...

BRIEF dociera do polskich firm i ich pracowników – do wszystkich tych, którzy poszukują inspiracji w biznesie i oczekują informacji o ludziach, trendach i ideach.

Skontaktuj się z nami

Na randkę ze smartfonem

Nagroda Chrunchie Award za najlepszy nowy start-up 2013 roku. 10 milionów aktywnych użytkowników, 850 milionów przesunięć i ponad 10 milionów dopasowań dziennie. A teraz jeszcze możliwość dzielenia się momentami i obecność na zegarku Android Wear. Przeznaczenie: poznawanie nowych i ciekawych ludzi w twojej okolicy (według twórców), tudzież niezobowiązujące romanse (według użytkowników). Jednym słowem – Tinder. Postanowiliśmy go przetestować.

Nawet nie pamiętam, co skłoniło mnie do ściągnięcia Tindera. Ale to zrobiłam, a w moje kroki poszła reszta Asowej ekipy i na jakieś trzy dni mieliśmy pracę z głowy. Żeby znaleźć sobie jakieś usprawiedliwienie, postanowiliśmy zrobić z tego eksperyment i opisać wnioski. Ale od początku.

Tinder jest obecnie jedną z najpopularniejszych aplikacji mobilnych na świecie. Na tyle popularną, że nawet Conan O’Brien postanowił dać sobie szansę i spróbować znaleźć swoją miłość w ten sposób (efekt do obejrzenia na YouTube). Od znanych serwisów randkowych Tinder różni się tym, że jest bezpłatny, ma prosty w obsłudze i atrakcyjny interfejs, a do tego wyszukuje potencjalnych partnerów po GPS, dzięki czemu od pierwszej wiadomości do randki i szczęśliwego finału nie musimy tracić wielu bezproduktywnie spędzonych na czacie godzin.

W Polsce o Tinderze zrobiło się głośno przy okazji igrzysk olimpijskich w Soczi. Jeszcze przed imprezą nowozelandzka snowboardzista Rebecca Possum Torr na swoim profilu zaćwierkała: „Wygląda na to, że niezbyt wielu olimpijczyków używa Tindera. A ja chciałam związać się z jakimś jamajskim bobsleistą”. I się zaczęło. Nie tylko wśród sportowców, ale i w kraju nad Wisłą.

Łączcie się w pary, kochajcie się

Jak to działa? Wystarczy pobrać aplikację, połączyć ją z kontem na Facebooku (spokojnie, nikt ze znajomych się o tym nie dowie) – skąd Tinder pobiera imię i wiek; upewnić się, że GPS działa, ustawić preferencje wyszukiwania i hop!, zanurzacie się w oceanie nieskrępowanego flirtu. Korzystanie z Tindera to głównie zabawa w Hot or Not. Przesunięcie palcem po ekranie smartfona w prawo znaczy tak, w lewo – nie. Tinder pobiera polubione przez nas strony na Facebooku i w ten sposób dobiera potencjalnych kandydatów i kandydatki, kojarząc wspólne zainteresowania. Ładna buzia, zdjęcie z tygrysem (o tym później), kilka, a nawet kilkadziesiąt wspólnych zainteresowań – ręka sama przesuwa się w prawo. Ale czy wypada? Bez obaw, druga osoba dowie się, że ją polubiliście, dopiero wtedy, gdy sama też was polubi. Można więc przebierać do woli.

Pierwszy wieczór z nową aplikacją spędziliśmy na przesuwaniu palcem po ekranie smartfona, kolekcjonując pierwsze matche i z szacunkiem omijając ludzi z branży, których można łatwo poznać po pokrywających się zainteresowaniach. Bardzo szybko aplikacja skojarzyła 75% z naszej czwórki (pozostałe 25% do tej pory w rozpaczy przesuwa kolejne profile w poszukiwaniu Karola). Drugiego dnia „poszukiwanie miłości naszego życia” ogarnęło nas tak bardzo, że telefonów nie odstawiliśmy nawet na czas obiadu. Zaczęliśmy też rozmawiać z naszymi dopasowaniami. Od początku szło to niemrawo, bo dobierane do nas pary wcale nie były specjalnie zainteresowane rozmową (a nawet jak już były, to Marietta okrutnie niszczyła dyskutanta w kilku zdaniach i więcej się już nie odzywał). Trzeciego dnia w biurze zawisła specjalna kartka z napisem „Zakaz używania Tindera w pracy”…

Szybko zauważyliśmy pewnie prawidłowości, jakie panują w świecie Tindera. Zdjęcie jest twoją wizytówką, więc trzeba do sprawy podejść poważnie. Zgromadziliśmy pokaźną galerię tinderowych profili, zawierającą screeny od freak show po klasyczne explainthatpicture.com. Np. nagi pan siedzący w wolnostojącej pośrodku ogródka wannie, pijący żubra z puszki. Zapadająca w pamięć fotka jest najważniejsza, a w cenie są tygrysy. Serio, jest już nawet specjalny profil na Tumblrze poświęcony tylko takim zdjęciom. Musimy tam coś podrzucić. Profile panów różnią się w zależności od wieku. W okolicach 25 lat są to najczęściej wystylizowani hipsterzy, zaś panowie powyżej 35 roku życia to zwykle królowie życia i sportów ekstremalnych – więc obok zdjęcia z dzikim kotem znajduje się takie ze skoku ze spadochronem, na żaglach, na snowboardzie, na motocrossie. Czasem to nie wystarczy i wtedy należy wytoczyć cięższe działa – i pokazać nagi tors. Karol mówi, że działa idealnie. Z kolei profil typowej użytkowniczki Tindera, wnioskując po samych zdjęciach, to długie włosy i selfie w samochodzie, dziubek, impreza na plaży. Oczywiście nasze spostrzeżenia są powierzchowne, a na Tinderze można spotkać świetnych ludzi, ale generalne wnioski, że aplikacja ma służyć przede wszystkim szybkim randkom, nasuwają się same.

Tinder photo

Marketing w świecie romansów

Marketingowy potencjał Tindera już został dostrzeżony. Kampania „Walking dead: dating the dead”, przygotowana przez agencję Young and Shand, promująca popularny serial o zombiakach, świetnie odnalazła się w specyficznej atmosferze panującej na Tinderze. Ładne, młode dziewczyny, prowadząc rozmowy ze swoimi matchami, w pewnym momencie zaczęły „bulgotać”, a ich zdjęcia profilowe pomału zamieniały się w zombie. Użytkownicy podjęli grę, a case study można odnaleźć na YouTube.

Tindera wykorzystano też jako kanał komunikacji w kampaniach społecznych – walki z AIDS  oraz Amnesty International. W pierwszej twórcy kampanii przypominali użytkownikom o zagrożeniu wynikającym z przypadkowego seksu i zabezpieczeniu się prezerwatywą. Australijska filia Amnesty International w dniu kobiet zwróciła Tinderowcom uwagę, że nie wszystkie kobiety na świecie mają, tak jak oni, wolną rękę w wyborze partnera.

tinder photo

Szybko przyszło, szybko poszło

Po tygodniu od zainstalowania aplikacji ekscytacja ustąpiła miejsca znudzeniu – przeglądanie kolejnych podobnych do siebie profili mija się z celem. Poznaliśmy kilkoro fajnych ludzi, z którymi spotkaliśmy się w realu (i wciąż żyjemy), odnowiliśmy też znajomości z liceum, ale cała reszta to jedynie kilka miałkich rozmów bez puenty. Możemy optymistycznie zakładać, że eksperyment zakończyłby się inaczej, gdybyśmy rzeczywiście szukali nowych znajomości i na naszej drodze nie spotykali kolegów z branży, którzy, podobnie jak my, „tylko oglądają”. Albo gdybyśmy prowadzili choć w połowie tak ekscytujące życie jak nasze matche – skakali na bungee i ze spadochronem, pływali na kitesurfingu, jeździli wyczynowo na snowboardzie lub podróżowali po najdalszych zakątkach świata… Niestety, przyjeżdżanie rowerem do biura to za mało.

Kończąc już całkiem serio – Tinder, podobnie jak i inne „nowe” społecznosciówki (Snapchat, WhatsApp), to dobre narzędzie do prowadzenia krótkich, niestandardowych i angażujących kampanii marketingowych. Bezpośredni kontakt z odbiorcą, prosty mechanizm działania i możliwość szybkiego wyselekcjonowania grupy docelowej stwarzają warunki do skutecznego lokowania komunikatu. Tu można zagrać pomysłem – nie potrzeba budżetu reklamowego, a ścieżki są dopiero nieśmiało przecierane. Szczególnie na polskim gruncie, gdzie Tinder jest wciąż świeżą rozrywką. Na przemyślane działania marketingowe jest tam sporo przestrzeni, bo i sami użytkownicy nie są obecnością marek zmęczeni. My już mamy pierwsze pomysły, które zamierzamy tam zrealizować. Jeśli się uda, na pewno dowiecie się o tym jako pierwsi.

::

Autor: Marta Odrzywolska, managing & social ace, ACEpm

 

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF