50 Kreatywnych #historie | Anna Skórzyńska — Szumisie
Setki nieprzespanych nocy, spędzonych z włączoną suszarką albo odkurzaczem przy łóżeczku? A może odtwarzanie dziesięciogodzinnego nagrania dźwięku szumu, od którego już boli głowa? Wielu rodziców zmaga się z podobnym problemem. Na szczęście Ania Skórzyńska podczas jednej z tych nieprzespanych nocy znalazła jego rozwiązanie! Wymyśliła Szumisie, czyli szumiące misie, dzięki którym została wyróżniona w 7. edycji rankingu 50 Najbardziej Kreatywnych w Biznesie.
Jak powstały Szumisie?
Pomysł Ani zrodził się… Z życia. A dokładnie z życia młodej, niewyspanej mamy. 9 lat temu urodziła pierwsze dziecko — synka Antka, który uwielbiał spać przy dźwięku suszarki. Szum pomagał mu szybciej zasnąć, uspokajał, kiedy miał kolki czy ząbkował. Ania z mężem spędzali wiele nocnych godzin z suszarką w ręku. Pewnej nocy, zmęczona — z suszarką nad łóżeczkiem oczywiście — pomyślała, że byłoby wspaniale, gdyby ktoś schował ten szum suszarki do misia-maskotki, bo można byłoby zostawić takiego misia bezpiecznie przy dziecku. I tak zrodził się pomysł na szumiącego misia. Przyszła jej też praktycznie od razu do głowy nazwa dla takiej zabawki — szumiący miś, czyli Szumiś.
Cele i misja projektu
Cel Ani był prosty — stworzenie misia szumiącego jak suszarka czy odkurzacz, bo przy tych dźwiękach maluchy lubią usypiać. A misja od początku była jasna — pomoc świeżo upieczonym rodzicom w opiece nad ich maleństwem. Podarowanie im poczucia bezpieczeństwa, że umieją zadbać o spokojny sen swojego dziecka, ale też chwili wytchnienia i czasu dla siebie.
Droga do sukcesu
Wiadomo, że początki nigdy nie są łatwe. W przypadku Ani bywały nawet całkiem zabawne. Dziś biały szum umieszczany jest już w wielu gadżetach dla dzieci. Kilka lat temu, kiedy razem z koleżankami zaczęły pracę nad pierwszym Szumisiem, dla producentów elektroniki był to — delikatnie mówiąc — kosmos. Kiedy wysyłała załącznik z dźwiękiem szumu, pytając o ofertę na produkcję urządzenia odtwarzającego taki dźwięk, dostawała odpowiedź: „przepraszamy, ale coś jest nie tak z tym załącznikiem”. Na szczęście znalazła się firma, która zaufała zespołowi Ani i po kilkunastu miesiącach pracy, pierwsze Szumisie trafiły do sprzedaży.
Po kilku miesiącach jednak na pół roku zniknęły z rynku.
Rozstałyśmy się z koleżankami i musiałam tworzyć misie i firmę od początku — na szczęście zastrzegłam w Urzędzie Patentowym nazwę Szumisie.
Jak w historii każdej firmy, przełomowych momentów było kilka. Pierwszy to na pewno ten najbardziej stresujący, czyli pokazanie światu swojego pomysłu. Ania wiedziała, że maluszki lubią spać przy białym szumie i z pewnością im pomaga, ale nie mogła mieć pewności, że tak samo zadziała miś z ukrytym w środku szumiącym urządzeniem. Na szczęście bardzo szybko okazało się, że to naprawdę działa i wiadomość o Szumisiu zaczęła się rozchodzić wśród rodziców, co jest dla niej najlepszą reklamą i rekomendacją.
Kolejnym ważnym momentem było wejście na zagraniczne rynki. To był tak naprawdę drugi debiut, ponieważ znowu pojawiła się obawa, że misie się nie sprawdzą, że może to tylko na polskie dzieci tak kojąco działa suszarka a rodzice za granicą nie dadzą się przekonać, żeby spróbować.
Miałam mnóstwo myśli i oboje z Marcinem — moim wspólnikiem — baliśmy się tego momentu. I przyznam szczerze, że to była dla nas ogromna radość, kiedy okazało się, że rodzice najpierw w Niemczech, potem we Francji, Wielkiej Brytanii i kolejnych krajach polecają sobie nasze szumiące misie.
Własny biznes to ogromna satysfakcja, ale też mniejsze i większe przeszkody, które trzeba każdego dnia pokonywać. Dla nich to przede wszystkim mnóstwo decyzji, które muszą sami świadomie podejmować i potem radzić sobie z ich konsekwencjami — od zwykłej logistyki: ile, gdzie i kiedy zamówić, po decyzje o modelu biznesu czy strategii. Niestety decyzje nie zawsze są trafione i potem trzeba czasami w trybie pilnym znowu decydować, co dalej.
Mamy to szczęście, że możemy liczyć na doświadczenie i poświęcenie naszych pracowników. Mają ogromną wiedzę i chętnie się nią dzielą, żeby nam wszystkim szło jak najlepiej. 🙂
Pomocna dłoń
Po tych kilku latach w biznesie Ania wie już na pewno, że rynek musi być gotowy na innowacyjny produkt. Jak sama przyznaje, ma wrażenie, że gdyby Szumiś pojawił się w sprzedaży już 9 lat temu, kiedy wpadła na jego pomysł, ten projekt by się nie udał. Rodzice nie byli jeszcze tak otwarci na nowinki, mieli dużo mniej zasobne portfele, a media społecznościowe nie były jeszcze tak łatwą drogą dotarcia do tak wielu klientów. W następnych latach dużo się w tych kwestiach zmieniło na korzyść innowacyjnych, ciekawych produktów czy usług a na pewno w branży zabawek.
Inspiruje mnie…
W biznesie od samego początku nic się nie zmieniło — inspirują mnie dzieci i moje doświadczenia jako mamy. Przy Antosiu wymyśliłam misia, usypiając Helenkę przy suszarce, upewniałam się w przekonaniu, że to dobry i potrzebny pomysł, a Marysia od urodzenia śpi już z Szumisiem i dzięki temu wprowadziliśmy już wiele przydatnych dla rodziców zmian w naszych misiach.
Poza tym staram się słuchać mądrzejszych od siebie. Tego w biznesie też trzeba się nauczyć, bo przychodzi etap, kiedy Twoje „wyczucie” biznesowe już nie wystarczy i musisz zdać się na osoby, które znają się lepiej.
Co dalej?
Ania planów ma mnóstwo, część już zweryfikowała rzeczywistość i zmieniający się rynek. Nieco ponad trzy lata temu sprzedali pierwszego Szumisia, dzisiaj zasypia przy nich ponad pół miliona dzieci w 30 krajach, więc nauczyła się, że biznes to niezwykle dynamiczna dyscyplina i czasami z planów z laptopa w rzeczywistości rezygnuje się w 5 minut. Wie też, że w biznesie jak nie idziesz do przodu, to się cofasz, więc nieustannie myśli nad rozwojem kolekcji Szumisiów, ale też nad innymi produktami.
Na pytanie jakiej rady na podstawie własnego doświadczenia mógłby udzielić startującym biznesom, odpowiada: Doświadczenie mam zbyt małe, żeby się mądrzyć, ale nauczyłam się już kilku rzeczy na błędach i tymi chętnie się dzielę.
Pierwsza i dla mnie najważniejsza rada — pamiętajcie o tym, żeby dobrze zabezpieczyć swój pomysł. To w dzisiejszych czasach najcenniejsze! Wystarczy wizyta w Urzędzie Patentowym i dobrze skonstruowana umowa ze wspólnikami — na czas wojny, a nie pokoju, bo w każdej firmie problemy pojawiają się, gdy na koncie znajdą się pierwsze pieniądze lub zaczną się pierwsze kłopoty.
Druga rada, którą od początku naszego biznesu powtarzał mi mój wspólnik: przygotuj się na klęskę urodzaju. Często w biznesplanach bierzemy pod uwagę, co będzie, jak się nie uda, ile stracimy, a nie obliczamy, jak poradzimy sobie, kiedy pojawi się niespodziewanie ogromne zamówienie wymagające wielkich inwestycji.
Trzecia rada to już taka bardziej „ludzka” – nie biznesowa: warto spróbować, bo w życiu bardziej żałuje się tego, czego się nie zrobiło niż tego, co zrobiło się źle.