyjna między rosnącym profesjonalizmem PR w biznesie a coraz bardziej niekompetentną komunikacją całego sektora publicznego, zwłaszcza państwowego

Adam Łaszyn, Alert Media

W pierwszej części naszego tegorocznego badania okazało się, że Kryzysometr, czyli wskaźnik obaw przed wizerunkowym zagrożeniem, wzrósł wśród profesjonalistów PR o 5 punktów do 60%. I obserwujemy to od razu, co widać np. po kryzysie TVN, który eskalował już w grudniu – tuż po zebraniu wyników rankingu. Zatem potwierdza się, że klimat kryzysowy w naszym kraju, zgodnie ze wskazaniami 130 profesjonalistów od komunikacji, staje się coraz gorętszy. A to zapowiada trudny 2022 rok, który z pewnością będzie weryfikował przygotowanie i kompetencje kryzysowe zarówno w licznych polskich firmach, instytucjach i organizacjach, jak i w środowisku celebrytów oraz innych osób publicznych

 Krzysztof Tomczyński, Alert Media


źródło: Alert Media

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF

Dwóch króli, czarna owca i polska sensacja – jak kształtuje się wizerunek tenisowych gwiazd?

Tenic

Czasami wystarczy wejść na scenę w niewłaściwym czasie, żeby zamiast roli „króla ludzkich serc” stać się szwarccharakterem. Novak Djoković jest tego idealnym przykładem. Tak długo był odrzucany przez kibiców tylko dlatego, że nie jest Federerem ani Nadalem, że w końcu zaczął dawać powody, żeby go nie lubić. Jak to wpływa na wartość marketingową całej trójki? – Djoković ma zaangażowane grono fanów, ale mniej liczne od największych rywali. Marki premium mogą też obawiać się kontrowersji związanych z jego postępowaniem – podkreśla Mateusz Brzeźniak z agencji marketingu sportowego Arskom Sport Brokers. W Polsce coraz jaśniej świeci gwiazda Igi Świątek, która może zaraz być dużą wartością dla marek.

Dla serbskiej supergwiazdy światowego tenisa rok 2020 to prawdziwa huśtawka nastrojów. Z jednej strony – imponuje sportową formą, wygrywając mecz za meczem. Z drugiej – za pozornie błahe, kompletnie przypadkowe uderzenie piłką sędzi liniowej został zdyskwalifikowany z US Open. Jest o nim tak głośno, jak o żadnym innym tenisiście, ale nie w kontekście, w jakim by tego oczekiwał. Novak Djoković w dobie pandemii stracił wizerunkowo bardzo wiele, co może się przełożyć na jego zarobki z reklam. Za sprawą lekceważącego podejścia do koronawirusa sprawił, że w oczach wielu fanów sportu stał się postacią niebezpieczną, promującą nieodpowiedzialne zachowania. Wystarczy wspomnieć, że kiedy niemal cały świat siedział zamknięty w domach, „Nole” wraz z kolegami objeżdżał Bałkany w ramach zorganizowanego przez siebie Adria Cup, po zawodach balując do białego rana. Jak można było się spodziewać, poskutkowało to serią zakażeń, w tym u samego organizatora i jego małżonki. To, według ekspertów, będzie miało dla jego wizerunku dużo poważniejsze długofalowe konsekwencje, od niefortunnej dyskwalifikacji z US Open.

Incydent podczas US Open, jeśli nie pociągnie za sobą kolejnych, nie powinien wpłynąć na wizerunek tenisisty. Lampką alarmową dla wielu reklamodawców mogą być za to lekkomyślne zachowania i wypowiedzi Serba dotyczące pandemii.

Mateusz Brzeźniak, account manager w agencji marketingu sportowego Arskom Sport Brokers

Z punktu widzenia reklamodawców, chociaż w ostatnim czasie nie jest o nich tak głośno jak o Serbie, wciąż bezpieczniejszym wyborem są Rafael Nadal i Roger Federer, zawodnicy będący od lat zmorą Djokovicia, nawet kiedy na korcie okazywał się od nich lepszy.

Wizerunek każdej z tych legend opowiada inną historię, którą można połączyć z marką. Federer jest artystą, profesjonalistą i wzorem do naśladowania, na korcie i poza nim. Szwajcar idealnie pasuje do komunikacji marek premium. Nadal łączy w sobie niesamowitą waleczność, sportową siłę i niezłomność, dzięki czemu chętnie identyfikuje się z nim męskie grono konsumentów. Djoković, poza byciem wielkim sportowcem o niespotykanej umiejętności wznoszenia się na wyżyny w najtrudniejszych momentach, uchodził za normalnego, fajnego faceta.

Mateusz Brzeźniak

Rekordowy szum w mediach

Chociaż Djoković, niezależnie od sportowych wyników, zawsze był i pewnie pozostanie „tym trzecim”, zawodnikiem, który pojawił się na tenisowym szczycie, kiedy klucze do serc kibiców już dawno były rozdane pomiędzy dżentelmena ze Szwajcarii i hiszpańską maszynę. W ostatnim roku to o nim było zdecydowanie najgłośniej w mediach. Według Brand24 od 26 sierpnia 2019 (początek zeszłorocznego US Open) do 13 września 2020 (zakończenie tegorocznych zmagań na kortach Flushing Meadows) pojawiły się aż 10 422 wzmianki o Djokoviciu, wliczając w to nie tylko portale, ale także np. mikroblogi, wideo czy podcasty. To znacznie więcej niż na temat Rafy Nadala (6468 wzmianek) i Rogera Federera (7701 wzmianek). Oczywiście absolutny szczyt internetowego szumu związanego z Serbem nastąpił 7 września tego roku i był następstwem szokującej dyskwalifikacji w meczu z Pablo Carreno-Bustą. Tylko jednego dnia pojawiło się blisko tysiąc nowych wzmianek o Serbie. W świecie marketingu niewiele jest jednak tak nieprawdziwych zdań, jak „nieważne jak o tobie mówią, byle mówili”. Blisko połowa analizowanych wspomnień Serba ma według Brand24 negatywny wydźwięk. Marki, dobierając ambasadorów do swoich produktów, bardzo często korzystają z tego i podobnych narzędzi, żeby ocenić ich odbiór społeczny i to, jak potencjalna współpraca z daną gwiazdą wpłynie na wizerunek marki.

Fani odwracają się od Djokovicia?

W obecnych czasach kluczowym kanałem komunikacji pomiędzy wielkimi tego świata a ich fanami są media społecznościowe. Tam utrzymują relacje z odbiorcami i to na pokazaniu się na Facebooku czy Instagramie znanego sportowca bardzo często najbardziej zależy przedstawicielom biznesu. Z raportu opracowanego na nasze potrzeby przez ekspertów od badania social mediów z firmy NapoleonCat na pierwszy rzut oka jasno wynika, że pod względem samych statystyk, „Nole” powinien być łakomym kąskiem dla marek pragnących dużego ruchu – co prawda liczba osób śledzących jego profil na Facebooku jest o blisko połowę mniejsza od Federera i Nadala (7 mln u Serba, 15 mln u Szwajcara, 14 mln u Hiszpana), ale kontrowersyjny zawodnik ma zdecydowanie najbardziej zaangażowanych fanów. W badanym okresie pomiędzy początkiem US Open 2019 a końcem tego samego turnieju w obecnym roku, posty na jego profilu Facebookowym zebrały aż 226,5 tysiąca komentarzy oraz blisko 8 milionów reakcji. To przekłada się na zdecydowanie najwyższe spośród trzech największych gwiazd męskiego tenisa wskaźniki interakcji. ER, czyli wskaźnik liczony na podstawie stosunku liczby interakcji do liczby fanów w dniu publikacji treści, jest u Serba trzykrotnie wyższy niż u dwóch największych rywali. Te liczby nie oddają jednak jakości tych interakcji, nie pokazują, ile z tych komentarzy czy reakcji jest negatywnych lub polemicznych wobec Djokovicia. Tutaj do myślenia może dać inna liczba – 120 tysięcy. Tyle osób wedle NapoleonCat w badanym okresie zrezygnowało z obserwowania Serba na Facebooku, czyli mówiąc potocznie „odlubiło” jego profil. Częściowy odpływ obserwujących mógłby wynikać z robionego przez Facebooka okresowego „czyszczenia” portalu z fałszywych kont, jednak to nie tłumaczy skali zjawiska. Szczególnie, że u Nadala liczba obserwujących się nie zmieniła, a u Federera zmalała trzykrotnie mniej, niż u Djokovicia. Widać, że nie brakuje osób, którym ostatnia aktywność tenisisty z Bałkanów na tyle nie odpowiada, że nie chcę mieć z nim dłużej styczności w mediach społecznościowych.

Polubienie profilu sportowca w social mediach to pewnego rodzaju manifest. Fan pokazuje swoje zaangażowanie i oddaje poparcie osobie, którą ceni za sukcesy, jakie odnosi w świecie sportu. Często jednak nie potrafimy oddzielić tego, co dzieje się na korcie czy boisku, od tego co poza nim. W sytuacji, gdy cały czas słyszymy o rosnącej liczbie zakażeń Covid-19, wszelkie „występki” są bardzo źle odbierane. Czy chcemy więc udzielać dalszego wsparcia osobie zachowującej się lekkomyślnie?

Obserwując świat sportowców, widzimy, że i oni nie są kryształowi. Zdarzają się im wpadki i rysy na wizerunku. Ważne jest jednak to, jak zachowają się w chwili próby. Pójdą w zaparte czy przyznają się do błędu?  Djokovic swoją kontrowersyjną wypowiedzią o potrzebie usunięcia sędziów z kortu i zastąpieniu ich technologią, pokazuje po raz kolejny, że nie boi się krytyki. Odpływ fanów, może przełożyć się na odpływ reklamodawców, ale nie musi. Być może Serb przyciągnie do siebie marki, którym bliżej do archetypu buntownika.

Iwona Polak, Head of Marketing w NapoleonCat

Samospełniająca się przepowiednia

Problemy wizerunkowe Djokovicia to dość niezwykła z psychologicznego punktu widzenia historia. Początkowo w niczym nie zasługiwał na to, jak był traktowany przez trybuny. Nierzadko zachowanie fanów Nadala czy Federera w stosunku do Serba było absolutnie skandaliczne. Nad przyczynami tego, dlaczego pomimo imponującej gry, poczucia humoru i poruszającej historii dzieciństwa, kiedy trenował w bombardowanym Belgradzie, pochylił się Australijczyk Pat Cash, triumfator Wimbledonu z 1987 roku:

Jedną z przyczyn olbrzymiej popularności Federera jest to, że to zawodnik w starym stylu. Wprowadził sposób gry mojej generacji do ery siłaczy. Łącząc klasyczny styl z nowoczesnym sprzętem był w stanie zagrywać piłki w sposób dawniej niewyobrażalny. Dodając do tego przygotowanie fizyczne i stoicki spokój pod presją, ciężko wyobrazić sobie świat, w którym Roger nie byłby tak popularny. Idąc krok w przód, spotykamy Rafę Nadala. Wulkan energii. Nigdy w tenisie nie widzieliśmy takiego forehandu, żeby nie wspomnieć o jego rotacjach i potędze na ziemi. Albo fizycznej dominacji na korcie. Dodając do jego skromność i prostolinijność łatwo zrozumieć, dlaczego pociągnął za sobą młodszą generację fanów. Rywalizacja tych dwóch była czymś, czego fani tenisa nie widzieli od czasów Agassiego i Samprasa. Elegancja kontra siła. Dwa kompletnie inne style. Ich pogoń za sukcesami zdominowała świat tenisa na długo, pozwalając Rafie i Rogerowi zostać dwoma najpopularniejszymi zawodnikami w historii. Nagle na scenie pojawiają się Novak Djoković i Andy Murray. Nowi chłopcy w mieście, którzy chcą ściąć głowy królom. A nikt nie chce, żeby ktoś zabił jego ukochanego króla.

Pat Cash

Wedle australijskiego eksperta, Serb nie został pokochany przez fanów tylko dlatego, że nie był Nadalem ani Federerem. Djoković miał wszelkie warunki ku temu, żeby poszły za nim tłumy, ale pojawił się na scenie w niewłaściwym czasie. Nie pomogło mu nawet prześcignięcie w ostatnich latach słynnej dwójki pod względem sportowych osiągnięć. W finale US Open w 2015 roku Serb musiał mierzyć się nie tylko z Federerem w życiowej formie, ale również z 23 tysiącami wrzeszczących kibiców, z których wielu zachowywało się w sposób absolutnie urągający zasadom kortów tenisowych. Wygrał, pokazując niebywałą siłę psychiczną.

To był jeden z największych popisów umiejętności, jakie kiedykolwiek widziałem na własne oczy. Sposób, w jaki wytrzymał presję i odpowiadał Rogerowi jednym genialnym uderzeniem za drugim był niewiarygodny.

Pat Cash

Po meczu jednak przyznał, że dużo go to kosztowało. Serbowi od zawsze zależało na miłości tłumów. Chciał być kochany i ceniony. Walka z presją wrogo nastawionych fanów wysysała z niego energię. Dlatego jego obecny kryzys wizerunkowy może być określony pojęciem z dziedziny psychologii – jako „samospełniająca się przepowiednia”. Tak długo był niekochany i atakowany, że zaczął dawać kibicom faktyczne powody, żeby go nie lubili. Na początku został na siłę wtłoczony w rolę czarnego charakteru, ale po latach wczuł się w tę rolę. I z tego po części wynikają jego ostatnie zachowania.

Świątek przegoni Radwańską?

Zestawianie wartości marketingowej polskich zawodniczek I zawodników z największymi gwiazdami męskiego tenisa to zadanie trudne. Nadal, Federer czy nawet Djoković są pod względem rozpoznawalności i zasięgów na poziomie, na który z naszych sportowców udało się wejść tylko Robertowi Lewandowskiemu. Nawet nasza największa gwiazda tenisowa ostatnich lat, Agnieszka Radwańska ze swoim niespełna milionem obserwujących na Facebooku, wygląda przy wymienionych zawodnikach niespecjalnie imponująco. Polce też nie udało się przekuć dużej kariery w sporcie na wartość reklamową. Przyszłość pod tym względem wygląda jednak według ekspertów obiecująco.

Iga Świątek to aktualnie numer jeden wśród młodych polskich sportowców, bez podziału na dyscypliny, z największym potencjałem na sukces marketingowy. Znakomite występy na kortach Rolanda Garrosa na pewno ją do niego przybliżą, ale żeby wejść do „wizerunkowej ekstraklasy”, musi być rozpoznawalna nie tylko przez kibiców sportowych, ale przez prawie wszystkich Polaków. Dopóki tak się nie stanie, reklamodawcy będą myśleć o niej przede wszystkim w kontekście produktów i usług związanych ze sportem i pokrewnych. Agnieszka Radwańska, przez lata w TOP5 kobiecego tenisa, nie przełożyła swoich sukcesów sportowych na liczne kontrakty i udział w głośnych kampaniach. Być może uda się to jej następcom. Świątek będzie potrzebować do tego nie tylko sukcesów na kortach, ale też przemyślanej strategii budowania wizerunku oraz kreatywnych i świadomych siły marketingu sportowego reklamodawców.

Mateusz Brzeźniak

Pozycję wyjściową do podbicia serc kibiców, a co po części za tym idzie także marketingowców, na całym świecie, ma Iga Świątek znakomitą. Na naszych oczach pisze się jej historia: rok po dotkliwej porażce z Simoną Halep, na tym samym korcie rozbija rozstawioną z numerem jeden rywalką w stylu godnym największych gwiazd sportu. A wszystko to niedługo po zdaniu matury, jeszcze przed dwudziestymi urodzinami. Patrząc na spływające na ręce Świątek gratulacje z całego świata, a także zachwyt kibiców stylem, w jakim rozprawiła się z faworytką, nie musi obawiać się roli czarnego charakteru. Jeśli za niekwestionowanym talentem dalej będzie iść skromność, a do tego Polka dołoży współpracę z ekspertami od wizerunku, błyskawicznie może stać się „królową ludzkich serc”. Szczególnie, że w kobiecym tenisie po zakończeniu kariery przez Marię Szarapową i przy gasnących gwiazdach sióstr Williams, wiele tych serc będzie szukało obiektu uwielbienia.


Źródło: Informacja prasowa Arskom Group Sp. z o. o. Sp. K

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF

Monitoring w pracy

monitoring w pracy

Monitoring w zakładzie pracy to szczególny rodzaj nadzoru, jaki pracodawca sprawuje nad pracownikiem. Stanowi ingerencję w prawo pracownika do prywatności, dlatego nie może odbywać się bez wiedzy osób zatrudnionych. Kodeks pracy reguluje warunki, na jakich pracodawca może monitorować pracownika. W zależności od formy stosowanego przez pracodawcę monitoringu, mają zastosowanie odpowiednie regulacje. Muszą one być adekwatne i współmierne do celu, jaki pracodawca zamierza w ten sposób osiągnąć. Na szczęście odstępstwa od zasady ochrony prywatności i tajemnicy komunikowania się są bardzo ściśle przez ustawodawcę reglamentowane.

Monitoring – czym jest

Obejmuje wszystkie czynności nadzorcze pracodawcy, które mają na celu gromadzenie informacji na temat pracowników za pomocą urządzeń elektronicznych. Te czynności nadzorcze to oczywiście obserwacja, najczęściej za pomocą urządzeń wizyjnych (kamery), ale także monitoring poczty elektronicznej, aktywności w sieci, połączeń telefonicznych, przesyłanych wiadomości sms, geolokalizacji pracowników, a nawet podsłuch przekazów informacji.

Dane osobowe

Monitoring dotyczy przetwarzania danych osobowych, dlatego istnieją zasady, których pracodawcy muszą przestrzegać. Zasady postępowania przy przetwarzaniu danych osobowych w związku z monitoringiem zostały określone w art. 5 ust. 1 RODO.

Zasady te są następujące:

  • zgodność z prawem, rzetelność i przejrzystość – dla osoby, której te dane dotyczą;
  • ograniczenie celu ich przetwarzania do tego, co niezbędne, to jest tylko w celu, jaki ma zostać osiągnięty i zakaz dalszego przetwarzania tych danych;
  • minimalizacja danych – tylko te dane, które są niezbędne do osiągnięcia celu ich przetwarzania;
  • prawidłowość przetwarzanych danych – przetwarzane mogą być tylko dane prawidłowe i aktualne, pozostałe należy niezwłocznie usunąć;
  • ograniczenie czasu przechowywania danych;
  • integralność i poufność oznaczają przetwarzanie tych danych w sposób bezpieczny, przy zapewnieniu wysokiego poziomu ich ochrony.

Monitoring wizyjny

Jak sama nazwa wskazuje monitoring może być tylko wizyjny, a nie audio-wizyjny, ponieważ wówczas oznaczałoby to, że pracodawca nie tylko obserwuje osoby zatrudnione w zakładzie pracy, ale jeszcze je dodatkowo podsłuchuje i to przez cały czas pracy, co jest – rzecz jasna – zabronione. Na nagraniu z kamery może być zatem tylko obraz, ale już nie dźwięk.

Zgodnie z przepisami Kodeksu pracy (art. 22² § 1), pracodawca może wprowadzić szczególny nadzór nad terenem zakładu pracy lub terenem wokół zakładu pracy w postaci środków technicznych umożliwiających rejestrację obrazu (monitoring). Warto zwrócić uwagę, że w definicji jest mowa tylko o „środkach technicznych umożliwiających rejestrację obrazu”, a nie obrazu i dźwięku; należy o tym pamiętać.

Pracodawca nie może sobie ot tak po prostu wprowadzić monitoringu, albowiem każdy monitoring stanowi ingerencję w prawo pracowników do prywatności. Prawo do prywatności jest dobrem osobistym i dotyczy każdego człowieka, także pracownika. Niektórzy pracodawcy zdają się o tym „zapominać”. Zapewne dlatego właśnie ustawodawca postanowił, że możliwości naruszenia tego prawa będą ściśle reglamentowane, a pracodawca, który chce takiej ingerencji dokonać, musi ją bardzo dobrze uzasadnić i lepiej, żeby potrafił to zrobić w sposób przekonujący dla pracowników. Jeśli nie zdoła przekonać pracowników, że narusza ich prywatność w celu innym niż tylko inwigilowanie ich w celu szykanowania pod pozorem nadzoru, „do którego przecież ma prawo jako pracodawca”, to pracownicy z powodzeniem mogą wnosić kolejne sprawy do Sądu z roszczeniami za naruszenie ich dóbr osobistych.

Przesłanki wprowadzenia tego szczególnego rodzaju nadzoru to:

  • niezbędna ochrona w celu zapewnienia bezpieczeństwa pracowników

lub

  • mienia

lub

  • kontroli produkcji

lub

  • zachowania w tajemnicy informacji, które mogłyby narazić pracodawcę na szkodę.

Warto zauważyć, że w przepisie przesłanki te są oddzielone spójnikiem „lub”, co oznacza, że każda z nich może zaistnieć oddzielnie, ale też mogą zaistnieć wszystkie razem.

Ograniczenia

Monitoring wizyjny nie może obejmować pomieszczeń sanitarnych, szatni, stołówek oraz palarni, a także pomieszczeń przeznaczonych dla związków zawodowych. Wyjątkiem jest sytuacja, w której pracodawca udowodni, że zastosowanie monitoringu wizyjnego jest niezbędne w celu realizacji któregoś z wymienionych w ustawie celów i jeszcze dodatkowo nie naruszy godności oraz innych dóbr osobistych pracownika. W takim przypadku jednak, pracodawca musi uzyskać zgodę zakładowej organizacji związkowej, a obraz z monitoringu w tych pomieszczeniach musi być tak zniekształcony, aby nie można było rozpoznać, kto na tym nagraniu jest.

Pomieszczenia związkowe powinny być oczywiście chronione po to, aby zgłaszający się po pomoc zatrudnieni mogli bez obaw do pomieszczenia związkowego przyjść i w trakcie pełnienia dyżurów związkowych sprawę łamania praw pracowniczych zgłosić. Monitoringiem zatem nie może być objęta ta część sfery ruchu pieszego, która wiedzie lub przechodzi obok pomieszczenia związkowego, ani też ta część budynku na zewnątrz, która za pomocą monitoringu dawałaby możliwość monitorowania wnętrza pomieszczenia związkowego przez okno. Pomieszczenie związkowe nie może być również przeszklone ani w całości, ani w części, oczywiście z wyjątkiem okna.

Czas przechowywania

Nagrania obrazu z monitoringu wizyjnego mogą być przechowywane tylko 3 miesiące od dnia nagrania pod warunkiem, że zostały przetworzone wyłącznie do celów zgodnych z przepisami. Po upływie 3 miesięcy nagrania uzyskane z monitoringu ulegają zniszczeniu chyba, że w przypadku podejrzenia popełnienia przestępstwa mogą one stanowić dowód w sprawie, wtedy mogą być przechowywane do czasu prawomocnego zakończenia sprawy. Potem nagrania te również powinny zostać zniszczone.

Oczywiście rażącym naruszeniem prawa pracownika i jego dóbr osobistych będzie przetwarzanie nagrań obrazu z monitoringu w celu wytworzenia niby-dowodów na okoliczność rzekomej niesubordynacji pracownika albo co gorsza – jako dowód we wniesionej przeciwko niewygodnemu pracownikowi sprawie o oszustwo, którego nie było. Niedopuszczalne jest również przetwarzanie nagrań z monitoringu, na których został utrwalony samochód pracownika wraz z numerem rejestracyjnym, nie wspominając już o celowym fotografowaniu tego samochodu stojącego na parkingu dla pracowników, ponieważ własność pracownika również jest dobrem osobistym i podlega ochronie.

Obowiązek informacyjny pracodawcy

Informacja o celu, zakresie i sposobie (formie) monitoringu powinna zostać ustalona w regulaminie pracy lub w układzie zbiorowym pracy, a jeżeli pracodawca nie jest zobowiązany do wprowadzenia regulaminu pracy albo nie jest objęty układem zbiorowym pracy to musi przekazać te informacje w obwieszczeniu pracodawcy w terminie nie później niż 2 tygodnie przed uruchomieniem monitoringu. Informacja zostaje podana do wiadomości pracowników w sposób przyjęty u danego pracodawcy, a każdy nowy pracownik przez dopuszczeniem do pracy otrzymuje tę informację na piśmie.

Informacja nie może oczywiście polegać na przekopiowaniu „żywcem” przepisów dotyczących monitoringu zawartych w art. 22² i art. 22³ Kodeksu pracy.

Obowiązek informacyjny obejmuje również konieczność oznaczenia każdego pomieszczenia i terenu, które są monitorowane w sposób widoczny i czytelny, za pomocą odpowiednich znaków lub ogłoszeń dźwiękowych, nie później niż jeden dzień przed jego uruchomieniem.

Monitoring poczty elektronicznej

Pracodawca może wprowadzić również monitoring poczty elektronicznej pracownika, ale tylko służbowej, co nie może naruszać tajemnicy korespondencji oraz innych dóbr osobistych pracownika. Te inne dobra osobiste to oczywiście prawo do prywatności. Jeżeli pracownik prowadzi korespondencję służbową w imieniu pracodawcy, to oczywiście stroną takiej korespondencji jest pracodawca, ponieważ pracownik go reprezentuje, działa w jego imieniu i na jego rzecz.

Przesłankami wprowadzenia monitoringu poczty elektronicznej są konieczność zapewnienia właściwej organizacji pracy i właściwego wykorzystania narzędzi, jakie pracownik otrzymał od pracodawcy. Innymi słowy chodzi o to, aby pracodawca mógł skontrolować, czy pracownik wykonuje pracę na rzecz tego pracodawcy, a nie np. w czasie godzin pracy dorabia sobie na rzecz innego pracodawcy, a także czy na pewno otrzymany sprzęt komputerowy wykorzystuje do celów służbowych, a nie prywatnych.

W tym przypadku obowiązki informacyjne pracodawcy są takie same, jak przy wprowadzeniu monitoringu wizyjnego.

Pozostałe formy monitoringu

Podobnie rzecz ma się z rozmowami telefonicznymi prowadzonymi przez pracownika z klientami pracodawcy, w jego imieniu i na jego rzecz. Pracodawca ma wtedy prawo monitorować takie rozmowy służbowe, ponieważ w razie jakichkolwiek nieporozumień, ma możliwość odtworzyć ich treść w celu sprawdzenia, jak naprawdę taka rozmowa wyglądała, a w przypadku zgłoszonych przez klienta roszczeń, ma na tę okoliczność stosowny materiał dowodowy. Oczywiście zarówno pracownik, jak i dzwoniący klient, muszą być poinformowani, że „rozmowy są nagrywane”.

Inne formy monitoringu to znajdujący się w telefonie służbowym GPS, dzięki któremu pracownik jest monitorowany w trakcie wykonywania czynności w terenie. Monitoring GPS zamontowany w samochodach służbowych ma służyć zapewnieniu właściwej organizacji pracy w celu pełnego wykorzystania czasu pracy, a nie np. w celu ochrony przez kradzieżą.

Naruszenia

Monitoring oczywiście nie może służyć szykanowaniu pracowników, kontrolowaniu ich w czasie ustawowej przerwy na spożycie posiłku (art. 134 kodeksu pracy), wytwarzaniu dowodów ich potwornej winy poprzez manipulowanie przetworzonymi danymi osobowymi uzyskanymi z monitoringu. Przetworzone dane uzyskane z monitoringu nie mogą być dalej wykorzystywane w celu monitorowania, w jaki sposób pracownicy spędzają czas wolny od pracy, kiedy jeszcze znajdują się na terenie zakładu pracy, co robią w czasie przerw i z jaką prędkością poruszają się po korytarzach, a także czy na pewno przestrzegają przepisów BHP w zakresie „poruszania się po specjalnie wyznaczonych strefach ruchu pieszego”.

Niedopuszczalne jest również kontrolowanie podłączonego do sieci laptopa służbowego w celu uzyskania dowodów na okoliczność spędzania przez pracownika czasu i wykorzystywania tego narzędzia zamiast na pracę, to na „zabawianie się”.

Pracodawca nie ma prawa kontrolować prywatnych rozmów telefonicznych, ani prywatnej korespondencji mailowej. W jednym ze stanów faktycznych, przedstawiciel pracodawcy w postaci dyrektora generalnego wrzeszcząc na pracowników zapowiedział im wprost, że „będzie kontrolował ich skrzynki mailowe służbowe i prywatne”. Trudno o większy brak wyobraźni; ciekawe, w jaki sposób zamierzał kontrolować prywatne skrzynki mailowe pracowników?

