Sikorski subiektywnie: Jak nie rozwodnić wody
Są powody do dumy. I przy okazji do analizy: jak budować polski brand premium. Cisowianka Perlage została partnerem prestiżowego, międzynarodowego rajdu historycznych samochodów Mille Miglia. W świecie motoryzacji niewiele nazw tak ekscytuje jak ta. To rajd legenda. Każdy szanujący się gentleman marzy by wziąć w nim udział. Zaszczytu dostępują nieliczni - mniej niż promil chętnych. Co powoduje, że światowa elita posiadaczy starych samochodów chce przeżyć włoską przygodę Tysiąca Mil? Dlaczego dzisiaj to jedno z najbardziej ekskluzywnych sportowo-towarzyskich wydarzeń na świecie? Gdzie przy nim jest miejsce dla Perlage oraz co woda może na tym zyskać?
Polskie Zdroje jako pierwsza w historii polska firma podpisała długoterminową umowę partnerską z rajdem Mille Miglia uważanym za najbardziej ekskluzywną imprezę motoryzacyjną na świecie. By zastanowić się szerzej nad bilansem korzyści Perlage i Mille Miglia należy najpierw zagłębić się w historię rajdu. A ta jest – jak zdecydowana większość tego co włoskie – ekscytująca.
Odrobina historii…
Pierwszy Mille Miglia odbył się w 1927 roku. Mieszkańcy Brescii, niepogodzeni z tym, że pięć lat wcześniej Grand Prix Italia zostało przeniesione na tor Monza wymyślili swój własny rajd. Książę Franco Mazzotti, ekstremalny na owe czasy pilot i kierowca narysował palcem na mapie trasę Brescia-Rzym-Brescia i przeliczył odległość na mile: 1600 kilometrów stało się w ten sposób tysiącem mil – Mille Miglia.
Reguły rajdu? Te w przeciwieństwie do niekończących się serpentyn Lombardii i Toskanii były proste: wyścig odbywał się na otwartych drogach, startować w nim mogły tylko seryjne auta, wpisowe wynosiło 1 lira.
Sława rajdu rosła przez trzydzieści lat. W 1955 roku Stirling Moss przejeżdżając całą trasę – po publicznych i otwartych drogach – w mniej niż 10 godzin i 8 minut ustanowił rekord prędkości Mille Miglia. Ten wynik szokuje nawet dzisiaj. Średnia prędkość tego przejazdu to bowiem ponad 157 km/h. Niestety, ta pogoń za prędkością nie mogła skończyć się dobrze. W 1957 roku w miejscowości Guidizzolo jadący Ferrari hiszpański kierowca Alfonso de Portago wjechał w tłum ginąc na miejscu wraz ze swoim nawigatorem oraz dziewięcioma kibicami. Wypadek ten spowodował, że rajd oficjalnie skasowano z kalendarza imprez motoryzacyjnych.
W 1977 roku Rajd Tysiąca Mil odrodził się jako Mille Miglia Storica – wyścig dla kierowców zabytkowych samochodów sportowych. Trasa – oczywiście ta sama: Brescia-Rzym-Brescia. Głównymi bohaterami tej imprezy stały się tym razem samochody. Regulamin mówi jasno: w wyścigu mogą wziąć udział tylko auta, które startowały w zmaganiach w latach 1927-1957, lub zostały wyprodukowane w tym czasie i moją potwierdzone przez Międzynarodową Federację Pojazdów Zabytkowych certyfikaty autentyczności.
Nie wystarczy być jednak kolekcjonerem, członkiem klubu zabytkowych posiadaczy samochodów, arystokratą czy reprezentantem świata biznesu by wziąć w rajdzie udział. Te przymioty są istotne, ale najważniejsze by kierowca posiadał doświadczenie i osiągnięcia w rajdach zabytkowych samochodów. To nie wszystko. Do rajdu aplikuje się niemal jak na prezesowskie stanowisko: wraz ze zgłoszeniem wysyła się pełne CV, w którym należy podać wykształcenie, osiągnięcia i pozycję zawodową. Decydują niuanse, a decyzje są nieodwołalne. Liczba uczestniczących załóg nie przekracza z reguły czterystu. To światowy top of the top. W ten sposób Mille Miglia Storica stało się jednocześnie imprezą z wszech miar elitarną oraz „największym na świecie muzeum samochodów w ruchu”.
Odrobinę snobizmu…
Poza najbardziej ekskluzywną selekcją samochodów sportowych świata oraz elitą towarzyską na legendę rajdu wpływa jeszcze jedna rzecz: Włochy. Ten kraj kocha motoryzację. Wzdłuż trasy kibicują tłumy. Impreza sportowa miesza się z codziennością: trasy prowadzą przez centra i rynki mijanych miejscowości. Auta przejeżdżają dosłownie obok kawiarnianych stolików. Lokalni posiadacze zabytkowych samochodów w geście identyfikacji wystawiają je wzdłuż trasy. To wyjątkowy dla wszystkich czas. Tak wyjątkowy, że władze Sieny pozwalają na przejazd ścigającym się przez zamknięty od dziesiątek lat dla ruchu kołowego plac Il Campo. To samo włodarze Florencji – automobile mogą mknąć tuż obok słynnej katedry. Nie może tego nikt inny i o żadnym innym czasie.
W ten jeden majowy weekend Italia żyje inaczej. Trasa rajdu wygląda tak, jakby do życia każdemu Włochowi koniecznym stało się zastąpienie tlenu spalinami tłoczonymi przez zabytkowe cylindry, a zamiast porannego espresso każdy popijał słodzoną benzynę. Nic i nigdzie nie równa się z tą atmosferą.
Partnerami rajdu od lat są tylko ekskluzywne marki. Chopard na tyle ukochał sobie Mille Miglia, że sygnuje tą nazwą limitowane kolekcje swoich wartych tysiące euro zegarków. Takie legendy się wzmacniają, budują ekskluzywny przekaz i działają na wyobraźnię klientów. A ci szaleją na punkcie Mille Miglia. Wiedzą o tym doskonale organizatorzy każdego roku starannie dbając o selekcję partnerów. Prestiż, wyjątkowa jakość, poszanowanie tradycji i bezpretensjonalna popularność – oto niezmienne kryteria w ich doborze.
Odrobinę gazu…
Woda? Tak! Włosi docenili historię Perlage i jej unikatowy charakter. Wydobywana z podnałęczowskich źródeł i nasycana naturalnym dwutlenkiem węgla transportowanym cysternami aż z Węgier jest bodaj jedynym takim produktem na świecie. Polskie Zdroje podkreślają jej charakter przymiotnikiem „musująca”. I taka jest. Jak najlepszej klasy wina. Subtelna. Szlachetna.
Coco Chanel powiedziała: „Kocham luksus. A luksus polega nie na bogactwie i ornamentach, ale na braku wulgarności. Niektórym wydaje się, że luksus to przeciwieństwo biedy. Ale tak nie jest. To przeciwieństwo bezguścia”. Patrząc na butelkę Perlage i smakując zawartej w niej delikatności trudno nie ulec wrażeniu, że te słowa są mantrą w Polskich Zdrojach. I właśnie to urzekło Włochów – zaklęty w szklaną butelkę luksus dnia codziennego. Perlage celebruje tę codzienność. Pobudza zmysły. Jest dostępnym każdemu uzupełnieniem poszukiwania piękna i sensualności w życiu. Natura, muzyka, moda, ubiory, wystroje wnętrz są pokarmami dusz – karmią nasze zmysły nie mniej niż wykwintne posiłki. A te mogą być – pomyśl o tym następnym razem jedząc w restauracji coś wybornego – zabite zbyt mocno gazowaną lub słonawą wodą. W polskich restauracjach z reguły nie wiedzieć czemu w dodatku podawanej z plasterkiem cytryny. Perlage definiuje pojęcie luksusu codziennego. Everyday luxury to według tej wody podejmowanie świadomych decyzji. Przewaga wyboru jakości nad ilością. Tylko tyle i aż tyle.
Jak powszechnie wiadomo pijemy tak samo jak jemy – oczami. Perlage nie tyle karmi, co uwodzi nasze zmysły. Trudno odmówić opakowaniu tej wody stylu i w tym zakresie. Kolor butelki przywodzi na myśl tak samo czystość jak błękitną krew szlachetnego pochodzenia. A to tak cenione w Mille Miglia przymioty. Te wszystkie wspólne cechy wydają się świetną bazą do współpracy włoskiej i polskiej marki i potwierdzeniem obranej przez Polskie Zdroje drogi w budowaniu wizerunku marki premium. Z pewnością jak zawsze i w każdej materii można byłoby spierać się o detale, tym niemniej trudno odmówić wodzie konsekwencji w marketingowym przekazie. A to w dłuższej perspektywie jest wartością samą w sobie.
Maksimum przyjemności…
Ostatni Mille Miglia Storica wygrała włoska załoga jadąca BMW 328 Mille Miglia Coupé z 1939 r. 328 to pierwszy samochód w historii rajdu, który wygrał zarówno historyczny wyścig, jak i współczesny Mille Miglia Storica.
Tegoroczny wyścig, poza faktem, że po raz pierwszy w historii polska marka została wybrana z grona międzynarodowych firm i będzie jego oficjalnym partnerem, warto też śledzić z jeszcze jednego powodu: po raz pierwszy wystartuje w nim polska załoga reprezentująca – trudno by było inaczej – Perlage Team. Polacy pojadą w legendarnym srebrnym Astonie Martinie DB2 Convertible z 1952 napędzanym benzynowym silnikiem R6 o pojemności 2,6 litra. Auto jest jednym z 411 wyprodukowanych egzemplarzy. Z pewnością będzie to dla wszystkich niezapomniana przygoda. Pamiętajmy: w Mille Miglia Storica zgodnie z filozofią Gran Turismo celem nie jest meta, ale sama droga. Tak jak dla Perlage: nie pijemy jej by zaspokoić pragnienie – pijemy ją dla przyjemności zaspakajając pragnienie przy okazji.
::
Tekst: Artur Sikorski