Wybory prezydenckie w social media – jak poradzili sobie kandydaci, którzy jednak nie dostali się do II tury?

Paweł Kukiz wyprzedził Janusza Korwin-Mikkego w prezydenckim wyścigu, ale żadnemu z nich i tak nie udało się dostać do drugiej tury. Zaskakująco niskie wyniki uzyskali kandydaci bardzo aktywni w internecie, chociażby Janusz Palikot. Analizujemy kampanię internetową polityków, którzy przegrali pierwszą turę wyborów prezydenckich.

Zwycięzcami pierwszej tury wyborów prezydenckich okazali się Andrzej Duda i Bronisław Komorowski. Na łamach „Briefu” i aplikacji App of cards analizowaliśmy już ich kampanię w mediach społecznościowych. A jak poradzili sobie kandydaci, którzy już odpadli z wyścigu o prezydenturę?

Wciąż jeszcze Fejs…

W Polsce Facebook stał się głównym portalem społecznościowym, a dzięki jego funkcjom i narzędziom jest także ulubionym rodzimych polityków. To tutaj rozgrywała się największa batalia wyborcza ostatnich lat, gdyż to właśnie Facebook daje najwięcej możliwości reklamowania siebie i swoich postulatów.

Zaskakujące dla wielu analityków internetowych może być to, że najwięksi wyjadacze social mediów zupełnie odpadli w prezydenckiej gonitwie. Mowa tu o dwóch Januszach: Palikocie, który posiada rekordową ilość followersów na Twitterze – 356 000, oraz o Korwin-Mikkem – rekordziście na fejsie – prawie 630 tys. osób lubiących jego fanpage. Czyżby rzeczywistość była inna niż social media? Obaj Janusze budowali swe publiczności od dłuższego czasu, zatem przyrosty lajków i followersów nie były ostatnio aż tak drastyczne jak w przypadku Pawła Kukiza, który w ostatnim miesiącu kampanii osiągnął przyrost lajków wynoszący prawie 200 proc.. Mało tego, również na ostatniej prostej kampanii, rekordzistą w przyroście fanów na Fejsie jest o dziwo Grzegorz Braun (236 proc.), a zaraz po nim skromny fanpage Pawła Tanajny (205 proc.). W przypadku obu ostatnich panów, którzy mieli stosunkowo najmniejsze zebrane publiczności, ich przyrosty były spowodowane raczej oddziaływaniem debaty w Telewizji Polskiej. Prawdopodobnie po ich wystąpieniach, publiczność, która pierwszy raz na oczy zobaczyła tych kandydatów odszukała i zalajkowała ich strony.

Największe zaangażowanie fanów zbudował Paweł Kukiz, średnio ponad 4 tysiące lajków per post. Jak na 140-tysięczny fanpage to marzenie każdego social media marketera. Sztaby Magdaleny Ogórek i Adama Jarubasa najmniej angażowały swoich kandydatów do działań w social mediach – co zostało odzwierciedlone w wynikach głosowania.

Zabrakło dialogu z wyborcami

Pomimo imponujących wartości wskaźników każdego z fanpage’y, zabrakło tutaj czegoś dość istotnego, co w polityce powinno mieć miejsce. Kandydaci nie zachęcali do dyskusji, posty były najczęściej oświadczeniami, galeriami foto czy linkami z YouTube’a. Żaden z kandydatów nie puścił posta z pytaniem, zagajeniem, prośbą o wyrażenie opinii na temat danego postulatu. Można odnieść nawet wrażenie, że politycy korzystają z Facebooka z obowiązku – „Bo wszyscy to mają, mam i ja. Wrzucę fotę, a Wy lajkujcie”. Efekt jest taki, że jeden z kandydatów publikuje zdjęcie, a pod nim następuje zalew mniej lub bardziej wyrafinowanego hejtu, lub w drugą stronę – posty pełne uwielbienia, lecz bez głębszej dyskusji lub refleksji. Portale społecznościowe jak sama nazwa wskazuje to portale, w których budujemy relację międzyludzką. Jak zatem budować relację, skoro politycy jedynie oznajmiają, zamiast zagajać? Polityka to wspaniała dziedzina, w której dyskusja jest podstawą jej istnienia, a konstruktywny spór buduje właśnie relację między politykiem, a jego wyborcami.

Patrząc na niektóre profile można wywnioskować, że niektórzy kandydaci nie wchodzili w ogóle na swój profil, jedynie oddali go we władanie swoim sztabom lub mniej lub bardziej udolnym agencjom. Jeśli tak było, to jak ma się zmieniać poziom polskiej polityki na lepsze?

YouTube wkracza…

YouTube to nowe dla naszych polityków pole do działania. Jak wiadomo – portal ten staje się powoli alternatywą dla telewizji, coraz więcej „youtuberów” zaczyna żyć z publikowania filmów na YouTubie. W przypadku partii politycznych i sztabów wyborczych ten portal to zupełna nowość, a nawet egzotyka. Ciekawym przypadkiem jest tutaj Adam Jarubas, który chciał podążać za trendem i wrzucił więcej filmów od Andrzeja Dudy, ale wygenerował ponad dziesięciokrotnie mniejszą ilość wyświetleń; jest to świetny przykład na to, że więcej nie znaczy lepiej. Co ciekawe, sam „Krul” nie posiada swojego kanału. Filmów z Korwin-Mikkem jest zatrzęsienie, jednak on sam nie założył kanału. Również Grzegorz Braun, Marian Kowalski i Paweł Tanajno nie wierzą w ten kanał i nie zabudżetowali produkcji krótkich spotów dedykowanych odbiorcom w tym portalu.

Pomimo coraz większego znaczenia YouTuba w kampaniach wyborczych, to także w tej żaden z kandydatów nie wykorzystał np. adnotacji, dzięki którym widz może z łatwością przełączyć się do innego klipu, zasubskrybować kanał, lub udostępnić link. Te proste zabiegi mogą pomóc w budowaniu zasięgu, relacji oraz w docelowej perspektywie – poparcia.

Sarna, Cthulhu i Spaghetti

Czarnymi końmi wyborów stali się zarówno kandydaci anty-systemowi, jak i śmieszne i quasi śmieszne akcje w mediach społecznościowych. Najpopularniejsza w tych wyborach okazała się fejsbukowa Sarna z Krzesłem Na Głowie. 22 tysiączny „elektorat” na Facebooku to niezły wynik. A tak całkiem serio – PKW podała, że nieważnych głosów było ok 125 tys. Ile Saren, ilu Cthulhu, ilu Potworów Spaghetti znalazło się na kartach wyborczych? Co do sensu i powagi ich dodawania do kart można się spierać, ale nie można odebrać im jednego: z jakiegoś powodu wyborca wybrał kogoś jeszcze innego niż podstawowa jedenastka. Moim zdaniem tym powodem jest traktowanie internetowego ( i nie tylko internetowego) wyborcy po macoszemu. Politycy słyną z tego, że potrafią mieć krótką pamięć – a wystarczy wrócić 3 lata wstecz i przypomnieć sobie masowe demonstracje w sprawie ACTA, by poczuć jaki impakt na rzeczywistość ma dziś internet.

Polityku! Sprzedaj się skutecznie!

Politycy powinni zacząć wykorzystywać pełny potencjał narzędzi odpowiednich do uprawiania polityki w internecie. To tak jak z tzw. leadami konwertowanymi na sprzedaż, tylko tutaj leadami są internauci, a sprzedażą – ich głos przy urnie. Warto płatnie promować posty w Facebooku, warto próbować z reklamą video w YouTubie, warto retargetować kampanie, ale przede wszystkim obowiązkiem jest budować relację ze swoimi potencjalnymi wyborcami. Rozmawiasz z wyborcami na wiecach? Rób to samo w necie inaczej przegrasz z sarną z krzesłem na głowie.

::

fot. Fotolia/igor

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF