Cyfrowa biblioteka to jest to!

Wydawanie e-booków i działalność na tym rynku to nie kaszka z mleczkiem. Niedawno przekonał się o tym jeden z globalnych gigantów technologicznych – Sony. Japończycy zdecydowali o wycofaniu z amerykańskiego rynku swojego czytnika książek elektronicznych – Sony Reader – i zamknięciu księgarni Reader Store. Konkurencja ze strony Amazonu i Barnes & Noble okazała się zbyt silna. Jeśli Amerykanie chcą kupować e-booki, to wolą to robić w bardziej znanych miejscach. Są jednak też tacy czytelnicy, którzy niekoniecznie chcą posiadać książki na własność. Wolą zapłacić za dostęp do nich.

Na początku warto spojrzeć na ceny e-booków. Według danych podanych przez księgarnię Virtualo, średnia cena elektronicznej książki w Polsce w 2013 roku w najpopularniejszej kategorii, czyli literaturze pięknej, wyniosła 19,5 zł. Wiele e-booków sprzedawanych jest także za 9,99 zł. Jak podaje Rachel Willmer w artykule opublikowanym w serwisie TechCrunch, w Stanach Zjednoczonych czytelnicy najchętniej płacą za e-książki 1 lub 2 dol., choć najwięcej tytułów kosztuje 10 dol. W Wielkiej Brytanii z kolei e-booki są kupowane najczęściej za 99 pensów, a 5 funtów to cena zaporowa –powyżej tej kwoty sprzedaż e-książek zamiera.

W Polsce ważnym czynnikiem wpływającym na ceny e-booków jest stawka podatku VAT. Książki papierowe są obłożone 5-proc. VAT-em, elektroniczne wydania natomiast 23-proc. Dlaczego tak jest? Ponieważ sprzedaż e-booków jest traktowana jako świadczenie usług drogą elektroniczną, co z zasady jest objęte najwyższą stawką VAT –w Polsce jest to dziś stawka 23-proc. Do kwestii podatkowych dochodzą jeszcze kwestie związane z marżami wydawców i dystrybutorów. Na samym końcu warto też pamiętać o wynagrodzeniu dla autora. Biorąc pod uwagęte czynniki, nie ma co dziwić się, że trend samo-wydawniczy [z ang. self-publishing –red.] rośnie w siłę oraz że, podobnie jak w branży muzycznej, powstają usługi subskrypcyjne.

 

Netflixy i Spotifye dla książek

O serwisach subskrypcyjnych w minionym roku mówiono sporo. Jako najlepsze przykłady tego typu usług jednym tchem są wymieniane takie twory, jak Spotify, Pandora i Netflix. O książkowych serwisach mówi się mniej, choć one także zdobywają coraz więcej użytkowników.

– Oni chcą zrobić to samo dla e-booków, co Spotify zrobiło dla muzyki lub Netflix dla filmów. Uważam, że ten model może się sprawdzić. Subskrypcja zapewnia świetne doświadczenia czytelnikom. Nazywam to czytelniczym środowiskiem pozbawionym tarć. Ludzie mogą przeglądać tysiące książek, nie myśląc o cenie, co pozwala im skupić się na treści i pozbyć się obciążenia, które rodzi się w typowej księgarni – powiedział w rozmowie z magazynem „Fast Company”Mark Coker, CEO Smashwords, największej platformy self-publishingowej w Stanach Zjednoczonych.

Zasada działania książkowych usług abonamentowych jest prosta –płacisz raz, korzystasz, a właściwie czytasz, tyle, ile chcesz w określonym czasie. Abonament zazwyczaj wykupuje się na miesiąc. Coś w rodzaju cyfrowej biblioteki. Ile ta przyjemność kosztuje? To mniej więcej równowartość dwóch e-booków.

 

Subskrypcja znad Warty

Z oferty cyfrowych bibliotek można korzystać w Polsce głównie za sprawą poznańskiego startupu Legimi. Jego twórcy, Mikołaj Małaczyński i Mateusz Frukacz, znaleźli się na 33. miejscu w rankingu 50 najbardziej kreatywnych w biznesie „Briefu”. To jedni z globalnych prekursorów tego typu usług.

Małaczyński i Furkacz zaczynali swoją działalność, prowadząc typową e-księgarnię. Z czasem uznali jednak, że warto sięgnąć po niespotykany model biznesowy. Byli tak zdeterminowani, że rozpoczęli działaność bez ostatecznej zgody wydawców i dystrybutorów, których e-booki oferowali. Branża zareagowała w naturalny sposób – zmusiła Legimi do usunięcia ze swoich baz sporej części tytułów. Kiedy wrzawa przycichła, Małaczyński i Furkacz zaczęli pukać od drzwi do drzwi, aż sytuacja zaczęła się zmieniać.

W ofercie Legimi znaduje się dziś ponad 4000 e-booków – to ponad połowa tytułów wydanych po polsku w wersji elektronicznej, twierdzą Małaczyński i Furkacz. Za dostęp do tej bazy bez jakichkolwiek limitów i na czterech różnych urządzeniach trzeba zapłacić 32,99 złmiesięcznie, ale można też wnieść 6,99 zł i przeczytać w ciągu 30 dni 150 stron. Oprócz tego dostępne są dwa pośrednie plany abonamentowe.

Na razie biznes Legimi jest na minusie. Jak donosiła „Gazeta Wyborcza”, w 2013 roku firma zaonotowała 100 tys. zł straty przy 850 tys. zł przychodu. Ich model relacji z wydawcami i dystrybutorami wygląda tak, że poznański startup płaci im 70 proc. ceny e-booka, jeżeli użytkownik Legimi przeczyta co najmniej 10 proc. danej książki. W ten sposób do wydawców trafiło już ponad pół miliona złotych.

A jaka jest popularność Legimi? Z usługi korzysta „już” ponad 5 tys. czytelników. Z jednej strony, może liczba nie robi wrażenia, z drugiej jednak, należy wziąć pod uwagę fakt, że Polacy nie są liderami pod względem czytelnictwa, rynek e-booków to zaledwie 2 –3 proc. rynku książki papierowej, a dziewięciu na dziesięciu Polaków jeszcze nie miało do czynienia z elektronicznymi wydawnictwami…

 

Amerykanie idą śladem Polaków

Na amerykańskim rynku od kilku miesięcy działają trzy usługi analogiczne do poznańskiego serwisu – Scribd, Oyster i Entitle. Zaznaczmy, w listopadzie 2013 roku Legimi świętowało pierwszą rocznicę istnienia… i tak, Scribd oferuje „tysiące” e-booków za 8,99 dol. miesięcznie, Oyster za 9,95 dol. daje dostęp do 200 tys. tytułów, a Entitle jest najdroższy – 9,99 dol. za miesiąc –i w swojej bazie ma 125 tys. książek. Czym różnią się od siebie te serwisy, oprócz ceny i liczby tytułów? Wyglądem aplikacji. Ale nie tylko…

Scribd niedawno wszedł w partnerstwo z platformą Smashwords i dzięki temu ma w swojej ofercie 225 tys. książek wydanych w modelu self-publishingu. Ponadto, firma planuje udostępnić szerzej dane na temat przyzwyczajeń i zwyczajów czytelniczych osób korzystających z jej usług. – Planujemy być bardzo otwarci, jeśli chodzi o udostępnianie naszych danych, ponieważ chcemy, żeby autorzy wykorzystywali je do tworzenia lepszych książek – zadeklarował w rozmowie z „New York Timesem”Trip Adler, CEO Scribd.

Wszystkie tego typu serwisy są w stanie określić, które książki cieszą się największą popularnością, które tytuły są czytane od deski do deski, które wybiórczo, a które są porzucane po pierwszym rozdziale. Wiedzą też, kiedy i jak czytamy. Ta wiedza jest warta co najmniej 26 mln dol. –taką kwotę finansowania udało się zebrać startupowi Scribd.

Z Netflixa czy Spotify korzystają obecnie setki milionów ludzi na całym świecie. Z subskrypcyjnych usług książkowych największa jest, póki co, Scribd, która chwali się 80 mln. czytelników. To grupa, której tradycyjni wydawcy nie mogą lekceważyć.

::

Tekst pochodzi z majowego wydania magazynu „Brief”

Autor tekstu: Paweł Luty

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF