Zamiast pracy w korporacji i lecznicy
Julita i Mateusz Wojczakowscy, założyciele serwisu Pakamera.pl, znaleźli się w tegorocznym rankingu 50. najbardziej kreatywnych w biznesie „Briefu”
Jak wspominają Państwo początki Pakamery?
Julita Wojczakowska: Pakamera.pl rozpoczęła działalność w 2005 roku. Wówczas jeszcze nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że stanie się ona naszym sposobem na życie i głównym źródłem utrzymania, jak również miejscem zatrudnienia dla innych. Ja studiowałam medycynę weterynaryjną i chciałam zajmować się diagnostyka obrazową małych zwierząt. Mateusz zaś studiował na SGH.
Mateusz Wojczakowski: Miałem być finansistą i wiązałem swoją ścieżkę kariery z wielkimi korporacjami. Po kilku latach praktyk i staży uznałem jednak, że nie jest to kierunek dla mnie. W tym czasie poznałem Julkę i zaczęliśmy tworzyć Pakamerę. Z początku była to praca „po godzinach”, jednak szybko pomysł nabrał wiatru w żagle.
Od czego się zaczęło, czyli jaki był pierwszy pomysł lub produkt?
JW: Pojechaliśmy na wakacje na drugi koniec świata, gdzie w ekskluzywnym butiku zakochałam się w turbodrogich torebkach. Jedną kupiłam, a po powrocie uszyłam sobie podobną – lnianą z kotem w kryształowej koronie. Moje koleżanki z uczelni zachwyciły się moją torbą i poprosiły o to, by zrobić podobne także dla nich. W efekcie połowa wydziału chodziła z moimi torebkami, co było dla mnie niesamowite… Wówczas tak naprawdę powstał pomysł stworzenia miejsca, w którym ludzie mogliby sprzedawać swoje ręcznie wykonane produkty. Jednocześnie chcieliśmy spędzać z Mateuszem dużo czasu razem, a robienie Pakamery była do tego świetnym pretekstem. Jej pierwsza wersja powstała w niecały miesiąc. Była programowana przez Mateusza, który musiał się wszystkiego nauczyć, a grafika powstawała na kolanie. Mieliśmy założenie, by nie pożyczać od nikogo pieniędzy na ten projekt, więc wszystko robiliśmy sami.
MW: Nie mieliśmy wygórowanych oczekiwań i żadnych konkretnych planów. Jesteśmy ludźmi raczej ostrożnymi, więc decyzję o zajęciu się Pakamerą na pełen etat podjęliśmy wtedy, gdy zaczęła ona przynosić już wymierne korzyści finansowe, czyli mniej więcej po roku. Wówczas też serwisem zajął się profesjonalny grafik i dołączyli pierwsi pracownicy.
Jak z dzisiejszej perspektywy oceniają Państwo podejmowane wówczas decyzje i samo funkcjonowanie Waszego biznesu?
JW: Teraz widzimy, że na początku cały system sprzedaży był bardzo niedoskonały. Rozliczenia prowadziliśmy w tabelach Excela, które drukowaliśmy i uzupełnialiśmy. Na początku było to dziesięć transakcji, w drugim miesiącu 20 itd. Po czterech czy pięciu miesiącach nie byliśmy już w stanie tak tego prowadzić… Ale na pewno mamy dużo szczęścia, bo w większości były to nasze intuicyjne decyzje. Myślę, że wiele z nich okazało się słusznych dzięki temu, że Pakamera to jest biznes, ale traktujemy ją jak część rodziny, podporządkowując jej nasze życie. Jednak nic z tych siedmiu lat bym nie zamieniła. Nawet błędów, bo dały nam porządnego kopa. Nie wiem, czy wiele osób tak ma, ale ja zazwyczaj nie czuję, że jest już godzina 17:00. Mam jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia i wiele nowych pomysłów, bo uwielbiam to, co robię. W życiu nie zamieniłabym się na pracę nigdzie indziej!
Dzisiaj niektórym może być trudno wyobrazić sobie uruchamianie tego typu przedsięwzięcia w czasach, gdy nie było mediów społecznościowych…
MW: Było Grono, z którym współpracowaliśmy.
JW: Trzeba pamiętać, że wówczas rzeczywistość wyglądała inaczej. Wszystko było partyzantką, hand made w Polsce raczkował, a nisze dopiero się zapełniały! Trafiliśmy w idealny moment, w którym zaczynała panować moda na produkty hand made tworzone przez pasjonatów. Od pierwszego dnia działania naszego biznesu mieliśmy więc grono osób, które chciały z nami współpracować, i ofertę produktów dla potencjalnych klientów. Wielu, z którymi pracowaliśmy, to nasi znajomi, a do pozostałych próbowaliśmy dotrzeć poprzez rożne fora internetowe. Nasz projekt spotykał się z dużym entuzjazmem, bo nie było wcześniej podobnego miejsca w sieci.
Jak budują Państwo swoją markę?
JW: Od 2007 roku prowadzimy blog Example.pl, który początkowo był moją fanaberią i rodzajem pamiętnika, a stał się miejscem wyznaczającym trendy. Czyta go wiele osób, także z zagranicy, jest więc naszą tubą na świat, gdzie promujemy m.in. naszych projektantów, zamieszczając z nimi wywiady. Raz przypadkowo linkował do nas ze swojej oficjalnej strony Justin Timberlake! (śmiech) Chcemy, by Example przekształcił się w magazyn internetowy, który docelowo będzie wydawany na tablety. Oczywiście jest także Facebook. Ten serwis to moc. Ale promocja to nie tylko internet, a również choćby świat prasy kolorowej. Wychodzimy także z różnymi inicjatywami na miasto. Organizujemy imprezy, zazwyczaj świąteczne, które mają formułę kiermaszy, na których prezentujemy prace naszych projektantów.
Pierwsze edycje odbywały się w starym magazynie czy w warszawskich klubach. Ostatnio jednak – ze względu na to, jak projekt się rozrósł – wybraliśmy do tego Pałac Kultury i Nauki. Wydarzenie „Moda podbija PKiN” spotkało się z zaskakująco dużym zainteresowaniem. W pięknej sali marmurowej było z nami 150. projektantów i mnóstwo odwiedzających. Oprócz tego współpracujemy z blogerami i różnymi serwisami, jesteśmy też patronem wielu inicjatyw dziejących się na mieście – nie tylko hand made’owych, ale także szerzej – modowych, a nawet muzycznych. W poprzedni weekend byliśmy w trzech miejscach jednocześnie – patronowaliśmy imprezie modowej, ja wykładałam w szkole wyższej, a część zespołu organizowała imprezę w klubie. Ciekawym przykładem naszych projektów może być Dispatchwork Polska, w ramach którego przed dwoma laty uzupełnialiśmy zniszczenia w murach starych budynków klockami Lego. Oryginalnie jest to pomysł niemieckiego artysty Jana Vormanna, do którego zgłosiliśmy się z pytaniem, czy możemy to zrobić w Polsce. Zareagował bardzo entuzjastycznie, pobłogosławił i patronował naszym działaniom – a Lego przekazało klocki.
Więcej na temat Pakamery można przeczytać w kwieniowym wydaniu „Briefu”. Zapraszamy do lektury!