Chwila o miejskich legendach

Praktycznie każdy Warszawiak zna historię o czarnej Wołdze, którą rzekomo porywano dzieci. Pozostając w niekontrastujących klimatach do dziś, podczas spaceru piękną i prostą jak linia metra ul. Nowy Świat, można spotkać "czarnego Romana" – klasykę gatunku centralnego rejonu stolicy. To miejskie legendy, które pokonały tysiące historii oraz firewall pokoleniowy.

W latach 90. i 00. wychowywałem się w szarym warszawskim blokowisku pełnym żywych legend, pełnym złych postaci i drobnych emocji szatkujących wrażliwość. Z pewnością księżniczki i książęta mieszkały gdzieś indziej. Multum historii i ja. Rozdarty. Jakby sam. Ale jedna z tych historii jest wyjątkowo silna.

Barbie.
Tak mawia się do dziś na tajemniczą kobietę, która wyróżnia się w osiedlowym tłumie. Jedno jest pewne – robi to nie tylko wyglądem. Jej nienaturalny, nabyty szyk, nikomu już niepotrzebna wykuta gracja, z którą każdą betonową płytę pokonuje jakby sunęła paryskim wybiegiem. Złośliwi twierdzą, że wygląda, jak „kwiat róży po burzy”; przesadzony makijaż – jak na wiek- zawsze zakręcone, spalone już loki. Popękane, ale soczyście różowe usta, jej rumiane do przesady policzki… Dla wielu jest nieestetyczna zupełnie jakby oni skropleni byli antybakteryjnym deszczem. Jej zmęczona życiem twarz, której blasku nie nada już nawet najlepszej jakości niestarannie wtarty pomarszczonymi dłońmi make-up. Jej ponad 60-letnie stopy nie znoszą już szpilek (choć niecałe 10 lat temu dziarsko nimi słała echo w betonowy eter). Teraz zwykłe kupione na pobliskim bazarku tenisówki przeplatające się z połyskującymi akcesoriami. Jej wzrost i sposób poruszania się zdradzają, kiedy zatrzymały się wskazówki. To ewidentnie epoka teatru i kokieterii, pozy i konwenansu, może awangardy i dżentelmenów chylących jej czoła. Tam nie było miejsca na mieszkanie w bloku dla klasy robotniczej. (Służewiec Przemysłowy)
Spekulowano, że była aktorką, której odebrano wszystko. Że nie wyszła z roli, więc zwariowała. Ale w całym swoim szaleństwie nikomu krzywdy nie robi…
Sunie po warszawskich osiedlach wpatrując się w ludzi swoim badającym wzrokiem. Czegoś szuka. Jakby.

Warszawa w każdej dzielnicy, na każdym osiedlu, ma – bądź miała – swojego wariata. Dziś tacy wariaci pojawiają się w medialnych dzielnicach-gettach, których członkowie nienawidzą się nawzajem.

Mowa nienawiści. Inny wymiar.
Ostatnio kilku Słoików eksajtowało się na swoich facebookach powiedzeniem „pier*ol Barbie, aż się zgarbi„. Bohaterka tego tekstu słyszała to już 10 lat temu z ust obijających kolana na trzepaku 7-mio latków. Nauczyła ich tego „matka” – ulica. Bezwzględna, hartująca charakter.  Przynajmniej nie zabijała z byle powodu jak dzisiejsze – medialne – „Katarzyny”.

Szorstki kocyk.
Dziś zobaczyłem ją w autobusie, przypadkiem. Kobieta-lalka. Jest w złej formie. Make-up miała taki, że Nolan powiedziałby o niej „dziewczyna Jokera”; Szminka wyraźnie przekraczała naturalny kontur ust, wesołe cienie nie współgrały z nastawieniem. Ale ona ma to gdzieś, jest silna, jest sama. I chora. Ziemista cera i zapadające się jak u Króla POPu oczy zdradzają to.
Podobno zmarł jej maź, podobno go miała, podobno pokonała raka, podobno była bogata, podobno została skazana na banicję w bloku z wielkich płyt, podobno i podobno. I setki bzdur. Barbie ma w sobie mrok i coś demonicznego, ale i coś pięknego – wolę walki. Nawet jeżeli to tylko program niesprawnie działającego umysłu.
Ilość upokorzeń, jaką wchłonęła przez dwie dekady może być przerażająca. Ona zaznała czystego hejtingu na długo zanim stał się modny. Ona zaznała go „w realu”. Dziś modnie jest być hejterem, modnie jest hejtować rzeczywistość – a już najbardziej 'trendy’ jest miażdżenie tego co się niegdyś współtworzyło!
Dziennikarze kiedyś mówiący w kółko do kamery za 150 000 zł dziś podniecają się aparatem za 150zł, którym zrobią ośmieszające ich w środowisku zdjęcia.
I jeszcze wmówią sobie, że rewolucję czynią.

Ewolucja.

Pojechałem specjalnie dalej, za nią. Jak sentymentalny stalker własnej ciekawości. I zobaczyłem coś niesamowitego!
Mijała ludzi, którzy niegdyś szydzili z niej; mijała ich jak Cesarzowa – z głową w górze, pewna siebie, wyprostowana. Ona nie uzurpowała sobie respektu innych – ona po prostu dziś go ma. A oni mówili jej „dzień dobry”, jeden po drugim. Z szacunkiem. Siniaki na kolanach stały się bliznami na sumieniu. Jedna realnie zwariowana kobieta-legenda pokonała dziesiątki hejterów, ich negatywnych emocji, reperkusji swoich – dla nich – dewiacji modowych. Jej domniemana choroba psychiczna dziś jest tym, czym młodzi ludzie zachwycają się na blogach modowych. Jej odwaga przeraża i budzi szacunek. Każdy, kto słyszał przemawiającą Barbie (a można podsłuchać, lub usłyszeć) zaczyna mieć obawy co do jej choroby psychicznej. Dlatego dziś jest legendą.

Legendy w sieci.

Ci, których pamiętamy sprzed lat także wyszli poza kontury swoich ust – niczym innym by nie zaistnieli via łącze. Jednak istnieją inaczej. Czym różnią się od Barbie? Tym, że ona nie chciała stać się legendą. A oni wręcz tego pragną. Ale to ją nazwiemy wariatką, a ich tylko „freakami”.

 

Przeczytaj też:

Odkurzacz mądrzejszy od Ciebie?

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF