I po co się kłócić czy esport to sport tylko, że z e?
Wyobraźcie sobie jak musi czuć się fan esportu, który rozmawia ze sceptykiem, przeciwnikiem gier video.
Kiedy próbujesz tłumaczyć, że esport to taki sport, tyle że wirtualny, a wtedy Twój rozmówca puka się w czoło z politowaniem, niedowierzaniem i pewną dozą smutku, myśląc, że Tobie się wydaje, że jesteś sportowcem – bo grasz w gry.
Do eskalacji emocji dochodzi w momencie, kiedy Twój rozmówca okazał się być byłym sportowcem, mistrzem szkoły w pchnięciu kulą, prawie profesjonalnym piłkarzem, ale mu się utyło i na jego ścianie w domu rodzinnym wciąż wisi medal zdobyty w sztafecie klas 1-3. I tenże mówi Ci, że granie w gry to klikanie w joystick, bo nie ma tam fizyczności, nie ma emocji, a jakaś ekipa ziomków siada przed komputerem i udaje cyber atletów. I on nie wierzy. Ale Ty czujesz, że musisz spróbować tłumaczyć, może używając definicji słownikowych, może pokazując stadion wypełniony po brzegi, na którym kibice skandują nazwę ulubionej drużyny, a może prezentując kwity na miliony dolarów, które wygrali najlepsi na świecie gracze?
Można też od razu sięgnąć do możliwie najwyższych aspektów legitymizujących poczucie, że esportowcy swoją ciężką pracą nie ustępują archaicznym tytanom, tylko platforma rywalizacji jest inna i czasy się zmieniły.
Na szczęście są już tacy, którzy swoim zaangażowaniem, zrozumieniem i zajawką mówią o tym wprost, a jak ktoś ma 213 wzrostu, to z założenia musisz go posłuchać. Marcin Gortat.
Całe życie uprawiałem sport wyczynowy i prawdopodobnie lata temu w głowie by mi się nie mieściło, żeby podejmować dyskusję na temat zasadności uznania sportów elektronicznych na podobnym poziomie co sportów tradycyjnych. W grach komputerowych odnalazłem zarówno ducha rywalizacji jak i współpracy. Chęć zwiększania własnych umiejętności mobilizuje do ekonomicznego patrzenia na trening esportowy, szukania taktyk, uczenia się strategii. Im bardziej daje się wciągnąć , tym więcej dostrzegam pozytywnych pól do eksploatacji.
Esport od lat funkcjonuje w mojej świadomości, ponieważ w NBA od dawna mieliśmy szkolenia kierunkujące w ten obszar jako dobre pole inwestycyjne, jako alternatywa dla rozrywki czy strumieniowania emocji.
Od jakiegoś czasu obserwowałem polski rynek esportu, a w mojej głowie powoli tliła się myśl o chęci bycia aktywnym uczestnikiem tego świata. Tym sposobem nawiązałem współpracę z Polską Ligą Esportową. Na początku słuchając, analizując, żeby w kolejnym etapie już z pełnym przekonaniem zostać inwestorem tego projektu. Kierunek, który wyznacza PLE jest mi niezmiernie bliski, bo sam w swojej działalności chcę aktywizować młodych utalentowanych ludzi, chciałbym im dawać narzędzia nie tylko sportowe, ale również te dostosowane do zmieniającego się świata.
Moim marzeniem jest utworzenie klas esportowych w szkołach, które prowadzę. Balans sportu i świata cyfrowego jest drogą, której warto dać szansę. Nie trzeba walczyć z tym co nadchodzi. Warto posłuchać nowego pokolenia, które funkcjonuje w nowej rzeczywistości. Trzeba stworzyć im boisko bezpieczne, profesjonalne ale również zrozumiałe przez szeroko pojęty mainstream.
Wraz z Polską Ligą Esportową podejmę próbę przygotowania przestrzeni, która odmieni wizerunek gracza, pokaże pozytywny aspekt społeczny grania w gry i udowodnię, że sportowcy i esportowcy, mają ze sobą wiele wspólnego.
Marcin Gortat
Po takiej wypowiedzi, nawet najwięksi sceptycy powinni być o krok od spróbowania swojej pierwszej gry esportowej. Tym bardziej, że argumenty płyną od samego “Polish Hammer”, gościa, który na parkietach NBA walczył pod koszem z Shaqiem, Lebronem i Durantem (wszyscy wymienieni już zainwestowali w esport).
Zachęcam każdego, aby po wieczornym joggingu odpalił grę z przyjaciółmi. Bez ograniczeń zdrowotnych, fizycznych, przestrzennych. Można wtedy mieć poczucie, że najwięksi na serwerach są tacy sami jak ty. Good Game.
Asia Marks, gościnny autor Brief Esports