Ten człowiek kieruje dziś Google’em

Ostatnie rewelacje z firmy Google wywołały niemałe poruszenie. Sierpniowa rewolucja w Mountain View zaskoczyła wielu, a temat przez wiele dni nie znikał z mediów. I choć komentatorzy wydarzeń nie byli zgodni co do tego, jakie będą konsekwencje założenia spółki Alphabet oraz restrukturyzacji przedsiębiorstwa, jedna ze zmian zdawała się nikogo nie dziwić. Można odnieść wrażenie, że wieść o tym, kto obejmie stanowisko CEO koncernu internetowego została przyjęta jako coś oczywistego – jako coś, co prędzej czy później i tak musiałoby się wydarzyć.

„Sundar od jakiegoś czasu mówił rzeczy, które i ja bym powiedział, czasem nawet lepiej niż ja, i ogromnie cieszę się z naszej wspólnej pracy. Od października zeszłego roku, kiedy to przejął on odpowiedzialność za produkty i sprawy techniczne dotyczące naszych internetowych biznesów, zrobił wielki krok do przodu. Sergey i ja byliśmy bardzo podekscytowani, obserwując jego rozwój i poświęcenie dla firmy. I jest dla nas, a także dla naszego zarządu, jasne, że nadszedł czas, by Sundar objął stanowisko CEO firmy Google. Czuję, że mam ogromne szczęście, iż ktoś tak utalentowany będzie prowadził Google’a w nieco uszczuplonej wersji”. Tymi pochlebnymi słowami Larry Page, założyciel giganta z Mountain View, poinformował świat, że jego stanowisko na czele firmy obejmie długoletni pracownik koncernu, 43-letni inżynier indyjskiego pochodzenia, Sundar Pichai. Przyglądając się historii tej postaci, trudno nie dojść do wniosku, że w tym przypadku, jak rzadko kiedy, odpowiedni człowiek naprawdę znalazł się na odpowiednim miejscu.

 

Przełomowy telefon

 

Sundar Pichai, a właściwie Pichai Sundararajan, to osoba, której historię można podsumować słowami: „Cierpliwością i pracą ludzie się bogacą”. Urodzony w Ćennaj, w stanie Tamil Nadu w Indiach, syn stenografki oraz inżyniera elektronicznego drogę na szczyt pokonywał małymi, acz konsekwentnymi krokami. Pierwszą styczność z technologią Pichai miał w bardzo młodym wieku – jego ojciec nieraz angażował go w rozmowy dotyczące jego pracy, zaciekawiając niuansami technologicznymi. Zgodnie z artykułem prezentującym postać Pichaia, opublikowanym w ubiegłym roku na łamach „Bloomberg Business”, momentem przełomowym w życiu inżyniera był jednak dzień, w którym jego rodzina kupiła pierwszy telefon obrotowy.

Urządzenie sprawiło, że 12-letni mieszkaniec Indii nie tylko poznał „cuda techniki”, ale także zdał sobie sprawę z własnego talentu do zapamiętywania ciągów liczb. Po ukończeniu szkoły średniej Pichaiowi udało się dostać na upragnioną uczelnię, do Indyjskiego Instytutu Technologii w Kharagpur, gdzie studiował inżynierię. Prawdopodobnie jednak nie znalazłby się tam, gdzie jest teraz, gdyby nie decyzja o kontynuowaniu edukacji na Uniwersytecie Stanforda, gdzie, zdobywszy stypendium, zgłębiał tajniki materiałoznawstwa oraz fizyki półprzewodników. Co ciekawe, koszt biletu lotniczego z Indii do Stanów Zjednoczonych wynosił wówczas więcej niż roczna pensja jego ojca. Rodzice młodego inżyniera zdawali sobie jednak sprawę z faktu, że możliwość studiowania na tak wyśmienitym uniwersytecie jest okazją, której nie wolno zaprzepaścić.

 

Z nauki do biznesu

 

Niewiele brakowało, by świat biznesu nigdy nie poznał zdolności menedżerskich Sundara Pichaia. Ów planował bowiem zdobyć tytuł doktora i kontynuować swoją aktywność zawodową w strukturach akademickich. Szczęśliwie dla Google’a, Pichai porzucił uczelnię, rozpoczynając pracę na stanowisku inżyniera i menedżera produktu w wytwarzającej półprzewodniki firmie Applied Materials z siedzibą w Dolinie Krzemowej. Po ukończeniu studiów MBA na Wharton School of Business inżynier spędził jeszcze kilka miesięcy w spółce konsultingowej McKinsey, aby wreszcie, w kwietniu 2004 r., dołączyć do zespołu wówczas jeszcze nie znaczącej wiele firmy, której głównym produktem była wyszukiwarka internetowa.

W dniu jego rozmowy o pracę Google uruchomił darmową usługę poczty elektronicznej Gmail. Pichai wspomina, że, usłyszawszy wieść o nowym produkcie, uznał, iż jest to jeden ze słynnych żartów primaaprilisowych firmy. Na początku inżynier dołączył do niewielkiego zespołu zajmującego się rozwojem google’owskiego paska wyszukiwania – narzędzia, które dawało użytkownikom dwóch najpotężniejszych wówczas przeglądarek internetowych, Internet Explorer oraz Mozilla Firefox, możliwość natychmiastowego dostępu do wyszukiwarki Google’a. To w tym czasie narodził się pomysł stworzenia własnej przeglądarki. Pichai przekonał do swojej wizji dwóch założycieli koncernu, Larry’ego Page’a oraz Sergeya Brina, jednak ówczesny CEO firmy, Eric Schmidt, był przeciwny realizacji tego, jego zdaniem niepotrzebnie rozpraszającego wysiłek zespołu pracowników, zadania. Mimo obiekcji Pichai podjął się budowy oprogramowania – i słusznie. Chrome jest dzisiaj najczęściej używaną przeglądarką na świecie.

 

Menedżer od wszystkiego

 

Inżynier nie spoczął jednak na laurach po sukcesie opracowywanej przez siebie przeglądarki. Dzisiaj ciężko byłoby znaleźć taki produkt Google’a, z którego budową lub rozwojem Pichai nie miałby do czynienia. Wśród tych najbardziej przykuwających uwagę projektów, w których realizację zaangażowany był urodzony w Indiach pracownik koncernu, wymienić należy m.in. system operacyjny Chrome OS oraz netbook Chromebook – laptop, którego cała zawartość znajduje się w chmmurze – którego sprzedaż pokrywa 1/4 wszystkich sprzedawanych komputerów PC w Stanach Zjednoczonych. O tego rodzaju urządzeniu w Dolinie Krzemowej mówiono wiele lat przed powstaniem Chromebooka, jednak to właśnie Pichai sprawił, że tani netbook, najczęściej używany w amerykańskich szkołach, trafił na rynek. Dodatkowo, do obowiązków inżyniera należało również wprowadzenie usługi Google Drive oraz zarządzanie oprogramowaniem Google Maps i Gmail. Co ciekawe, mimo natłoku zadań, za które był odpowiedzialny w strukturach dynamicznie rozwijającego się przedsiębiorstwa internetowego, Pichai znalazł również czas na to, by przez ponad dwa lata sprawować funkcję dyrektora firmy Jive Software, zajmującej się komunikacją biznesową.

 

Największe z wyzwań

 

Jednym z największych wyzwań, przed jakimi stanął Sundar Pichai podczas pracy pod skrzydłami Google’a, było przejęcie odpowiedzialności za system operacyjny Android od Andy’ego Rubina – pomysłodawcy oprogramowania, który, odkąd w 2005 r. sprzedał swój produkt Google’owi, pełnił funkcję zarządzajacego jego rozwojem. Po odejściu Rubina Pichai był naturalnym kandydatem na zajmowanego przez niego dotychczas stanowisko, również dlatego, że już wcześniej miał on do czynienia z Androidem, kiedy to współpracował z Rubinem nad wprowadzeniem mobilnej wersji przeglądarki Chrome do najbardziej popularnego mobilnego systemu operacyjnego na świecie.

Zarządzanie Androidem było pełnym przeżyć okresem, w trakcie którego Pichai musiał m.in. umiejętnie prowadzić rozmowy dyplomatyczne z największymi partnerami Google’a – choćby takimi, jak Samsung, który chciał wprowadzić własne zmiany do systemu. Mimo wielu stresujących chwil inżynierowi udało się jednak i na tym polu odnieść sukces. Za jego kadencji rozwinięto usługę Google Now, której głównym celem jest wysyłanie użytkownikom Androida spersonalizowanych informacji dotyczących interesujących ich tematów, jak wyniki ulubionej drużyny sportowej. To on był odpowiedzialny za budowę interdyscyplinarnego zespołu złożonego z osób pracujących nad Google Now oraz tych zajmujących się wyszukiwarką, dzięki czemu możliwa była dokładniejsza personalizacja opracowywanej technologii. Nie ulega wątpliwości, że również dzięki sposobowi zarządzania Androidem Pichai został wybrany na stanowisko product chief Google’a w październiku 2014 r.

 

Miły gość

 

Patrząc na dokonania Pichaia, nie powinno dziwić, że niejednokrotnie był przekonywany przez konkurencję do zmiany miejsca pracy. Zgodnie z doniesieniami, w 2010 r. Twitter oferował mu stanowisko VP of product. Mówi się, że Google, chcąc zatrzymać inżyniera w swoich strukturach, dał mu bonus w wysokości od 10 mln dol. do 50 mln dol. Pichai był również jednym z kandydatów na stanowisko CEO Microsoftu, kiedy Steve Ballmer ustąpił z dotychczas pełnionej funkcji. Mimo wielu możliwości zmiany, Pichai nie porzucił jednak Google’a i dziś wydaje się, że decyzja o pozostaniu w koncernie była zdecydowanie słuszna.

Dobrym podsumowaniem sylwetki nowego prezesa Google są słowa Caesara Sengrupta, wiceprezesa firmy, który w jednym z artykułów powiedział: „Znalezienie w firmie osoby, która nie lubi Sundara lub która uważa, że jest on idiotą, byłoby niemałym wyzwaniem”. Przykład Pichaia dowodzi więc, że powiedzenie „po trupach do celu” nie zawsze się sprawdza. Na szczęście.

::

Artykuł ukazał się we wrześniowym numerze magazynu „Brief”.

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF