...

BRIEF dociera do polskich firm i ich pracowników – do wszystkich tych, którzy poszukują inspiracji w biznesie i oczekują informacji o ludziach, trendach i ideach.

Skontaktuj się z nami

Prezes ds. zmian specjalnych

Michael Dell pobił rekord świata. Założyciel i prezes firmy, która swego czasu grała pierwsze skrzypce na rynku producentów komputerów PC, zaoferował 67 mld dol. za spółkę EMC zajmującą się przechowywaniem danych. I choć można pomyśleć, że ta najdroższa w historii branży technologicznej transakcja jest objawem szaleństwa, wiele wskazuje na to, że była ona raczej częścią długoterminowego, przemyślanego planu rozwoju firmy, stworzonego przez jednego z najodważniejszych przedsiębiorców na świecie.

Dla tych, którzy nie śledzili poczynań firmy Dell przez minione dwa lata, zawarta w październiku br. umowa mogła być dużym zaskoczeniem. 67 mld dol. to bowiem suma, do opisania której bez wahania można użyć określenia „zawrotna”, nawet wówczas, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że w branży technologicznej podobne wielomiliardowe transakcje to raczej chleb powszedni – wystarczy choćby przywołać historię przejęcia ukraińskiej aplikacji WhatsApp przez portal Facebook lub ubiegłoroczną transakcję pomiędzy spółkami Motorola i Lenovo. Dlaczego więc prezes firmy, która dla wielu wciąż jest synonimem jednego z najważniejszych producentów komputerów PC, zdecydował się na tak kosztowny zakup przedsiębiorstwa, którego działalność na pierwszy rzut oka niewiele ma wspólnego z profilem założonego przez niego ponad trzy dekady temu koncernu? Na to pytanie nie sposób odpowiedzieć bez bliższego przyjrzenia się historii tej firmy.

Historia, jakich wiele

 

Opowieść o powstaniu firmy Dell należy raczej do tych powielających znane w świecie biznesu, szczególnie amerykańskiego, schematy. Młody chłopak idzie na studia na prestiżową uczelnię – w tym wypadku University of Texas – gdzie próbuje spełnić oczekiwania rodziców marzących o tym, by ich syn został lekarzem. Niestety, medycyna nie jest jego największą pasją – kilka lat wcześniej, otrzymawszy na urodziny swój pierwszy komputer Apple IIe, stracił bowiem głowę dla wszystkiego, co związane z tym urządzeniem. W związku z tym, zamiast poświęcać się nauce, większość czasu spędza na skupowaniu przestarzałych komputerów PC, modernizowaniu ich oraz odsprzedawaniu klientom z pokoju w akademiku. Działalność ta przynosi takie zyski, że po kilkunastu tygodniach 19-latek dochodzi do wniosku, iż nadszedł czas, by przenieść siedzibę „firmy” z terenów uniwersytetu i poświęcić się w pełni temu przedsięwzięciu.

Usłyszawszy plan swojego syna rodzice bardzo sugestywnie sprzeciwiają się, wymuszając na nim obietnicę, że, jeśli sprzedaż w trakcie lata nie będzie zadowalająca, młody – wiekiem i stażem – przedsiębiorca wróci jesienią do szkoły. Okazuje się jednak, że w pierwszym miesiącu funkcjonowania biznes przynosi zysk w wysokości ok. 180 tys. dol., co sprawia, że dyskusja o powrocie na uczelnię zostaje odłożona na bok – i, jak można się domyślać, rodzina już nigdy jej nie podejmie. I chociaż można mówić, że historia firmy Dell jest jedną z wielu podobnych do siebie legend, należy pamiętać, że Michael Dell był jednym z pierwszych bohaterów tak dziś uwielbianej w Dolinie Krzemowej narracji.

Innowacja na poziomie zarządzania

 

Czytając o Michaelu Dellu, często można natknąć się na jego wyznanie, w którym przyznaje, iż od zawsze wiedział, że pewnego dnia zacznie prowadzić własny biznes. Jednym z dowodów na to może być fakt, że podczas ostatniego roku nauki w liceum, dzięki sprzedaży prenumeraty gazety, dziś funkcjonującej pod nazwą „Houston Post”, zarobił na własny samochód. Prawdopodobnie nie udałoby mu się to, gdyby nie pomysłowość i zmyślna analiza otaczającej rzeczywistości. Młody Dell zauważył bowiem, że osobami najbardziej skłonnymi do zakupu prenumeraty byli nowożeńcy oraz rodziny, które niedawno wprowadziły się do okolicy. W związku z tym, używając danych dostępnych w instytucjach publicznych, Teksańczyk stworzył specjalną listę wysyłki, na której znaleźli się odbiorcy, którym sprzedawca oferował specjalne, rabatowe oferty. Ów zmysł obserwacji oraz nieustanne dążenie do tego, by dobrze poznać potrzeby potencjalnych klientów, okazały się fundamentem, na którym Dell zbudował swoje imperium. Nie jest bowiem tajemnicą, że tym, co przez całe lata szczególnie wyróżniało producenta spośród innych podobnych sobie, był sposób sprzedaży oraz cena oferowanych urządzeń.

Obserwując rynek, Dell doszedł do wniosku, że najszybszym sposobem na jednoczesne usprawnienie procesu dostawy oraz obniżenie cen będzie rezygnacja z pośredników sprzedaży, s także zaangażowanie ich tam, gdzie dotychczas o nich nie myślano – w proces produkcji sprzętów. W związku z tym, zamiast samodzielnie budować fabrykę, co w latach 80. ubiegłego wieku było typowym sposobem działania firm technologicznych, przedsiębiorca postawił na kupowanie poszczególnych części od innych podmiotów, składanie ich w całość, a także sprzedawanie produktów bezpośrednio klientom, początkowo głównie przez telefon, z pominięciem detalistów. I właśnie to, nie zaś nowatorskie podejście do technologii, przez wiele lat stanowiło o znaczącej przewadze konkurencyjnej jego firmy. Takie podejście sprawiło również, że spółka dość szybko stała się najważniejszym graczem na rynku producentów komputerów PC, a jej założyciel w 1992 r., mając 27 lat, został okrzyknięty najmłodszym CEO spółki będącej na liście Fortune 500, prezentującej największe przedsiębiorstwa na świecie. Co ważniejsze jednak, wprowadzony przez Della innowacyjny i rewolucyjny zarazem sposób prowadzenia działalności sprawił, że marka miała możliwość faktycznego nawiązania relacji z klientami, co, zdaniem przedsiębiorcy, było źródłem cennych informacji i co bardzo pomagało mu skutecznie prowadzić firmę.

Walka z trudnościami

 

Oczywiście nie zawsze było kolorowo. Wystarczy przypomnieć sytuację z początku lat 90. ubiegłego wieku, kiedy to po udanym wejściu na giełdę firma stanęła przed dość nietypowym problemem: tempo wzrostu spółki było zbyt duże jak na umiejętności młodego przedsiębiorcy. Michael Dell wykazał się wówczas dużym poziomem samoświadomości, zatrudniając bardziej doświadczonych od siebie menedżerów, którzy pomogli mu otrząsnąć się z chwilowych trudności. Wtedy też podjęto decyzję o tym, by skupić uwagę przede wszystkim na klientach biznesowych, zamiast toczyć trudną wojnę o najniższe ceny z konkurentami. Nie porzucono jednak myśli o podbijaniu rynku konsumenckiego, po raz kolejny stawiając wszystko na jedną kartę, jaką była sprzedaż bezpośrednia. Kolejny ważny kryzys nadszedł w czasach, kiedy stanowisko CEO Della obejmował Kevin Rollins, a Michael Dell pełnił funkcję przewodniczącego rady dyrektorów. Firma straciła wtedy palmę pierwszeństwa na rynku na rzecz największego konkurenta, koncernu Hewlett-Packerd, a w ciągu całego 2006 r. uzyskała dochód o 60 mld dol. mniejszy od spodziewanego. Między innymi te czynniki sprawiły, że zarząd firmy postanowił przywrócić Della na stanowisko prezesa, wierząc, że ten ponownie wyprowadzi firmę z problemów. Trudno dziwić się takiej decyzji – w końcu, co podkreślają autorzy niejednego artykułu na temat spółki, kiedy na drzwiach Twojej firmy widnieje Twoje nazwisko, jest duża szansa, że szczególnie zależy Ci na tym, by uniknąć porażki.

Zmiany, zmiany, zmiany

 

W jednym z wywiadów Michael Dell podkreślił, że wierzy w eksperymentowanie, naukę przez wykonywanie nowych czynności, a także moc porażek. Zgodnie z jego słowami branża technologiczna to taka, w której albo się zmieniasz, albo umierasz. Nic zatem dziwnego, że po ponownym objęciu funkcji CEO Dell wprowadził szereg zmian dotyczących właściwie każdego aspektu funkcjonowania jego firmy. Przede wszystkim przekonał pracowników do tego, by podzielili się z nim odczuciami co do problemów firmy oraz pomysłami na to, jak skutecznie usprawnić jej działanie. Po drugie, odszedł od klasycznego modelu funkcjonowania, podpisując umowy z wieloma kupcami detalicznymi, w tym m.in. ze sklepami Wal-Mart w USA oraz Carphone Warehouse w Europie. Dell przestał również stronić od inwestycji, kupując m.in. firmy oferujące usługi z zakresu przechowywania oraz szeroko pojętego przetwarzania danych.Wiedząc, że rynek komputerów wciąż się kurczy, Teksańczyk postanowił bowiem znacznie rozszerzyć działalność założonej przez siebie firmy. I chociaż nie udało mu się podbić rynku urządzeń osobistych, jak odtwarzacze MP3, telefony czy tablety, jego spółka zaczęła jeszcze bardziej dynamicznie rozwijać się w sektorze B2B, o czym świadczyć może choćby fakt, że w ubiegłym roku ok. 85 proc. dochodów firmy pochodziło od klientów biznesowych, zaś tylko 15 proc. z rynku konsumenckiego.

W obliczu tych informacji, zakup EMC nie jest już raczej zaskakujący, choć krok ten najpewniej sprawi, że Dell jeszcze bardziej zagłębi się w świat B2B. Taki ruch nie byłby jednak możliwy, gdyby nie to, że dwa lata temu firma Dell ponownie stała się przedsiębiorstwem prywatnym. Wiele wskazuje więc na to, że Michael Dell nie boi się iść pod prąd panujących trendów – gdy inni marzą o wejściu na giełdę, on z niej ucieka, kiedy na rynku panuje tendencja do dzielenia spółek na mniejsze, bardziej wyspecjalizowane podmioty, on stawia na konsolidację. Pytany o dalsze plany rozwoju, Dell wskazuje przede wszystkim na Chiny i Indie, podkreślając, że to właśnie w tych krajach należy inwestować w startupy – i w tym względzie jego głos nie wybija się ponad chór złożony z innych przedsiębiorców oraz inwestorów. Wielu jednak mówi, podczas gdy Dell, nauczony ponad 30-letnim doświadczeniem, robi – przepływ gotówki z konta firmowego w stronę tych krajów już jest widoczny, a w ciągu kolejnych pięciu lat znacznie nabierze rozpędu. Jednego zatem Michaelowi Dellowi nie można odmówić: odwaga, z jaką jako 19-latek rozpoczął własny biznes, wciąż jest jego charakterystyczną cechą.`

::

Tekst ukazał się w listopadowym numerze magazynu „Brief” w ramach cyklu „Od zera do miliardera”

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF