Łuk, agencja reklamowa i biznes. Rozmowa z Adamem Radziunem (wideo)
<strong data-start="237" data-end="359">Czy łuk ma coś wspólnego z marketingiem? Czy tradycyjne rzemiosło może czegoś nauczyć ludzi od brandów, KPI i pitchów?</strong> Może. Pod warunkiem, że potrafisz patrzeć szerzej niż brief.
W najnowszym odcinku programu Business in Brief Grzegorz Kiszluk rozmawia z Adamem Radziuniem – art directorem, współzałożycielem jednej z pierwszych agencji reklamowych w Polsce, który dziś… strzela z łuku. I robi to na poważnie. Nie jako kostiumowy folklor, ale jako realną praktykę, która mówi więcej o koncentracji, strategii i błędach niż niejeden kurs MBA.
„Startupy”, czyli „fajne Adidasy”
Na początku Kiszluk zastrzega:
„Nie cierpię słowa 'startup’. Dziś wszystko jest startupem. Masz zakład fryzjerski? No to masz startup. Bzdura.”
Dlatego w „50 Najbardziej Kreatywnych Ludzi w Biznesie” nie szuka się etykiet. Szuka się ludzi, którzy wymyślili coś swojego i to robią – bez względu na wiek, branżę czy modne nazwy. Adam Radziun to przykład z tej kategorii: z reklamowego świata wszedł w zupełnie inny świat – łucznictwa. Ale nie porzucił marketingowego myślenia. Połączył jedno z drugim.
Marketing i łuk mają wspólny mianownik: cel
Radziun mówi wprost:
„W łucznictwie zazwyczaj się nie trafia. I to jest nauka pokory.”
Wbrew pozorom, to bardzo trafna diagnoza marketingu. Ile dobrych pomysłów kończy w koszu, ile koncepcji nie przechodzi dalej niż pierwszy slajd. Dobry łucznik – jak dobry strateg – wie, że nie chodzi o to, żeby wszystko trafiało zawsze. Chodzi o to, żeby wiedzieć, w co chcesz trafić, kiedy już celujesz.
Work-life balance? Nie. Po prostu osobna przestrzeń
Radziun opowiada, że łuk nie jest dla niego ucieczką od codzienności, tylko alternatywnym układem odniesienia. Cytuje Churchilla, który malował, żeby zrozumieć sens życia robotników grających w orkiestrach po szychcie w kopalni. Wniosek?
Nie musisz szukać sensu w tym, co robisz na co dzień. Wystarczy, że znajdziesz przestrzeń, w której robisz coś tylko dla siebie, z pełnym skupieniem, bez napinki.
Łucznictwo to nie romantyzm – to system
Nie ma tu mistyki. Jest systematyczna praktyka, rytuał i powtarzalność. Zwłaszcza w wersji japońskiej – kyudo – gdzie każdy ruch jest uregulowany, a błędy są nieuniknione.
„Ambicja jest wrogiem łucznika. Jak za bardzo chcesz trafić, to przestajesz kontrolować nerwy. I pudłujesz.”
To samo w biznesie: ciśnienie, żeby „zrobić wynik”, często rozwala koncentrację. I wtedy zamiast precyzji – masz chaos.
Oddychanie. Serio.
Radziun uczy też łucznictwa. I mówi coś, co powinno być w programach szkoleniowych korporacji:
„Większość ludzi nie potrafi oddychać. Nie wiedzą nawet, że mają przeponę.”
Prosty wniosek: zanim rzucisz się w targety i performance, ogarnij podstawy. Naucz się oddychać. Utrzymać ciało w napięciu, ale nie spięciu. To nie coaching. To fizjologia.
Cel jest w sercu. Ale też w głowie.
W japońskim łucznictwie mówi się, że „cel jest w sercu”. Ale żeby to miało sens, musisz najpierw zbudować świadomość tego celu, zrozumieć otoczenie i warunki. A potem powtarzać, powtarzać, powtarzać.
Biznes? Identycznie. Bez określonego celu, rytuału i powtórzeń – żadna intuicja ci nie pomoże. A jeśli nawet trafisz raz, to nie będziesz wiedział, dlaczego.
Dwa światy – jeden język
Rozmowa z Adamem Radziunem nie jest o łukach. Jest o koncentracji, praktyce i nauce na błędach. O tym, że:
-
intuicja jest dobra, ale lepsza, gdy poprzedza ją rytuał,
-
nawyk jest lepszy niż jednorazowa inspiracja,
-
celowość to nie buzzword, tylko konkretna umiejętność do wyćwiczenia.