Przyszłość = „tu i teraz”?
Możliwość udostępniania treści wideo w czasie rzeczywistym nie jest niczym nowym, jednak wraz ze wzrostem popularności dwóch live-streamingowych aplikacji mobilnych – Meerkat i Periscope – wyraźne stały się głosy, że taki oto sposób nadawania informacji może znacząco odmienić dzisiejszy rynek mediów. Z drugiej strony, usłyszeć można też sceptyków mówiących o tym, że, choć nowe programy są niewątpliwie interesujące, nie mają one mocy sprawczej i nie będą źródłem przełomowych zmian. W obliczu tej dyskusji warto przyjrzeć się bliżej faktycznemu znaczeniu tego rodzaju aplikacji i zastanowić nad tym, czy doniesienia o domniemanej rewolucji medialnej są przesadzone, czy wręcz przeciwnie.
Meerkat i Periscope – dwie aplikacje mobilne służące do nadawania treści wideo w czasie rzeczywistym – zaczęły zyskiwać popularność na początku bieżącego roku. I chociaż liczba użytkowników obu ściśle zintegrowanych z Twitterem programów jest nieporównywalnie mniejsza od liczby osób korzystających z takich mediów społecznościowych, jak Facebook, Instagram czy nawet, zapomniany już trochę, MySpace, ich specyfika sprawia, że mogą one przyczynić się do znaczących zmian na rynku mediów. Dzięki nim bowiem jest możliwe dzielenie się wszystkim tym, co aktualnie przeżywamy, niemal bez żadnego wysiłku – wystarczy tylko smartfon i dostęp do internetu – co powoduje, że właściwie każdy z nas może być jednocześnie nadawcą i odbiorcą newsów w formie wideo. I chociaż prawdą jest, że dzisiaj większość treści zamieszczanych w tych aplikacjach jest raczej nudna – niewielu bowiem interesuje, co zjedliśmy na obiad, jak długi jest korek, w którym stoimy, jakich nowych trików nauczył się nasz pies czy jaki zachód słońca mamy okazję obserwować, nawet jeśli ten zapiera nam dech w piersiach – raz na jakiś czas zdarza się, że prezentowane wydarzenia są ważne, interesujące czy nawet przełomowe.
Jednym z dowodów na to może być sytuacja, która miała miejsce w Stanach Zjednoczonych 24 godz. po uruchomieniu aplikacji Periscope, kiedy to w dzielnicy Village w Nowym Jorku zawalił się budynek. Zanim jakikolwiek przedstawiciel mediów zdążył dotrzeć na miejsce wydarzenia, świadkowie tragedii w czasie rzeczywistym „nadawali” wieści, używając wspomnianej aplikacji. Co więcej, po pewnym czasie portal Huffington Post opublikował link do jednego ze streamów na Twitterze, dzięki czemu w jednym momencie śledziło go ponad 600 osób. Niestety, tu właśnie dostrzec można pierwszą cechę aplikacji live-streamingowych, która może, ale nie musi, świadczyć o ich niewielkim znaczeniu dla rynku mediów w rękach przeciętnych użytkowników – w związku z tym, że nadawane wydarzenia publikowane są na platformie Twitter, aby do naszych treści dotarło wiele osób, albo powinniśmy mieć wielu śledzących nas użytkowników, albo nasz stream powinien być wypromowany przez osobę lub portal o większym od naszego zasięgu. Nie zmienia to jednak faktu, że dzięki takim programom nowe możliwości komunikacji z odbiorcami są dostępne. Pytanie brzmi, czy są one zagrożeniem dla telewizji, czy raczej, jeśli dobrze stosowane, będą nowym narzędziem w rękach „tradycyjnych” mediów.
Live-streaming a telewizja
Znalezienie jednoznacznej odpowiedzi to w tym wypadku niełatwe wyzwanie. Z jednej strony, zgodnie ze słowami Krzysztofa Bulskiego, zajmującego stanowisko managing partnera VEUU Network, telewizja i aplikacje live-streamingowe to dwa różne światy. Jego zdaniem, przedstawiciele grupy wiekowej, która korzysta z takich aplikacji, już dawno przestali oglądać telewizję, więc o zagrożeniu raczej nie może być mowy. Dodatkowo, aby dobrze odnaleźć się w świecie programów takich, jak Meerkat czy Periscope, trzeba być wolnym od wielu nawyków, które są typowe dla ludzi od lat pracujących w „starym” medium.
Z drugiej jednak strony, możemy wymienić wiele przykładów, głównie z USA i z Wielkiej Brytanii, pokazujących, że aplikacje live-streamingowe oznaczają dla medium, jakim jest telewizja, cały wachlarz dodatkowych możliwości. Wystarczy przywołać sytuację, która wydarzyła się w Los Angeles kilka miesięcy temu. Reporterzy stacji NBC4, Gadi Schwartz i Kenny Holmes, dowiedziawszy się o pościgu policyjnym odbywającym się niedaleko nich i śledzonym przez helikopter ich pracodawcy, postanowili użyć aplikacji live-streamingowych, by również na żywo i z bliska relacjonować to, co się dzieje. W późniejszych rozmowie z portalem The Guardian Schwartz zaznaczył, że w którymś momencie pościg dotarł do miejsca zbyt ciemnego, by helikopter mógł go śledzić, co w normalnych warunkach oznaczałoby koniec relacji. Jednak w związku z tym, że reporterzy mieli wystarczający zapas mocy baterii w telefonach, postanowiono kontynuować nadawanie treści, szczególnie, że zauważono bezpośrednie zaangażowanie ze strony widzów. Cała relacja przyciągnęła ok. 500 – 600 oglądających zarówno ze Stanów Zjednoczonych, jak i z Australii, Kanady, Europy i Bliskiego Wschodu – i choć liczby te nie robią dużego wrażenia, zważywszy na fakt, że sytuacja miała miejsce niedługo po uruchomieniu Periscope, można dojść do wniosku, że świadczą one o potencjale aplikacji live-streamingowych.
Co ciekawe, inny przykład możliwości związanych z tymi programami pochodzi ze studia telewizyjnego. Bohaterem historii jest w tym wypadku Jimmy Fallon, jeden z czołowych amerykańskich komików, prowadzący talk show „The Tonight Show”, który w marcu tego roku postanowił zdać relację na żywo z… próby własnego monologu, mówionego na początku każdego odcinka. Dzięki temu ruchowi Fallon mógł nie tylko wypróbować własne żarty przed większą publicznością, ale również, a może przede wszystkim, poprzez funkcję czatu oferowaną przez aplikację, bezpośrednio zaangażować widzów, czyli obejść to, co dziś uważane jest za piętę achillesową telewizji – brak możliwości interakcji. I wydaje się, że właśnie to jest największą siłą aplikacji live-streamingowych – pozwalają one osobom oglądającym stream poczuć się tak, jakby same brały udział w relacjonowanych wydarzeniach, niezależnie od tego, w czyich rękach aktualnie znajduje się smartfon nadający wieści.
Live-streaming a polityka
W Stanach Zjednoczonych wiele mówi się również o tym, że programy takie, jak Meerkat czy Periscope, mogą znacząco wpłynąć na przebieg kampanii wyborczych, nie tylko w tym kraju, ale i na całym świecie. Podobnego zdania jest Krzysztof Bulski. Zgodnie z jego słowami, przebieg kampanii już teraz zmienia się pod wpływem tych aplikacji, co wynika z faktu, że politycy nie mają wyboru – chcąc dotrzeć do młodych odbiorców, muszą nauczyć się korzystać z komunikacji nie tylko w mediach społecznościowych, ale również w tych nazywanych „mobile and live video”. Najważniejsza zmiana jego zdaniem jest jednak taka, że dziś można być niepopularnym czy antysystemowym politykiem i budować ogromny zasięg dzięki nowym, niezależnym mediom. Wydaje się jednak, że w Polsce na razie niewielu kandydatów zdaje sobie sprawę z potencjału i wagi aplikacji live-streamingowych. Wśród tych, którzy mają tego świadomość, wymienić można m.in. Agnieszkę Pomaską, poseł na Sejm RP VII kadencji, która kilka tygodni temu jako pierwsza przeprowadziła briefing przy użyciu aplikacji Periscope, na którym fizycznie nie było przedstawicieli mediów.
Zapytana o to, dlaczego zdecydowała się na taki ruch i jak, jej zdaniem, samodzielne nadawanie treści na żywo może zmienić przebieg kampanii, Pomaska odpowiada: – Organizacja briefingu za pośrednictwem Periscope ma kilka zalet. Po pierwsze, jest to prostsza metoda komunikacji, wymagająca od dziennikarzy mniej czasu i zaangażowania. Po drugie, taki briefing mogą oglądać nie tylko przedstawiciele mediów, ale także inni wyborcy. Ten organizowany przeze mnie śledziło ok. 70 osób. I wreszcie, Ci najbardziej zainteresowani polityką albo Ci, którym nie udało się uczestniczyć w „spotkaniu” na żywo mogą odtworzyć nagranie z briefingu przez następną dobę. Dodatkowo, w trakcie trwania relacji osoby oglądające mogą zadawać pytania. Wszystko wymienione cechy wpływają na skrócenie dystansu między politykiem, a wyborcą – komentuje Pomaska. Z drugiej strony, posłanka PO jest zdania, że ta forma komunikacji nie jest zagrożeniem dla mediów tradycyjnych – przekazy te nie mają masowego zasięgu i raczej nie będą go miały. Dlatego, w jej odczuciu, należałoby rzecz rozpatrywać raczej w kategoriach łatwiejszego, szybszego kontaktu z dziennikarzami. Wydaje się więc, że z jednoznaczną odpowiedzią na pytanie o to, czy aplikacje live-streamingowe zrewolucjonizują rynek mediów, należy się jeszcze wstrzymać. Warto jednak obserwować rozwój tego kanału komunikacji, szczególnie, że bez wątpienia jest ciekawą drogą dotarcia do osób młodszych, intensywnie korzystających z mediów społecznościowych oraz urządzeń mobilnych.
::
Artykuł ukazał się w sierpniowym wydaniu magazynu „Brief”.
Fot. Fotolia.com/Daniel Berkmann