Radca prawny; przygotowuje sie do pracy doktorskiej za zakresu mobbingu. Praktyk i specjalista w zakresie przeciwdziałania mobbingowi, którego sama doświadczyła. Prowadzi szkolenia i wdraża skuteczną politykę antymobbingową u pracodawców. Udziela również wsparcia merytorycznego i psychicznego zarówno pracownikom, jak i pracodawcom oskarżanym o mobbing. Prowadzi kampanię uświadamiającą i popularyzujacą politykę antymobbingową. Skuteczna w działaniu. Wygrała wszystkie postępownia przeciwko swoim prześladowcom. Specjalnie dla czytelników Briefu dzieli się swoim doświadczeniem zawodowym i praktyczną wiedzą na ten temat.

Joanna Koczaj-Dyrda

Korzyści z PR w Employer Branding, czyli jak skutecznie budować silną markę pracodawcy

fot. Adam Białas

Tak jak pozytywny wizerunek marki pomaga promować sprzedaż, tak pozytywny employer branding pomaga przyciągać i zatrzymywać bardziej wykwalifikowanych pracowników. Firmy z pozytywnym wizerunkiem zatrudnienia otrzymują więcej aplikacji od wykwalifikowanych kandydatów, zatrzymują najlepszych pracowników i wydają mniej pieniędzy na ich zatrudnienie, a pracownicy są bardziej produktywni i częściej stają się ambasadorami marki oraz pomagają promować organizację.

Firmy mogą poprawić swoją reputację jako pracodawców, angażując specjalistów PR i komunikacji korporacyjnej w budowanie swojego wizerunku wśród kandydatów do pracy. Podczas gdy HR ogólnie zarządza funkcją, branding pracodawcy jest bardziej skuteczny przy zaangażowaniu PR. W miarę jak rekrutacja najlepszych talentów staje się bardziej konkurencyjna, ścisła współpraca między PR i HR będzie coraz ważniejsza.

PR (public relations) jest przydatny do rozważenia z perspektywy marki pracodawcy ze względu na to, co profesjonaliści PR chcą osiągnąć. W PR sukces często mierzy się na podstawie świadomości brandu lub liczby trafnych miejsc docelowych w mediach i wyświetleń, które można uzyskać dzięki danej kampanii. W rezultacie, jeśli chcemy zwiększyć świadomość marki pracodawcy, PR może być świetnym sposobem na osiągnięcie tego celu.

PR to dziedzina, która często jest źle rozumiana, ponieważ wiele kanałów pokrywa się obecnie ze zwykłymi kanałami marketingu cyfrowego. Ponadto ludzie często mylą PR z tradycyjną komunikacją kryzysową lub relacjami medialnymi. Inni mylnie uważają, że PR jest zbyt drogi.

Jednak PR jest dziedziną odrębną od marketingu cyfrowego i większą niż sama komunikacja kryzysowa lub relacje z mediami.

Według Public Relations Society of America (PRSA) PR jest „strategicznym procesem komunikacji, który buduje wzajemnie korzystne relacje między organizacjami i ich społeczeństwem”.

Jest to dość ogólna definicja, ale jeśli sprowadzimy ją do podstaw, dobry PR to tak naprawdę efektywne opowiadanie historii, które podnosi świadomość docelowych odbiorców i / lub kształtuje ich postrzeganie. Aby to osiągnąć, specjaliści od PR koncentrują się na opracowywaniu i rozpowszechnianiu newsów w formie urzekających historii, które przyciągają uwagę i lokalizują miejsca w odpowiednich spotach medialnych.  Historie te można przekazywać za pomocą różnych strategii i kanałów, w tym poprzez miejsca docelowe dla mediów i influencerów, media społecznościowe i content marketing, markowe wydarzenia i wiele innych. Na całym świecie pracodawcom trudniej jest przyciągnąć dobrych pracowników. Jednym ze sposobów, aby nasza organizacja  była „na bieżąco” z potencjalnymi kandydatami do pracy, jest stworzenie dobrej marki pracodawcy.

Top brandy, które dobrze wykorzystują PR w budowaniu marki pracodawcy to:

  • Google
  • Starbucks
  • Cisco
  • Apple
  • Hubspot
  • Shopify
  • Microsoft
  • Netflix

Budowanie brandu pracodawcy polega na budowaniu wizerunku organizacji w oczach pracowników i perspektywach zatrudnienia. Jest to postrzeganie oparte na założeniach, których pracownicy mogą oczekiwać od pracodawcy, a korzystny efekt ciężko osiągnąć bez PR.

Reputacja  firmy i postrzeganie jej liderów może wpłynąć na zdolność marki do zdobycia i zatrzymania najlepszych talentów. 

Ustanawianie pozytywnej i atrakcyjnej reputacji zaczyna się od wewnątrz gdzie, mamy większą kontrolę nad wynikiem, niż nam się wydaje. W erze mediów cyfrowych i sieci kluczowe jest, aby marki posiadały i sterowały swoją opinią publiczną. Internetowe serwisy i witryny z opiniami o pracy ułatwiają potencjalnym talentom obserwowanie informacji zwrotnych na temat kultury firmy, dumy pracowników, korzyści, a nawet aprobaty dyrektora generalnego, zanim rozważą ubieganie się o stanowisko.  Jasny obraz organizacji pomoże tylko zachęcić najlepszych kandydatów do kontaktu.

Firmy ze słabą marką pracodawcy wydają co najmniej 10 procent więcej na zatrudnienie – wskazuje Harvard Business Review.

Pozytywny brand pracodawcy powinien być przedmiotem codziennej uwagi, ponieważ jest również korzystny, gdy duże organizacje muszą bardzo szybko dokonać wielokrotnego zatrudnienia jak np. Amazon czy Foxconn.

Korzystanie z PR, aby zbudować markę pracodawcy

Na rynku pracy kandydatów o specjalistycznych umiejętnościach, marka pracodawców bardziej zyskała na znaczeniu, szczególnie w okresie transformacji do pracy zdalnej.

Tradycyjnie działy zasobów ludzkich (HR), które nadzorują rekrutację, zarządzające „employer brandingiem”, to już za mało. Obecnie wielu ekspertów ds. komunikacji twierdzi, że dział HR powinien współpracować z komunikacją korporacyjną lub PR przy opracowywaniu marki pracodawcy i zarządzaniu nią.

Stosowanie tradycyjnych metod rekrutacji w celu promowania zatrudnienia nie są już wystarczająco skuteczne, aby stworzyć silną markę pracodawcy. Pracownicy mają ogromny wpływ na wizerunek swojej firmy za pośrednictwem mediów społecznościowych i stron z recenzjami pracodawców. Kandydaci do pracy badają firmy online i zwykle wierzą w opinie pracowników i byłych pracowników, a nie w reklamy firmowe lub inne komunikaty promocyjne.

Agencja Core PR nie raz mierzyła się z sytuacją bardzo pozytywnego wizerunku produktu a jednocześnie negatywnego obrazu pracodawcy. Dzieje się tak ponieważ zespoły HR mogą nie chcieć dodawać tego aspektu marketingu społecznościowego do swoich obowiązków. Chociaż 70 procent menedżerów HR planuje wykorzystać media społecznościowe do budowania marek pracodawców, tylko jedna trzecia ma osobę dedykowaną social media. Marki pracodawców powinny być analizowane i mierzone tak samo, jak wizerunki marek korporacyjnych skierowane do konsumentów. A to jest jest zadaniem odpowiednim dla profesjonalistów ds. komunikacji.

Współpraca między PR a HR (audyt i rekomendacje)

Gdy firma cierpi z powodu niskiej jakości kandydatów do pracy, ma ciągłą rotację i doświadcza niskiego zaangażowania pracowników. Połączenie najlepszej komunikacji korporacyjnej (opowiadanie historii, kreatywność, dyscyplina wiadomości i targetowanie odbiorców) z najlepszą kadrą (rekrutacja, zarządzanie talentami, zaangażowanie pracowników i szkolenia) prowadzi do wypracowania pozytywnej reputacji, która pomaga przyciągać, angażować i zatrzymywać najbardziej oddane i utalentowane osoby. 

Pierwszym krokiem powinna być dogłębna analiza tego, jak obecni i byli pracownicy i/ lub kandydaci postrzegają firmę. Komunikacja korporacyjna i HR powinny współpracować, aby dowiedzieć się, czego poszukują najlepsze talenty i zidentyfikować luki między percepcją kandydatów do pracy a tym, co firma naprawdę oferuje jako pracodawca.

 

✔️ doświadczony menedżer i lider zespołu, ✔️dyrektor w agencji komunikacji i marketingu, ✔️ ekspert rynku nieruchomości i budownictwa, ✔️ dziennikarz biznesowy, specjalista od "treści" i nowoczesnych mediów, ✔️doradca w wielu obszarach i dużych projektach biznesowych.

Adam Białas

Jak zadbać o wizerunek marki w dobie pandemii i jak przełożyć go na sukces biznesowy po

#eksperci 6 maja 1100

Wizerunek marki w świadomości konsumentów nie tworzy się nagle, z dnia na dzień – dlatego też, gdy jednym ruchem wstrzymamy działania marketingowe, marka nie odbuduje się po kryzysie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Budowanie wizerunku marki to bieg na długi dystans

Wizerunek marki w świadomości konsumentów nie tworzy się nagle, z dnia na dzień – dlatego też, gdy jednym ruchem wstrzymamy działania marketingowe, marka nie odbuduje się po kryzysie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Obecna pandemia i w jej konsekwencji prognozowany na wiele miesięcy kryzys to nowa, niezbyt komfortowa rzeczywistość dla wszystkich, także dla odbiorców Twojej marki, dlatego tak ważne jest, by być z nimi stale w kontakcie.

Zmiana zasad gry?

Jednak dotychczas skuteczna komunikacja nie jest już aktualna – dziś markom potrzeba sporo empatii i wyważenia w działaniach marketingowych, dziś wygrywają świadomi i rozważni w słowach. Na pewno nie można prowadzić komunikacji bez wprowadzenia zmian – bo zmiany, jakich się nie spodziewaliśmy dotknęły naszej codzienności w każdym jej aspekcie. Dziś komunikacja sprzedażowa czy produktowa przynajmniej na chwilę powinna odejść na drugi plan. Wiele też zmienia się w komunikatach reklamowych, ale też w kanałach komunikacji, celach reklamowych, a także w samych produktach i usługach, które trzeba dopasować do obecnych potrzeb. Na pewno też nie można wstrzymać komunikacji marketingowej, bo marka odejdzie w cień, a jej odbudowa będzie długo trwała i o wiele więcej kosztowała. Działania w trakcie pandemii nie dają nam zwrotu zainwestowanych środków tu i teraz – zaowocują w przyszłości. Warto wykorzystać ten czas i skupić się na budowaniu relacji z potencjalnymi klientami, tworzeniu komunikacji wspierającej naszych odbiorców w nowej rzeczywistości i prezentującej wspólną odpowiedzialność oraz zaangażowanie w walkę z pandemią.

Obserwuj i inspiruj się działaniami najlepszych

Sytuacja, którą obecnie obserwujemy w biznesie i w komunikacji marketingowej, zwłaszcza najsilniejszych i najbardziej doświadczonych marek, zmienia się dynamicznie. Warto obserwować gigantów i zainspirować się tak, by świadomie zarządzać wizerunkiem swojej marki w czasie pandemii. Jak komunikują się najwięksi? Jak to wykorzystać dla swojej marki? Co zmienić w komunikacji i jak przekuć to w sukces? Porozmawiamy o tym już wkrótce w czasie webinaru.

Zapraszamy na spotkanie online z cyklu #eksperci 6 maja godzina 11:00

Postaramy się odpowiedzieć na pytania:
1) Jak zmienił się sposób komunikacji dużych marek?
2) Jak skutecznie współpracować z Klientami i zadbać przy tym o swój wizerunek ? Tipy i porady.
3) Czy powinieneś się reklamować w dobie kryzysu? Poznaj nowe cele reklamowe.
4) Co marka może zyskać, dzięki inwestycji w działania wizerunkowe?

Spotkanie poprowadzi Ekspert:
Dominika Dycha JUDominika Dycha – Head of Business Development w  JU Agencja odpowiada za rozwój biznesu w kompleksowych projektach digitalowych, zarządza zespołem sprzedaży, który specjalizuje się w pozyskiwaniu Klientów w branżach B2B takich jak: agro, retail, elektryka czy budowlanka. Odpowiada również za współpracę z kluczowymi Klientami JU:, w tym planowanie budżetów w kompleksowych kampaniach wizerunkowych. W branży marketingowej pracuje od ponad 7 lat, w tym od ponad 3 lat w Digitree Group. Ma na koncie współpracę z największymi spółkami w Polsce m.in. z grupą Synthos, DB Schenker czy Rossmann.

Wydarzenie jest bezpłatne, lecz wymaga zarejestrowania się. Chcę wziąć udział.

Partnerem spotkania jest Agencja JU należąca do grupy Digitree Group, Partnera 10. edycji Rankingu 50 Najbardziej Kreatywnych w Biznesie.

logiJUlogo digitree group

 

 

 

 

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF

Komunikacja biznesowa?

Od środowego południa przez wall na Facebooku i Linkedin przewijały mi się informacje o prezentacji położonej na popularnej konferencji. Musiała być rzeczywiście kiepska, ponieważ opinie były ostre, a posty albo zawierały oznaczenie firmy, albo pozwalały na jej identyfikację. Nie miałam czasu, aby śledzić dyskusję wokół tematu, ale z jednej strony na swój sposób współczułam prelegentowi, […]

Od środowego południa przez wall na Facebooku i Linkedin przewijały mi się informacje o prezentacji położonej na popularnej konferencji. Musiała być rzeczywiście kiepska, ponieważ opinie były ostre, a posty albo zawierały oznaczenie firmy, albo pozwalały na jej identyfikację.

Nie miałam czasu, aby śledzić dyskusję wokół tematu, ale z jednej strony na swój sposób współczułam prelegentowi, szukając sensownej racjonalizacji takiej wpadki – może pierwszy raz? Może stres? Może w zastępstwie? Przyczyn mogło być wiele. Z drugiej strony dziwiłam się, bo to konferencja o niezłych zasięgach, więc wpadka oznacza rozgłos, raczej negatywny.

I pewnie nie wracałabym do tematu, gdyby wieczorem nie wyświetlił mi się post z oświadczeniem zarządu. Zdębiałam.

Oświadczenie napisane w stylu pół żartem, pół serio, co w wielu branżach nie budzi już kontrowersji. Ale to oświadczenie było jednak inne niż wszystkie mi znane. Ewidentnie zastosowano zasadę „wyróżnij się albo zgiń”. Wyróżnij się przez wulgaryzmy.

Poniżej kilka cytatów:

„Serio, może Wam się wydać to dziwne, ale nie zatrudniamy ani jednego “mówcy”. Sam prezes Błażewicz, prezentacje na konferencjach robi, delikatnie ujmując, chujowe.

(…)

Zupełnie poważnie uznaliśmy, że jako człowiek, który skonstruował cały system analityczny i controllingowy w najszybciej rosnącej spółce marketing automation w Europie (w zeszłym roku 60 mln przychodu, a na ten planujemy 40% wzrost) będzie znacznie ciekawszy niż, wybaczcie maniery językowe, pierdolenie o newsletterach.

(…)

Sprawa się skomplikowała jak 10 minut przed prezentacją Michał zadzwonił do Błażewicza i trzęsącym się głosem oświadczył “Grzesiek, ja to pierdole, jestem tak zestresowany. Nie wychodzę na scenę.” W ciągu 5 min stosując groźby karalne udało się go przekonać. Efekt był jaki był. Kurwa, serio wszystkich przepraszamy.”

Nie oznaczam firmy, bo większe znaczenie ma dla mnie sposób myślenia jej szefów. Gdyby jednak ktoś chciał wczytać się w temat, link do oświadczenia tu:  https://www.facebook.com/monika.kaczmareksliwinska/posts/2647988138563715?notif_id=1557333689656501&notif_t=feedback_reaction_generic

Zastanawiający styl oświadczenia, ale być może spójny z kulturą firmy i jej wartościami. Jeszcze bardziej zastanawiające komentarze, a przynajmniej ich znaczna część. Pełne aprobaty dla stylu, czasami wręcz podziwu.

Serio?

Czy naprawdę, aby wzbudzić uwagę trzeba zniżać się do stylu, który jeszcze dekadę temu uważany był za szczyt chamstwa i prostactwa?
Czy brak sensownej prezentacji firmy trzeba przykrywać stekiem wulgaryzmów?
Czy naprawdę taki styl uważamy za otwartość, luz, swobodę?

A może zarządowi po prostu zabrakło odwagi, aby – zachowując styl pół żartem, pół serio – napisać: „Daliśmy ciała/Nie daliśmy rady. Przepraszam obiecujemy, że nigdy więcej nie potraktujemy tak odbiorców naszych prezentacji”.

Fakt, byłoby nudniej i mnie twórczo, więc wysilono się na twórczość, która kiedyś w pewnym kabarecie została określona jako „twórczość przez duże TFU”.

Czy naprawdę taka komunikacja w biznesie satysfakcjonuje nas?

Dr habilitowana w dyscyplinie "nauki o mediach", pracownik naukowo-dydaktyczny Uniwersytetu Warszawskiego i biegły sądowy z zakresu mediów i komunikacji społecznej (prawo i etyka mediów oraz public relations, kreowanie wizerunku publicznego i medialnego, naruszenia wizerunku offline oraz online). Od ponad 20 lat naukowo i w praktyce łączy aktywność public relations i innych obszarami komunikowania społecznego. Doradca i trener. Najwięcej emocji znajduje tam, gdzie komunikowanie się spotyka politykę, wywołuje sytuacje kryzysowe, używa nowych mediów czy narusza etykę. monikakaczmarek-sliwinska.pl

Monika Kaczmarek-Śliwińska

Prezentów czas… :)

Weszliśmy w okres, w którym zwyczajowo robimy sobie prezenty. Mikołajki, firmowe „Wigilie”, świąteczne upominki…

Skojarzenie nieprzypadkowe, ponieważ z okazji urodzin w październiku zostałam obdarowana prezentem, który z jednej strony wypełnił moje obecne potrzeby, z drugiej zmienił postrzeganie pewnej profesji czy kwestii. Zmienił moje nie najlepsze doświadczenia.

Zdjęcia, fotografie biznesowe, portrety wizerunkowe. Nazw jest mnóstwo, ale coraz więcej osób – również spoza branży – wie o co chodzi. Wielu z nas pisze, komentuje, udziela wywiadów, występuje na grafikach promujących konferencje, warsztaty, szkolenia. Większość z nas posiada swoje przestrzenie w portalach społecznościowych. Wielu mi znanych na hasło:

„Proszę podesłać bio, abstrakt i swoją fotkę”

z przerażeniem konstatuje, że o ile abstrakty mamy „pod palcem”, biogramy aktualizujemy w miarę regularnie, to ze zdjęciami krucho. Nie mam na myśli selfie. Tych mamy od kilku po tysiące. W różnych pozach, ujęciach, formatach, lecz większość z nich nie nadaje się do profesjonalnych „wydań”. Jednak wysyłamy, bo trzeba „na już” i „wkrótce zrobi się lepsze”. Chwilowe usprawiedliwienie wobec własnego stanu nieposiadania,  rozgrzeszenie siebie tym, że „klientom organizujemy sesje, ale przecież sami na siebie nie mamy czasu”, obietnica poprawy „zrobię, gdy tylko skończę raport/tekst/projekt”.

Dlaczego o tym piszę? Jestem przypadkiem opisanym wyżej. Byłam 😉

Ostatnie profesjonalne zdjęcia robiłam chyba dwa lub trzy lata temu. Pewnie nie byłoby w tym czegoś tragicznego, gdyby nie to, że przez ten czas trochę się zmieniłam. Bezsensowne było więc wykorzystywanie ich. Przez ten czas wielokrotnie umawiałam sesje innym osobom, o sobie zapominając z powodu, który dotyka wielu osób – nie lubię być fotografowaną, mam alergię na tak zwane „ustawiane” zdjęcia, nie znoszę wystudiowanych min, które mają pokazywać określone cechy.

Prezent zmienił to i w konsekwencji po chwili stresu:

„Boshhhhheeeeee, nie, zdjęcia, tragedia, lepiej wiosną, gdy schudnę, teraz jestem taka zmęczona, jesssssuuuuu, może najpierw do fryzjera”,

przyszła myśl:

„super, przecież właśnie od dłuższego czasu potrzebuję zdjęć”.

Postanowiłam do tematu podejść rozsądnie i solennie obiecałam sobie nie zarywać nocek, codzienne maseczki i tego typu akcje. Po telefonie do fotografa, podczas którego mieliśmy umówić termin, okazało się plany muszą ulec zmianie, ponieważ usłyszałam: „To dwa ostatnie dni dobrego,  ciepłego, naturalnego światła”.

Hmmm… 😉

Miła rozmowa, która „trochę” uspokoiła mnie. Po drugiej stronie słyszałam Człowieka 🙂 Wtedy przeszło mi przez myśl, że może nie będzie tak źle, a rano zapakowałam do walizki kilka rzeczy i wyruszyłam na stracenie;)

Nie wiem, jak długo trwały zdjęcia. Przed nimi kawa. Świetna, aromatyczna. Rozmowa o tak wielu sprawach, że sama dziwiłam się wzajemną otwartością. Miałam szczęście, bo nie zawsze czuję „chemię” z drugim człowiekiem, szczególnie gdy jest to osoba mająca kontakty z tak wieloma „znanymi i cenionymi”. Często powoduje to wyższe noszenie nosa. Tu było inaczej, normalnie. Bardzo miło, szczerze. Tak, były momenty, gdy czułam się prześwietlana niczym na kozetce psychologa, ale za chwilę miało się okazać, że to element poznawania mnie, aby uchwycić „moje” cechy;) Po kawie okazało się, że znaczna część spięcia gdzieś uleciała, a zdjęcia są niezłą zabawą. Czasami tak niezłą, że musiało upłynąć kilka chwil, aby stłumić rozchichrany uśmiech 😉 Nawet polecenia „w lewo/prawo, głowa wyżej/niżej, profil, nie tak, do przodu/tyłu i setki innych” nie budziły we mnie wewnętrznej agresji, co zwyczajowo się dzieje;) Czułam się dobrze i swobodnie, bo Piotr dawał wiele fachowych, merytorycznych uwag. Na bieżąco i w taki sposób instruował mnie, że nie wiedziałam, kiedy minął czas.
Od razu zrobiliśmy wstępną selekcję, a już następnego dnia otrzymałam pakiet zdjęć. I teraz mam spokój;)

Kilka dni po sesji dostałam z jednego z czasopism prośbę o podesłanie fotki do wywiadu. Przeczytałam maila i uśmiechnęłam się. MAM;) Wreszcie MAM:) Tym razem nie zaskoczyli mnie;)

Polecam bardzo. Profesjonalizm, konkret, świetne podejście do fotografowanego obiektu, życzliwość 🙂

Może warto sprawić komuś prezent? 🙂 W moim przypadku sesja była najlepszym i najbardziej skrojonym na miarę prezentem:) Szczerze dziękuję i „Prezentującemu” za pomysł na niespodziankę oraz Fotografowi za cierpliwość do mnie 🙂

Zainteresowanym kontaktem do Piotra [Piotr Furman] polecam jego profile social media: https://www.linkedin.com/in/piotrfurman/, https://www.facebook.com/pfurman2.

Fot. Piotr Furman / pfurman.com

Dr habilitowana w dyscyplinie "nauki o mediach", pracownik naukowo-dydaktyczny Uniwersytetu Warszawskiego i biegły sądowy z zakresu mediów i komunikacji społecznej (prawo i etyka mediów oraz public relations, kreowanie wizerunku publicznego i medialnego, naruszenia wizerunku offline oraz online). Od ponad 20 lat naukowo i w praktyce łączy aktywność public relations i innych obszarami komunikowania społecznego. Doradca i trener. Najwięcej emocji znajduje tam, gdzie komunikowanie się spotyka politykę, wywołuje sytuacje kryzysowe, używa nowych mediów czy narusza etykę. monikakaczmarek-sliwinska.pl

Monika Kaczmarek-Śliwińska

Być online, ale jak? :)

Okazało się, że problemem dla potencjalnego pracodawcy okazał się program telewizyjny typu talk-show, w którym kandydatka kreowała swój wizerunek jako osoby niesamodzielnej, bez własnego zdania i podporządkowanej mężowi. A pracodawca szukał osoby na stanowisko kierownicze. Osoby zdolnej zarządzać zespołem… Przypadek ten wpisuje się w tematykę aktywności online. Często w takich sytuacjach skupiamy się na jednej […]

Okazało się, że problemem dla potencjalnego pracodawcy okazał się program telewizyjny typu talk-show, w którym kandydatka kreowała swój wizerunek jako osoby niesamodzielnej, bez własnego zdania i podporządkowanej mężowi. A pracodawca szukał osoby na stanowisko kierownicze. Osoby zdolnej zarządzać zespołem…

Przypadek ten wpisuje się w tematykę aktywności online. Często w takich sytuacjach skupiamy się na jednej stronie medalu – na tym, jakie szkody  swoją aktywnością online, mogą wyrządzić pracownicy pracodawcy, na przykład naruszając wizerunek firmy, współpracowników, klientów. Często, przy tego typu okazjach, wspomina się o prewencji w postaci regulaminów i zasad (social media policy), które mają uświadamiać i uwrażliwiać pracowników na ich działania.

Niezbyt często zwraca się uwagę na drugą stronę medalu – na to, jaką szkodę można wyrządzić sobie nieodpowiednią aktywnością w przestrzeni online, głównie w mediach społecznościowych.

W 2013 w jednym z fragmentów książki [2] powoływałam się na wyniki badań (fragment tekstu poniżej), które jednoznacznie wskazywały, że aktywność online jest pożądana, ale musi być właściwa. Co to może oznaczać? 🙂

Obserwacje przestrzeni social media prowadzą do skojarzeń, iż często internauci „zapominają” lub nieświadomie nie traktują internetu jako medium komunikowania. To, co w mediach tradycyjnych byłoby nie do przyjęcia lub trudne do wyobrażenia, w internecie traktowane jest jako forma wyrażania własnego „ja”. Jest to szczególnie istotne w przypadku osób uczestniczących w procesach rekrutacji np. do pracy, wolontariatu czy na uczelnię. Świadomość, iż działania w internecie pozostawiają „ślady” mogące negatywnie wpływać na wizerunek pomaga w zrozumieniu i zaplanowanym budowaniu swojego cyfrowego cv. Jest to tym bardziej znaczące, że chęć świadomego kreowania wizerunku jest jednym z powodów przyłączania się do sieci społecznych. Raport „Socjalni Polacy” [3] opracowany na podstawie badania zrealizowanego przez serwis społecznościowy GoldenLine pokazuje, iż najważniejszymi czynnikami, które motywują Polaków do funkcjonowania w serwisach społecznościowych są: możliwość podtrzymywania kontaktów ze znajomymi (51% respondentów),  oczekiwania związane ze znalezieniem pracy poprzez fakt obecności w przestrzeni online (45%) oraz budowanie za pomocą social media pozytywnego wizerunku w internecie (20%). Sondaż Eurocom Worldwide The Global PR Network [4] pokazał, iż prawie 40% światowych przedsiębiorstw sprawdza profile potencjalnych pracowników w serwisach społecznościowych, a 20% kandydatów wykluczanych jest w procesie rekrutacji przez nieodpowiednie treści zawarte na ich profilach. Z kolei wyniki badań Talent Finder i GazetaPraca.pl pokazują, iż ponad 80% firm biorących udział w badaniu wspierało procesy rekrutacyjne lub budujące wizerunek pracodawcy poprzez obserwację kandydatów w środowisku social media. Z pozostałej grupy 20% firm aż 63% z nich deklarowało zamiar podjęcia takich działań w przeciągu roku. Badanie Talent Finder i GazetaPraca.pl jest zbieżne z cytowanym wcześniej badaniem Eurocom Worldwide w kwestii weryfikacji przez pracodawców wiarygodności kandydatów do pracy (42%) [5].

Rzetelna, wiarygodna i dochowująca zasad obowiązujących norm kulturowych obecność online może okazać się czynnikiem zwiększającym szansę na pozyskanie lub zmianę pracy. Z badań Talent Finder i GazetaPraca.pl wynika, iż 40% badanych otrzymało ofertę pracy dzięki aktywności w portalach społecznościowych [5]. Warto więc konsekwentnie budować wizerunek w sieci w celu zainteresowania potencjalnego pracodawcy. Istotnym jest, aby wizerunek online był zgodny z wizerunkiem offline, dlatego też specjaliści ds. rekrutacji oraz HR zalecają bieżącą aktualizację danych, rzetelny opis doświadczeń, kwalifikacji, realizowanych projektów, włącznie z aktualizacją fotografii. Wyniki badań Talent Finder i GazetaPraca.pl pokazały, iż osoby poszukujące pracy poprzez portale społecznościowe wykorzystują je jako źródło danych o potencjalnych pracodawcach (44,5%) oraz jako przestrzeń tworzenia cyfrowego cv – na prezentację doświadczeń zawodowych decyduje się 28,6%, a 39,2% respondentów tworzy swój profil zawodowy. Wciąż małą popularnością cieszą się blogi jako instrument kreacji pracownika-eksperta w określonej dziedzinie. Z badań wynika, iż decyduje się na nie jedynie 8% użytkowników serwisów. Z drugiej strony kandydaci chętnie zamieszczają  w serwisach społecznościowych swoje prywatne zdjęcia (43%) i akurat to może być słabym ogniwem uderzającym w wizerunek [5].

Warto też dokonać analizy wykorzystywania instrumentów social media przez rekruterów, gdyż wyniki badań wskazują na zwiększającą się, jeżeli nie dominującą, rolę przestrzeni online. W okresie maj-czerwiec 2012 Jobvite [6] przeprowadził badania wśród tysiąca specjalistów ds. zasobów ludzkich (HR) oraz specjalistów ds. rekrutacji.  Okazuje się, iż aż 92% respondentów używa albo planuje używać dla celów rekrutacji instrumentów social media, co oznacza prawie dziesięcioprocentowy wzrost  (z 83%) w stosunku do roku 2010 [7]. Wyniki badań pokazały, że 73% badanych z powodzeniem zatrudnia kandydatów poprzez serwisy społecznościowe, traktując social media jako wysoce efektywne źródło rekrutacji. Najbardziej popularne serwisy społecznościowe, z których korzystają badani rekruterzy, to: LinkedIn (serwis wykorzystywany przez 93% rekruterów), Facebook (66%) oraz Twitter (54%). Te same serwisy społecznościowe zostały także wskazane przez respondentów jako umożliwiające w znacznym stopniu zatrudnienie pracowników: 89% badanych zatrudniło prowadząc rekrutację w LinkedIn, 26% na Facebook’u i 15% przez Twittera.

Rekruterzy poszukując kandydatów do pracy zwracają uwagę nie tylko na kompetencje zawodowe, ale także na różne inne formy aktywności. Z badań wynika, iż 80% rekruterów pozytywnie ocenia członkowstwo i przynależność kandydatów do profesjonalnych organizacji. Podobnie wysokie noty uzyskuje wolontariat, który postrzegany jest pozytywnie przez 66% respondentów.

Jednakże rekrutując potencjalnych pracowników w social media specjaliści ds. HR i rekrutacji nie ograniczają się jedynie do obserwacji kont kandydatów w serwisach społecznościowych dedykowanych poszukiwaniom pracy lub związanym z prezentacją profilu zawodowego (np. LinkedIn czy GoldenLine). Z badań wynika, że 86% rekruterów obserwując kandydata z chęcią zagląda na jego profile prywatne, z tego prawie połowa (48%) robi tak zawsze, 13% w sytuacji, gdy kandydat wskazał swoje profile online, 25% okazjonalnie, a 14% nigdy. Analizując z kolei działania, które negatywnie wpływają na oceny rekruterów, 78% z nich przyznało, iż są to odniesienia do narkotyków, dla 66% posty lub tweety o charakterze seksualnym, a dla 61% posty lub tweety zawierające przekleństwa. Prawie połowa ankietowanych (47%) negatywnie odnosi się do fotografii pokazujących konsumpcję alkoholu. Co może wydać się interesujące negatywnie oceniani są również kandydaci, którzy w swoich działaniach w obszarze social media popełniają błędy gramatyczne i ortograficzne. Brak tych kompetencji oceniany jest negatywnie przez 54% badanych rekruterów [8]. Interesującą kwestią jest zaangażowanie polityczne i jawne wyrażanie się na tematy religijne. Dla 62% rekruterów posty lub tweety na tematy polityczne oraz dla 53% otwarte wypowiadanie się w tematach religijnych są neutralne. Pejoratywny wydźwięk mają natomiast odpowiednio dla 18% i 26% respondentów.

W powyższym fragmencie książki odnosiłam się do badań sprzed kilku lat. To, co wówczas wskazywało na zwyżkującą tendencję, dziś jest faktem. Wielu z nas posiada konta w różnych sieciach społecznościowych, wielu z nas aplikuje, wielu z nas jest weryfikowanych poprzez nasze wizerunki online. A wizerunek to to, co inni widzą na podstawie naszych aktywności.

Jaki jest Twój wizerunek online? Zatrudniłbyś siebie? 🙂

___

Źródła:

[1] Rekrutacja: wykreowany w internecie wizerunek może zaszkodzić kandydatowi do pracy, http://www.rp.pl/Kadry/307079984-Rekrutacja-wykreowany-w-internecie-wizerunek-moze-zaszkodzic-kandydatowi-do-pracy.html, 2018.07.08.

[2] Kaczmarek-Śliwińska M. Public relations w przestrzeni mediów społecznościowych. Działania organizacji i jej pracowników. Wydawnictwo Uczelniane Politechniki Koszalińskiej, Koszalin 2013.

[3] Raport „Socjalni Polacy”. Badania przeprowadzono we wrześniu 2012 r. wśród użytkowników portalu GoldenLine. Próbą objęto 1600 internautów, z czego 66% z nich posiadało pracę, natomiast 23% próby stanowiły osoby poszukujące aktualnie pracy.

[4] One in Five Technology Firms Has Rejected a Job Applicant Because of Social Media Profile – Eurocom Worldwide Annual Survey, http://www.eurocompr.com/prfitem.asp?id=14921, 2012.03.17.

[5] Kandydat i Firma w sieci. Czy w pełni wykorzystujemy potencjał Internetu w budowaniu wizerunku pracodawcy?, Talent Finder i GazetaPraca.pl, Raport marzec 2011, Warszawa 2011.

[6] www.jobvite.com

[7] W roku 2011 odsetek ten wyniósł 89%. [Za:] Social Recruiting Survey Results 2012, Jobvite, http://recruiting.jobvite.com/resources/reports/, 2012.10.05.

[8] Wszystkie dane zawarte w akapicie pochodzą z raportu Social Recruiting Survey Results 2012. [Źródło:] Social Recruiting Survey Results 2012, Jobvite, http://recruiting.jobvite.com/resources/reports/, 2012.10.05.

Dr habilitowana w dyscyplinie "nauki o mediach", pracownik naukowo-dydaktyczny Uniwersytetu Warszawskiego i biegły sądowy z zakresu mediów i komunikacji społecznej (prawo i etyka mediów oraz public relations, kreowanie wizerunku publicznego i medialnego, naruszenia wizerunku offline oraz online). Od ponad 20 lat naukowo i w praktyce łączy aktywność public relations i innych obszarami komunikowania społecznego. Doradca i trener. Najwięcej emocji znajduje tam, gdzie komunikowanie się spotyka politykę, wywołuje sytuacje kryzysowe, używa nowych mediów czy narusza etykę. monikakaczmarek-sliwinska.pl

Monika Kaczmarek-Śliwińska

Mądra dziewczynka pilnuje tyłka, sorry, drinka…*

Mój debiut na brief.pl rozpoczął się tekstem o przesuwaniu granic debaty publicznej. Pisząc go nie spodziewałam się ani tak znacznej reakcji, ani chyba tego, że temat jest tak aktualny i palący. Dziś o kolejnej przesuwanej granicy. Tym razem o tej, która związana jest z płcią – seksizm.

Kilka dni zajęło mi zebranie się do napisania tych słów, gdyż mam świadomość, że oskarżenie o seksizm jest dużego kalibru, a do tego granica seksizmu wciąż w Polsce jest różnie postrzegana. To, co dla jednych będzie seksizmem, inni mogą traktować jako dystans do siebie.
Tym razem trzy sprawy (znów wystąpiły zaledwie w ciągu jednego tygodnia), bardzo różne: tabletka gwałtu, sport i uczelnia. Pozornie odległe, a jednak seksizm stał się wspólnym mianownikiem.

Ale od początku…

Na początku był Główny Inspektorat Sanitarny, który na Facebooku rozpoczął kampanię ostrzegającą przed pigułką gwałtu (GHB). Zobaczyliśmy plakat, który bardzo szybko został skrytykowany – bo głupie hasło, bo brzydka grafika, bo znów akcja ukierunkowana na kobiety, a pomijająca rolę mężczyzn w gwałcie (w sumie chyba kluczową).

Przyznam, że akcja ta nie spodobała mi się, ale też – co dziś dziwi mnie samą – znalazłam dla niej wytłumaczenie. Nawet zdążyłam się o to spiąć z jednym z przyjaciół, z którym często przegadujemy tematy kampanii i przekazów. On był zbulwersowany kampanią GIS, ale też tym, że ja – jako kobieta – nie jestem nią zbulwersowana. Byłam jedynie-aż zniesmaczona. Był zdziwiony, gdy powiedziałam, że nie skrytykuję tej akcji publicznie, bo mimo, że nie podoba mi się, to widzę jej sens.

Jakie wówczas znalazłam wytłumaczenie?
Stwierdziłam, że akcje społeczne rządzą się swoimi prawami i że jeśli kiepskie hasło i kiepska grafika potrafią wywołać dyskusję wokół PROBLEMU, czyli PIGUŁKI GWAŁTU, to jestem w stanie zaakceptować w haśle DZIEWCZYNKĘ, a w grafice stereotypowo przedstawioną kobietę. Pierwszy raz „wrrrrrr”… Poza tym nie widziałam nic złego w tym, że użyto słowa „dziewczynka”, ponieważ przekaz był jednak pozytywnym – „Mądra dziewczynka pilnuje drinka”, a nie „Głupia dziewczynka nie pilnuje drinka”. Drugi raz „wrrrrrrr”… Nawet w jakiś cudowny sposób udałam, że nie widzę charakteru akcji GIS – tego, że znów jest skierowana jedynie do kobiet. To, że do kobiet, to słuszne, bo przecież chodzi o włączenie myślenia, aby nie pozwolić na użycie GHB, ale przecież jeszcze są mężczyźni i do nich też warto byłoby skierować akcję z przekazem, aby nie gwałcili, nie podawali GHB itp. Trzecie „wrrrrrr”…
Słowem, szybko uspokoiłam swoje wewnętrzne zniesmaczenie, ponieważ cel wydał mi się godny drogi nawet po trupach. Za to dziś przepraszam. Nie ma usprawiedliwienia dla takich przekazów, a cel nie zawsze uświęca środki.

Jednak gdy następnego dnia zobaczyłam na Facebooku reklamę pewnej imprezy sportowej, w jednej sekundzie zmieniłam zdanie. Od razu też przeprosiłam znajomego przyznając mu rację. Owa impreza sportowa to prestiżowe już zmagania – Runmageddon. Trudny, ekstremalny i męczący bieg. Start w nim wymaga przygotowań i dobrej kondycji. Podczas biegu często przydatną jest pomoc innych biegaczy – czasami jest to pomoc przy przejściu przez przeszkodę, czasami wsparcie dobrym słowem i motywacja, która pozwoli ukończyć bieg. Na fejsbukowej stronie Runmageddonu zamieszczono więc grafikę – damską wypiętą pupę z hasłem „Nie wyprzedzamy. Zawsze pomagamy”. Śmieszne, prawda? Takie żartobliwe. Wręcz czule pieszczące i doceniające damskie przymioty podczas biegu. Ale dlaczego znów zrobiono przyjemność jedynie panom prezentując grafikę pokazującą damskie pośladki? Dlaczego nie zamieszczono czegoś dla pań? Oczywiście ironizuję.

Co interesujące reakcje pań były różne. Część oburzyła się, ponieważ Runmageddon wyskoczył chwilę po GIS, a to okazało się zbyt wiele. Część jednak stwierdziła, że w grafice nie ma nic nagannego, a kobiety poddające ją krytyce są… po prostu zazdrosne o pupę biegaczki lub jej bieliznę. OK, tutaj wymiękłam. Ten przekaz jest seksistowski i dla niego też nie ma usprawiedliwienia.
Na szczęście administrator usunął grafikę (następnego dnia, ponieważ najpierw bronił swojego dzieła), zamieścił kolejną z przeprosinami , dał 15% zniżki dla kobiet na pakiet startowy i sprawa w miarę ucichła.

I trzeci przypadek dotyczący uczelni. Na wielu uczelniach wciąż trwa rekrutacja, zdecydowałam więc, że zakryję dane uczelni. Ale liczę na to, że może ktoś rozpozna przekaz, z którym spotkał się na uczelni i zareaguje. Ja też zareaguję. Opisywać wiele nie trzeba, spójrzcie poniżej. Przekaz zachęcający do studiowania na jednym z kierunków to 6 plansz, z czego dwie jakby z innej bajki (3 plansze odnoszą się do kierunku studiów, 1 plansza do fotografia roweru).

Co mnie dziwi poza oczywistym brakiem związku kobiet w strojach kąpielowych z kierunkiem studiów?
Plansze te wyświetlane są w ruchliwym miejscu uczelni. W zasadzie miejsce kluczowe, ponieważ jest to droga do windy. Codziennie pewnie mijane jest przez dziesiątki kobiet i mężczyzn. Nie wiem, czy ktoś zareagował.  Nie wiem od kiedy przekaz w tej formie jest tam wyświetlany, ale jeśli to akcja rekrutacyjna, to być może już przynajmniej 2-3 miesiące. Spójrzcie sami.

Na koniec pytanie – jeśli już ma być wykorzystany motyw kobiety, to nie da się zrobić tych przekazów, aby były z polotem, powodowały uśmiech na twarzy, szybkie bicie serca i myśl „Ale fajne! Wow! Jak super”? Czy zawsze trzeba zrobić to najprościej? Wiadomo, wrzucisz cycki i dupę*, to większość zarechocze. Ale czy o rechot chodzi?

*Tyłek, cycki i dupa użyte jedynie w konwencji opisywanych przekazów.

Dr habilitowana w dyscyplinie "nauki o mediach", pracownik naukowo-dydaktyczny Uniwersytetu Warszawskiego i biegły sądowy z zakresu mediów i komunikacji społecznej (prawo i etyka mediów oraz public relations, kreowanie wizerunku publicznego i medialnego, naruszenia wizerunku offline oraz online). Od ponad 20 lat naukowo i w praktyce łączy aktywność public relations i innych obszarami komunikowania społecznego. Doradca i trener. Najwięcej emocji znajduje tam, gdzie komunikowanie się spotyka politykę, wywołuje sytuacje kryzysowe, używa nowych mediów czy narusza etykę. monikakaczmarek-sliwinska.pl

Monika Kaczmarek-Śliwińska

Klient coraz bardziej wymagający? Z pomocą przychodzi komunikacja w modelu omnichannel

Wyobraźmy sobie sytuację, w której użytkownik wchodzi po raz pierwszy na stronę www firmy turystycznej w poszukiwaniu idealnych wakacji, ale nie potrafi się zdecydować. Potencjalny klient opuszcza stronę. Otrzymuje maila z spersonalizowaną ofertą wakacji, klika, jednak wciąż nie finalizuje transakcji. W tym momencie system marketing automation odnotowuje aktywność użytkownika na stronie i wysyła SMSa z rabatem zachęcającym do zakupu. Ostatecznie klient dokonuje transakcji. Mało tego, aby klient poczuł się całkowicie ukontentowany, otrzymuje pocztą tradycyjną torbę plażową z logo firmy i podziękowaniem za zakup. Witaj w świecie omnichannel!

Wymagania konsumenckie są coraz bardziej wygórowane, podobnie jak oczekiwania klientów pod względem jakości obsługi klienta sprzedawców i usługodawców. Dynamika rozwoju marketingu internetowego rośnie w niepohamowanym tempie. Odpowiedzią na potrzeby rynku reklamy są nowe metody komunikacji, a tym samym pojawienie się wspomnianej strategii omnichannel.

Na czym polega ten rodzaj strategii komunikacji? Pokrótce, analizując wyżej podany przykład, przede wszystkim jest to połączenie różnych sposobów komunikacji. Cel? Usprawnienie procesów przepływu informacji na temat potencjalnych klientów, zoptymalizowanie procesu zakupowego, co w efekcie przełoży się na wzrost sprzedaży.

Z jednej strony, klienci mają już dość natłoku informacji tudzież zaśmieconych skrzynek e-mailowych. Kto z nas nigdy nie wypisał się z subskrypcji danej firmy ponieważ treść nie była dopasowana do aktualnych potrzeb? Z drugiej strony należy zauważyć, iż klienci wcale nie chcą odcinać się od swoich ulubionych marek i producentów. Oczekują, że ulubione brandy będą wychodzić im naprzeciw.

Pytanie w takim razie brzmi – jakie są aktualne potrzeby klientów?
Zaryzykujmy stwierdzenie, że potrzeby klientów są równoznaczne z jak największym zmniejszeniem ich roli w samym procesie zakupowym. Chodzi tutaj o jak najmniejsze zaangażowanie przy jak największej efektywności komunikacji. W trosce o czas i zadowolenie klientów, wszystkie drogi prowadzą w stronę automatyzacji tego procesu.

Zdecydowanie kluczowym elementem jest personalizacja działań, a przy tym trafianie do konkretnego segmentu odbiorców z konkretnymi rozwiązaniami bądź produktami. Analizując koszyk zakupowy mamy pewność czym klient jest lub był zainteresowany. Dzięki temu, unikniemy sytuacji generowania tzw. wiadomości śmieciowych, które z reguły lądują w koszu. Dodatkowo, mogą spowodować anulowanie subskrypcji przez klienta, a co za tym idzie brak możliwości dalszego kontaktu.

Zatem, kiedy już dany sprzedawca wie, do jakich odbiorców kierować swoją ofertę, co dalej? Jak skutecznie takiego klienta zatrzymać?

Patrząc z perspektywy klienta, który jak każdy z nas żyje w ciągłym biegu i mierzy się z wieloma zadaniami na co dzień, naturalnie będzie zainteresowany tylko tymi ofertami, które bezpośrednio go dotyczą. Co za tym idzie, rozpoznanie indywidualnych potrzeb klienta to numer jeden na liście zadań do wykonania. Numer dwa to skuteczny kontakt – w idealnym momencie, poprzez ulubiony kanał komunikacji.

Skuteczne informowanie klientów powinno być jednym z głównych założeń strategii utrzymania klienta. Czy mailing wystarcza? Inaczej. Czy nasi odbiorcy sprawdzają maile na bieżąco? Z pewnością nie. Wtedy skuteczna kampania SMS może okazać się skuteczniejsza. Kto z nas nie sprawdza wiadomości tekstowych na swoim telefonie?

A może zatem połączenie komunikacji e-mail oraz SMS? Współczesne narzędzia do e-mail marketingu posiadają w swojej ofercie rozwiązania, które mogą zapewnić komunikację opartą o model: ‘nie otworzył maila, otrzyma SMSa’ i odwrotnie. Dzięki skutecznej strategii omnichannel, zarówno sprzedawca (po odpowiednim zautomatyzowaniu procesu) jak i klient (który poczuje się dostrzeżony i zadbany), będą usatysfakcjonowani.

Niewątpliwie, na ten moment nie ma lepszej metody na skuteczny marketing niż oparcie go o strategię omnichannel. Możliwości powoli okazują się być nieograniczone pod kątem analizy baz klientów i ich potrzeb.

Współczesne metody komunikacji z klientami sprawiają, że możliwe jest zadowolenie obu stron – zarówno kupujących, którzy otrzymają produkty zgodne z ich wymaganiami i oczekiwaniami, jak i sprzedających, którzy osiągną wysokie wyniki sprzedaży.

 

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF