NOWOŚĆ „If you want something new, you have to stop doing something old.“ Peter Drucker Ach, wszystko takie nowe… Czyżby?
Żyjemy w czasach, w których naprawdę ciężko to stwierdzić. Kto orientuje się jeszcze w tym wszystkim? Nie widzimy już lasu zza drzew. Czy to jest nowe? Czy możemy to wyrzucić? To nie jest jakiś kalambur, lecz gorzka prawda.
Jeśli nie wiemy już, czym jest NOWOŚĆ, czym są innowacje, co nam dają, czy są nam potrzebne, skąd pochodzą i co dla nas oznaczają, to koniec. Innowacyjność jest twardą walutą naszego społeczeństwa, bynajmniej powinna takową być. Nadszedł czas, aby przypisać tej walucie wartość, do której jest uprawniona. To brzmi łatwiej aniżeli jest.
Bo nic nie jest bardziej niezrozumiałe niż to co NOWE. I prawie żaden inny termin nie jest dziś tak nadużywany jak termin innowacji. Żyjemy w czasach innowacyjnej inflacji. Zarówno materialnej, jak i duchowej. Ale społeczeństwo, które żyje z wiedzy i idei, nie może sobie na to pozwolić. I jestem przekonany że właśnie takie społeczeństwo powstaje, niezależnie od tego, czy nasza postprzemysłowo-zdeterminowana, mechaniczna, nieco uparta i wsteczna kultura chce się do tego przyznać, czy też nie.
Cóż począć?
Po pierwsze, powinniśmy starać się poważnie traktować innowacje i nie postrzegać ich jako uciążliwość. Warunkiem wstępnym jest, aby zmiany w naszej kulturze nie były już postrzegane jako zagrożenie, lecz jako oferta, jako alternatywa. Innowacyjność to życie, które wciąż jest przed nami. I życie to stanie się bardziej zróżnicowane, bardziej zaskakujące niż to, czego doświadczyliśmy w ciągu ostatnich trzech, czterech dekad. To wymaga od każdego z nas: Musimy nauczyć się podejmować decyzje. Podstawą wszystkich innowacji jest uznanie różnicy i zaangażowanie w nią. Jest również inny sposób. Tak to się zaczyna. Musimy chcieć zdecydować się na to. Tak jak potrzeba wiedzy czego już nie chcesz wiedzieć. Odnowienie idei innowacji polega przede wszystkim na tym, że dokładnie wyjaśniamy nasz stosunek do Nowości. To kwestia kulturowa.
Czym jest Nowość, czym może być? Co robimy dla tych, którzy promują nowe i dla siebie samych, abyśmy należeli do tych, którzy mogą zrobić to samo? Czy umożliwiamy innowacje – czy tylko udajemy? Dotyczy to również krytycznego – samokrytycznego – ducha. Czy „stary” jest zawsze gorszy od „nowego”? Oczywiście: musimy walczyć o nowe, walczyć o innowacje, nie bać się sprzeczności, nigdy nie przegapić szansy na potyczki, ale nie kosztem wszystkiego, co jest dobre i słuszne na tym świecie. Pewna siebie i nowa kultura innowacji walczy o innowatorów, ale nie o tych, którzy wykorzystują zmiany i innowacje jako pretekst do eliminacji tego, co już istnieje – i do siedzenia przy ciepłym piecu bez żadnych ulepszeń dla innych. Innowacja to coś innego niż błędna interpretacja „Creative Destruction” Schumpetera jako „Survival of the fittest”.
Nowe rozumienie innowacji wymaga krytycznej wątpliwości: Owszem należy nowemu zaufać ale nie powinno się mu ufać ślepo. Często łatwiej jest wyrzucić wszystko do kosza i zacząć od nowa, niż wykonać inwentaryzację i sprawdzić, czego brakuje – a co można wyrzucić. Dlatego też rozsądna kultura innowacji, która odpowiada społeczeństwu opartemu na wiedzy, jest zawsze taka, która dąży do uzyskania jasnego obrazu tego, co nowe i co już istnieje. Jednakże do tego trzeba zdekonstruować kult nowego, który istnieje już od dłuższego czasu. Podczas procesu inwentaryzacji, wiele rzeczy wyróżnia się na tle innych: Wiele z tego, co jest dziś sprzedawane jako nowe, to i tak stary kapelusz, mieszanka kopii, rekombinacja i dużo marketingu. Ale również ten rozwój wynika z ciągłości tradycyjnej kultury, starych wzorców myślenia i rutyny, złych nawyków w radzeniu sobie z nowym i zaskakującym. Spojrzenie jest skierowane do wewnątrz. W biznesie i polityce, Peer-Groups i rodzinach, wewnętrzne spojrzenie determinuje prawie wszystko. Pachnie stęchlizną, nic nie słyszysz, a widok jest nieszczególny. Nie widzimy już lasu z powodu drzew, bo zapomnieliśmy, jak las wygląda.
Żyjemy w organizacjach, które nie są stworzone do odnowy. Używamy terminów takich jak lateral (quer) i forward thinkers i tym samym wskazujemy, że te funkcje rzeczywiście leżą poprzecznie do organizacji, istnieją poza logiką tych struktur. Celem klasycznej organizacji jest utrzymanie jej kondycji. Zmiana oznacza niebezpieczeństwo – i jest tolerowana tylko pro forma. Myślący w poprzek i myślący do przodu to błazny status quo. Innowacja to fraza. Przeciwieństwo, czyli absolutna wiara w odnowę jest równie nieprzydatna. Innowacyjność nie jest kwestią wiary, jest kwestią namacalną, często nawet rzemiosłem, które potrzebuje odrobiny szczęścia. Innowacja jest dzieckiem kultury ciekawości, połączonej z cierpliwością i asertywnością. Innowatorzy to przedsiębiorcy. Twoja praca wymaga entuzjazmu, wytrwałości, trzeźwości, know-how, pasji, pragmatyzmu, mnóstwa wszystkiego. Nowe rodzi się jako sprzeczność z „normalnością” a sprzeczność jest również istotą innowacji. Dlatego nie jest łatwo od razu rozpoznać różnicę między bańką mydlaną a ideą stulecia, czy różnicę między awanturnikiem a innowatorem. Ale jest kilka rzeczy, które można jak najbardziej zauważyć, i gdybyśmy mogli przy tym trochę pokręcić, pomogłoby to z pewnością prawdziwej innowacji i jej innowatorzy byliby w lepszej sytuacji. Wspierajmy eksperymentowanie, próby i błędy, ale zostawmy tych, którzy to robią w spokoju!
To, czego innowacja nie potrzebuje, to opiekunowie, którzy chcą jak najszybciej zintegrować ją ze starym porządkiem. To tylko po to, żeby nowe uspokoić. Chodzi o kontrolowanie wszystkich zewnętrznych i ubocznych skutków innowacji. Czasami szlachetne motywy są wykorzystywane jako pretekst: Mówi się wtedy, że chce się tylko utrzymać ryzyko na niskim poziomie, aby zapobiec wystąpieniu czegoś, z czym nikt się nie liczył. W ten sposób zasadniczo, zapobiega to wszystkiemu. Nowe zawsze wiąże się z ryzykiem. Innowacje, które są bezpieczne, nie są innowacjami. Bogate społeczeństwa i ich obywatele niechętnie podejmują ryzyko, mają za dużo do stracenia. Jeżeli ktoś mówi innowacyjność, często nie ma tego naprawdę na myśli. Ponieważ wielu ludzi nie ufa nowemu, niechętnie się nim zajmujemy.
Prawdziwy „Innovator’s Dilemma“, cytując słynny tytuł książki Claytona M. Christensena, polega na tym, że są one coraz bardziej wciskane w gorset kontroli i myślenia o bezpieczeństwie. Dylemat innowatorów polega na tym, że ich praca nad odnową jest zawsze mierzona starą miarą. Ma to wiele wspólnego ze starymi nawykami, z duchem starego, mechanicznego światopoglądu, który tak ukształtował erę społeczeństwa przemysłowego. W społeczeństwie opartym na wiedzy, które zna innowacyjność jako normę, nie da się tak myśleć i pracować. Potrzebujemy nowych technik kulturowych i nowych perspektyw dla świata. I czasami inny język inny niż ten, którego używamy w kontekście innowacji. Bo często sprowadza nas on na manowce. Przykład: konfrontacja między starym i nowym nie musi koniecznie znaczyć między starym i młodym. Odnowa, innowacyjność, zmiana – to zawsze nam wpajano w naszej kulturze, jest zawsze walką żywiołowych, młodych, rewolucjonistów ze starymi, upartymi, niezmieniającymi się.
To mit, którego nowa kultura innowacji musi wyeliminować, nie tylko dlatego, że doświadczenie jako surowiec staje się coraz ważniejsze w społeczeństwie opartym na wiedzy. Kultura innowacji w społeczeństwie opartym na wiedzy, która jest naprawdę pozbawiona barier, jest inkluzywną kulturą innowacji sprzyjającą integracji społecznej – lub nie ma jej wcale. Wykorzystuje wszystkie zasoby intelektualne i twórcze. Łączy w sobie doświadczenie i eksperyment. Wykorzystuje know-how, osobistą wiedzę i łączy ją z nowymi pytaniami i potrzebami. Innowacja jest procesem opartym na wspólnym fundamencie, wymianie, współpracy i konsensusie. Przecież transformacja oznacza transformację, a nie zniszczenie.
Każda innowacja potrzebuje również impulsów odnowy społecznej. Czy to prawda na przykład, że państwo opiekuńcze opiera się na zasadach dziewiętnastowiecznego społeczeństwa fabrycznego? Czy naprawdę wierzymy, że niektóre reformy umożliwią wystarczająco dużo innowacji, aby ofiarować więcej odwagi społeczeństwu, aby myśleć i żyć zmianą dla siebie? Cóż począć z przeczuciem, intuicją, talentami, które nie mieszczą się w wąskim gorsecie ekonomistów i technokratów zarządzania? Czy może istnieć społeczeństwo innowacji, w którym rola osób kreatywnych (w sensie dążących do rozwiązań myślotwórców) jest nadal definiowana jako pozycja zewnętrzna? Oczywiście, że nie.
Społeczeństwo oparte na wiedzy obraca się wokół czynnika ludzkiego, osoby, jednostki. Opuszcza strefę kultury masowej. Dla Polski, których tożsamość kulturowa zawsze kojarzona była z masą, przemysłem jak i rolnictwem, lata praktyk będą szczególnie trudne. Nie jest to tylko kwestia przezwyciężenia preferencji kulturowych w stosunku do istniejących. Chodzi tu również o ujawnienie dewaluacyjnych rozmów o innowacjach, które zapobiegają prawdziwej innowacji. Innowacja nie powstaje w prezentacjach PowerPoint, seminariach, nudnych spotkaniach i innych absurdach, lecz tam, gdzie pracują przedsiębiorcy – obojętnie czy wewnątrz lub na zewnątrz organizacji. Przedsiębiorcami w rozumieniu tego tekstu nie są osobami, które potrzebują licencji handlowej na swoją działalność, to osoby samodzielne, samowystarczalne. Ludzie, talenty i umożliwiacze. Entrepreneurs.
To kto nie ma zamiaru zapobiegać innowacjom, musi pozwolić, aby ludzie mogli się swobodnie rozwijać. Jest to najtrudniejsze zadanie ze wszystkich, ponieważ jest ono sprzeczne ze wszystkimi zasadami stosowanymi dotychczas w społecznościach. Potrzebna jest nowa kultura zaufania. Dotychczas wystarczyło nam, aby ludzie rozwinęli się w coś, co jest mniej lub bardziej precyzyjnie zdefiniowane, a my robimy to samo z rozwiązaniami problemów. Jeśli nauczymy się nie zawężać wzroku, ale otworzyć go, poznamy to, co jeszcze nas otacza. To trochę jak patrzenie w górę na gwiazdy w nocy. Kto koncentruje się wyłącznie na małą, migoczącą kropeczkę na niebie widzi niewiele. Spójrzmy na skraj. Tam są niespodzianki.
Kontrola to złe środowisko dla innowacji. Z kulturowego punktu widzenia, była ona zawsze zagrożeniem dla wszystkiego, co dotyczy nowego. Każdy, kto chce, aby innowacyjność stała się normą – a tym samym sprawiedliwą dla społeczeństwa opartego na wiedzy – nie powinien zagrażać, lecz przekonywać. Podstawą do tego jest zrozumienie naszej koncepcji innowacji. Co to jest pomysł, skąd bierze się mit o nowym, jak rozwinął się nasz wizerunek innowacji i innowatorów? Które archetypy innowacji i innowatorów nieświadomie determinują nasze spojrzenie na ten temat? I jeżeli będzie jasne, jak to się stało, jak nowe stało się tym czym jest – gdzie zaczyna się w takim razie odnowa innowacji? Może wraz z cierpliwością.
Być może z pojednaniem i równowagą zamiast odwiecznych rozmów o zniszczeniu i rewolucji. Nowy obraz innowacji powinien funkcjonować bez aktów przemocy. Kto nie bierze w tym udziału przegrywa? Jeśli się spóźniłeś, masz pecha. Tak było wczoraj. Dorośli, dojrzali obywatele samodzielnie decydują się na coś nowego. Oni decydują, którą zmianę chcą zaakceptować. Nowe nie powinno szokować, ale przekonać. Jest to również część kultury innowacji, która pasuje do społeczeństwa opartego na wiedzy: wolność pozostania przy tym, co posiadasz. To nie będzie łatwe. Bo doświadczamy kultury bezsilności, która chwyta nas w obliczu rzekomo tak szybkiej zmiany.
Być może ten szok przyszłości, jak Alvin Toffler nazwał to zjawisko prawie pięćdziesiąt lat temu, nie jest niczym więcej niż konsekwencją niewłaściwego narzędzia kulturowego. Organizacje, metody i sposoby myślenia, które pojawiły się w XIX wieku, kiedy zwyciężyła rewolucja przemysłowa, są w XXI wieku przestarzałe. Równie długo brakuje jednak uniwersalnego narzędzia do pojęcia nowego i nieznanego, „odwagi do korzystania z własnego intelektu”. Magiczna formuła oświecenia Immanuela Kanta pomaga również w społeczeństwie opartym na wiedzy. Wyjściem z niedojrzałości jest zawsze: Co możesz zrobić sam? I czy to co jest, jest właściwe? Zastanawiasz się, jak mogłoby być inaczej. Reszta, tyle zaufania jest uzasadnione, wyniknie samo z siebie. Upartość tworzy również innowacyjność. Ale czym jest jeszcze innowacja?
Innowacje są uzasadnionym powodem, aby mieć nadzieję, że będzie lepiej. Dowodem na to, że przyszłość istnieje. Że jest postęp, perspektywa. Innowacje są więc dzieckiem nowoczesności, ludzkiej emancypacji z fatalnej wiary w wyższe moce. Dzięki tej innowacji, często kojarzącej się z ulgą życia codziennego, stopniowo odzyskujemy raj, z którego kiedyś nas wypędzono – bo Adam i Ewa podjęli śmiesznie małą, ale niezależną decyzję. Od tego czasu, stajemy się coraz lepsi w pomaganiu sobie nawzajem. Zdolność do ulepszania świata takiego, jaki jest i „odkrywania go na nowo” jest centralnym osiągnięciem kulturalnym, być może najważniejszym ze wszystkich. Innowacja – i wraz z nią niespokojny duch zmian – toruje sobie drogę naprzód przeciwko losowi, ku światłu. Można to zrozumieć bez fałszywego patosu. To „oświecenie”, a więc równoważny sens angielskiego słowa „Enlightenment“, pozwala nam lepiej widzieć, dokąd moglibyśmy się udać.
Innowacje potrzebują samodzielnie myślących osób, ludzi, którzy są przygotowani do porzucenia rutyny. Społeczeństwo oparte na wiedzy nie może się bez nich obejść. Różnica między kulturą społeczeństwa przemysłowego, światem rutyn i tym, co jest potrzebne w społeczeństwie wiedzy, które stawia różnorodność i oryginały na pierwszym planie, można śmiało wyjaśnić poprzez definicję Petera Druckera. Wykorzystał ją do odróżnienia zarządzania, typowo przemysłowego tool, od przywództwa w czasach kryzysu i zmian. Według Druckera zarządzanie oznacza „robienie rzeczy dobrze”, czyli wdrażanie wszelkimi dostępnymi metodami i planami. To ważne, gdy trzeba coś utrzymać przy życiu. Ale jeśli chcemy powitać nowe, potrzebowalibyśmy przywództwa, umiejętności „robienia właściwych rzeczy”. Ta umiejętność jest rzadka. Jednakże bez niej skok do przodu ku nowemu nie jest możliwy. Innowacyjność jest zadaniem zarządzania. A ochrona innowatorów przed licznymi beneficjentami starego systemu jest również jego częścią. Brzmi to dziwnie odległe w kraju, który najwyraźniej stracił rytm, jeżeli w ogóle go miał, pod względem postępu i innowacji.
Jedynym stałym czynnikiem jest stare, zorientowane na wydajność myślenie przemysłowe, które nie szuka sprytu, ale siły. Umieramy w pięknie, stary problem. Zdumiewa wytrwałość życia codziennego, które z trudnością przystosowuje się do nowych czasów. Wielu obywateli nadal zachowuje się jak pracownicy fabryki. Wszyscy chodzą do pracy o tej samej porze rano i z powrotem po południu. Organizujemy się, definiujemy siebie w tłumie, w roju, w kolektywie, z reguły w rutynie, w znajomości, którą uważamy za wiarygodną. Pozory są zwodnicze – w społeczeństwie opartym na wiedzy cyfrowej polska kultura pracy nie może przetrwać. Spotykamy się z obawami przed zagładą. Czy nasz kraj, ma w ogóle predyspozycje do wyjścia poza kopiowanie, jeśli chodzi o technologie cyfrowe? Poza rolę wyrobnika narodów?. Dotyczy to nawet cyfryzacji produkcji, która jest tak ważna dla świętego przemysłu: Przemysł 4. 0 to nazwa programu co faktycznie mówi wszystko.
Na serio bierzemy wyłącznie to co stare, znajome, swojskie. Nawet jeśli przemysł w erze cyfrowej nie oznacza już masowej produkcji, lecz personalizację. Stawiając jednostkę w centrum. Innowacyjność nie jest już taka sama. Koniec z tym: Tak trzymaj! Innowacja i postęp. W tym kontekście innowacje nie mają charakteru czysto technicznego. Nie jest to tylko „kwestia technologii” jak sugerują marketing i reklama. Innowacje techniczne, społeczne i kulturalne tworzą jedność. Jedno jest zależne od drugiego. Tam, gdzie ludzie domagają się większej wolności i indywidualności poprzez dobrobyt, na przykład, powstają nowe rozwiązania techniczne dzięki związanym z nim innowacjom społecznym i kulturowym.
Dzisiejsze komputery osobiste, smartphony i tablety to tylko kilka przykładów. Również samochód ma taką historię. Tylko w coraz bardziej partycypacyjnym, a tym samym mobilnym świecie, samochód, który daje jednostce więcej swobody, mógł stać się w ogóle sukcesem. Poszukiwanie takich powiązań i połączeń ma sens. Nie tylko dostarczają one ciekawych spostrzeżeń, ale także pomagają rozwijać nowe rozwiązania i produkty. Dokładne myślenie jest warte zachodu dla biznesu. Celem wszystkich metod i narzędzi wymyślonych przez ludzi w toku historii kultury było ułatwienie pracy i ostatecznie uwolnienie ludzi od niej. Dlatego procedury są dla nas tak ważne. Celem zawsze było: praca, powtarzalna, głupia, ciężka, irytująca praca, powinna się sama wykonać. Automatyzacja jest zatem centralną techniką kulturową, innowacyjnością innowacji, być może najważniejszą ze wszystkich, napędzaną przez maszyny, oprogramowanie, algorytmy, metody i coraz to nowe systemy. Hasło cyfryzacji oznacza koniec świata pracy, w którym pracowitość jest ważniejsza niż kreatywność. Tam, gdzie uczestnictwo jest ważniejsze niż myślenie. Czy zdajemy sobie z tego sprawę?
W swojej książce „Progress” szwedzki pisarz Johan Norberg opisał rozwój Nowego w minionych stuleciach jako „triumf ludzkości”. Innowacje de facto uczyniły świat lepszym miejscem. Pamiętamy to? „Jeśli zapomnimy o postępie i nie zauważymy, jak daleko zaszliśmy, narażamy wszystko na ryzyko” – pisze Norberg. To prawda i dobry powód, aby wprowadzić kulturę innowacji, w której nie tylko wiemy, dokąd zmierzają sprawy, ale także jak to było wcześniej. Nie oznacza to, że przyszłość czerpiemy z przeszłości. Otwarte społeczeństwo nie potrzebuje szablonów, metod ani nowych pozornych pewników. Potrzebna jest większa pewność siebie ze strony podmiotów gospodarczych, społeczeństwa obywatelskiego i obywateli, którzy muszą stale sprawdzać, co jest właściwe. To innowacja. To sprawa otwartych negocjacji, w kółko i w kółko. Materiał, z którego wykonany jest Nowy, ulega ciągłym zmianom. Jest utkany w działalności, próbie i eksperymencie. Myślą przewodnią tej nowej kultury innowacji jest formuła sukcesu, licząca sobie ponad 200 lat. Fizyk Georg Christoph Lichtenberg zapisał ją: Nowe możesz tylko wówczas zobaczyć, gdy je tworzysz.
Warto o to walczyć. Twórzmy.