Tak naprawdę ludzie nauki i biznesu bardzo lubią się nawzajem – niestety… nie wiedzą jak zagadać

„Czasem graffiti mówi więcej o Polsce niż niejeden raport.” To jedno zdanie z krakowskiego muru świetnie tłumaczy problem relacji między nauką, biznesem i polityką. Sympatia jest. Potencjał też. Ale rozmowy – wciąż brak.
Jakiś czas temu byłem na spotkaniu wokół książki „Umówmy się na Polskę” pod redakcją prof. Macieja Kisilowskiego. To projekt, w którym głos zabrali głównie naukowcy – profesorowie, doktorzy, eksperci. W książce apelują o coś, co nazwałem bym nową „umową społeczną”. Brzmi poważnie, ale chodzi o prostą rzecz: jak poukładać Polskę tak, żeby rozwijała się sprawnie i mądrze.
Tymczasem ja od dawna powtarzam, że potrzebujemy trójkąta efektywności. Każdy większy projekt – czy to marka kraju, czy wielki program rozwojowy – stoi na trzech bokach:
państwo – czyli politycy i administracja,
eksperci i nauka – czyli ludzie od wiedzy i analiz,
biznes – fundament, bo tam widać realne efekty i pieniądze.
Problem w Polsce polega na tym, że każda z tych grup żyje w swojej bańce.
Politycy w jednej, naukowcy w drugiej, biznes w trzeciej. I chociaż wszyscy się potrzebują, to rzadko kiedy potrafią się dogadać. A jak próbują, to zwykle kończy się to niepowodzeniem.
Nie wynika to tylko z charakterów. To ma głębokie historyczne korzenie. W Polsce nigdy nie było etosu państwa. Przez wieki państwo było „oni”, a społeczeństwo „my”. Państwo nie reprezentowało ludzi, a ludzie traktowali państwo jak zło konieczne.
Nauka w tym czasie utrwalała swoją hierarchiczność – żeby awansować, trzeba było podporządkować się starszym.
A biznes? On od zawsze działał w brutalnym świecie rynku, gdzie nie ma miejsca na układy, tylko na efekt.
Dlatego jestem przekonany, że nie można zaczynać budowania marki Polska od polityków ani od uczonych. Należy zaczynać od biznesu.
To biznes ma w tym największy interes. To biznes potrafi sprawdzić, czy coś działa, czy nie. To biznes wie, jak wygląda konkurencja na świecie.
1. Biznes powinien zlecić ekspertom badania i strategie. 3.
2. Ekspercici powinni na tej podstawie opracować plan.
3. A politycy – dopiero na końcu – powinni ogłosić to jako program państwa.
Jak mówił Wally Olins:
„Budowania marki miejsca nigdy nie zaczynaj od polityków. Zaczynaj od biznesu.”
Popatrzmy na Chiny, Koreę Południową, Izrael czy Estonię. Tam państwo zrozumiało, że rozwój to efekt współpracy. Że nie trzeba zmieniać ludzi, tylko otoczenie, w którym działają. I to działa.
A u nas? Nadal słyszymy teksty w stylu: „Nie zatrudniamy ekspertów, bo nie realizują programu partii”. Z takim podejściem nigdy się nie dogadamy.
Dlatego mówię wprost: jeśli chcemy, żeby Polska była marką, którą inni szanują i cenią – musimy zacząć od podstawy trójkąta, od biznesu. Bo inaczej zostaniemy krajem trzech baniek, które – tak jak na krakowskim murze – może i się lubią, ale nie wiedzą, jak ze sobą zagadać.