Upominamy się o szkoły zawodowe

Mimo wysokiego bezrobocia pracodawcy biją na alarm – nie ma kogo zatrudniać. Odpowiedzią na potrzeby rosnącej gospodarki może być rozwój szkół zawodowych oraz współpraca przedsiębiorstw z systemem edukacji.

Jak wynika z Bilansu Kapitału Ludzkiego, czyli największego w Polsce badania rynku pracy, pomimo wciąż rosnącej liczby bezrobotnych prawie 80 proc. pracodawców twierdzi, że ma trudności z rekrutacją pracowników odpowiadających ich oczekiwaniom. Głównym powodem takiego stanu rzeczy jest brak kompetencji kandydatów – pracodawcy od szkolnictwa zawodowego czy technicznego oczekują bardzo wysokiej jakości. Wśród dodatkowych wymagań wymieniają umiejętność rysunku technicznego, posługiwanie się dokumentacją techniczną oraz posiadanie dodatkowych uprawnień, licencji czy prawa jazdy. Warto również zauważyć, że poziom edukacji jest kluczowy, także w podejmowaniu decyzji przez pracodawców, choćby dotyczących tworzenia miejsc pracy, lokalizacji inwestycji czy rozszerzenia zakresu prowadzonej działalności. Aktywne zaangażowanie pracodawców i ich współpraca ze szkołami zawodowymi i technicznymi mogłyby zwiększyć poziom praktycznych umiejętności absolwentów i poprawić przygotowanie uczniów do zawodu. Wciąż jednak nadal niewielu z nich decyduje się na jakąkolwiek formę kooperacji ze szkołami.

Szkoła zawodowa to odpowiedź na potrzeby gospodarki

Od wielu lat można obserwować rozbrat pomiędzy kształceniem zawodowym a gospodarką. System edukacji nie przygotowuje odpowiednich kadr, nie planuje optymalnie uruchamiania nowych kierunków wynikających z rozwoju technologii. Takiemu progresowi przeszkadza postawa wobec szkół zawodowych zarówno samych uczniów, jak i ich rodziców. – Przez wiele lat apetyt na edukację rósł, co oczywiście jest niewątpliwie pozytywnym zjawiskiem. Z czasem, głównie za sprawą rodziców, którzy oczekują od swoich pociech ukończenia studiów, szkoły zawodowe uległy deprecjacji i zostały ustawione w opozycji do wykształcenia ogólnego, w domyśle – prowadzącego do awansu społecznego. W efekcie mamy rzesze magistrów politologii czy pedagogiki. Nie wytrzymują oni konfrontacji z oczekiwaniami gospodarki, zarówno dotyczącymi kompetencji twardych, czyli umiejętności warunkujących zatrudnienie, jak i miękkich, pozwalających na elastyczność, szybkie uczenie się, możliwość przekwalifikowania, dobrą współpracę czy komunikację. Nawet dobra edukacja w kierunku specjalistycznym nie gwarantuje posiadania owych umiejętności – mówi Witold Woźniak, wicedyrektor Krajowego Ośrodka Wspierania Edukacji Zawodowej i Ustawicznej. W kontekście szkół zawodowych wypowiada się także Tomasz Zaboklicki, prezes zarządu firmy Pesa Bydgoszcz. – Szkoły zawodowe są bardzo potrzebne. Osobiście byłbym za tym, aby wrócić do starego systemu kształcenia, który był trudny, jednak towarzyszyła mu duża selekcja. Zdaję sobie sprawę z tego, że dzisiaj każdy chce skończyć studia, jednak warto zadać sobie pytanie, co się po nich potrafi. Jest duży kłopot z nauczycielami praktycznej nauki zawodu. Pewne pokolenie zniknęło, nie ma kto nauczyć stolarza prawdziwej pracy stolarskiej. Nikt nie chce przyznać się do tego, że został popełniony błąd. Cała gospodarka stoi przed dylematem, jak osiągnąć wyższy poziom rozwoju. W Pesie chcieliśmy zatrudnić 500 osób, jednak nie znaleźliśmyabsolwentów, którzy potrafiliby choćby czytać rysunek techniczny czy spawać – komentuje przedsiębiorca.

Nauczyciel teoretyk

Jak wynika z powyższego, istotnym elementem kształcenia zawodowego są nauczyciele zawodu. Niestety, często są oni teoretykami, którzy z praktyką w danej specjalizacji mają niewiele wspólnego, a to ona jest najważniejszym punktem nauki konkretnego zawodu. – Za moich czasów najlepsi uczniowie zostawali na uczelni jako nauczyciele akademiccy, w tej chwili najlepsi wybierają przemysł. W szkołach wyższych zostaje „drugi garnitur”, w dodatku oderwany od praktyki gospodarczej. Moim zdaniem żaden doktor nie powinien dostać tytułu, jeśli nie pracował w przemyśle, instytucji czy administracji państwowej, dotyczy to doktoratów z zakresu polityki przemysłowej czy rozwoju przestrzennego danego miasta. Teoretycy, którzy zostają na uczelni, powtarzają wiedzę z książek. Jako przykład podam przypadek doktora, którego poprosiłem, aby skrócił nasz cykl produkcyjny. Przez rok nie potrafił sobie poradzić z tym zadaniem. Musieliśmy zrobić to sami. Zajęło nam to tydzień. Zatemjest potrzebna umiejętność przejścia z wiedzy teoretycznej do praktycznej – stwierdza prezes Pesy. Na szczęście od tej ponurej wizji samych nauczycieli teoretyków oddala nas Witold Woźniak: – Istnieje możliwość prawna, dzięki której dyrektor szkoły może zatrudnić specjalistę nie będącego nauczycielem do prowadzenia zajęć, i to za stawkę nauczyciela dyplomowanego, czyli najwyższą w edukacji. Dla dużego biznesu może to być stawka nieatrakcyjna, jednak istnieją inne korzyści, jak choćby fakt, że pracodawca ma wpływ na umiejętności uczniów, a co za tym idzie, może wyedukować absolwentów odpowiadających jego oczekiwaniom. Ponadto okres praktyki ucznia w ich firmie daje możliwość sprawdzenia, jak ten człowiek sprawdza się w różnych sytuacjach. Może zatem obserwować potencjalnych pracowników i obejść w ten sposób długi i kosztowny proces rekrutacyjny, który na samym końcu jest jednak dużą niewiadomą. To jest ścieżka, która jest możliwa i którą podążają już pracodawcy i szkolnictwo, pod warunkiem, że się spotkali – mówi Woźniak. – Proces rekrutacyjny jest bardzo skomplikowany.
Po pierwsze eliminujemy niektóre uczelnie, które według nas mają niski poziom. Brakuje nam natomiast rankingu absolwentów. Nie wiemy, kto jest wybitny, a kto nie, więc sami musimy przeprowadzać selekcję, zatrudniać psychologa, oceniać, badać i weryfikować. Niestety zdarza się tak, że po trzech czy czterech latach widać, że dana osoba nie sprawdza się. Jest to duży problem, bo wydajemy mnóstwo pieniędzy na naukę, ponadto ktoś poświęca dużo czasu, aby przyuczyć tę osobę. Na końcu okazuje się jednak, że był to zmarnowany czas, czego następstwem jest zupełne zniechęcenie. Dawniej, gdy ktoś skończył studia czy szkołę zawodową, wiadomo było, że przeszedł przez pewne sito selekcyjne, wtedy nie było przymuszania do obowiązkowego kończenia studiów. Jednak generalny obraz nie jest najgorszy, nadal mamy mnóstwo świetnych, porządnych uczelni – tłumaczy Zaboklicki.

Współpraca kluczem do sukcesu

Przy nawiązaniu współpracy najtrudniejszym krokiem jest pierwszy kontakt pomiędzy szkołą a przedsiębiorstwem. W świadomości pracodawcy nadal istnieje pogląd, że to szkoły powinny wychodzić z inicjatywą takiej kooperacji. Doświadczenia
rynku europejskiego pokazują jednak, że to myślenie jest błędne i bardzo ważna jest również inicjatywa firm. Na szczęście są już zakłady, które angażują się w praktyczne przygotowanie zawodowe uczniów. Przykładem takiego działania jest program firmy
PGNiG Termika. Kiedy zarząd spółki zauważył wzrost przejść na emeryturę pracowników z uprawnieniami, postanowił nawiązać współpracę z Zespołem Szkół nr 40 im. Stefana Starzyńskiego w Warszawie oraz Zespołem Szkół Technicznych im. Tadeusza Kościuszki w Radomiu, aby kształcić uczniów tych szkół w kierunkach energetycznych. Dzięki tej koncepcji przywrócono zawód technika energetyka, a w 2012 roku wspomniane przedsiębiorstwo zatrudniło pierwszych absolwentów. Korzyści dla firm z takiej współpracy są bardzo konkretne – pozyskanie dobrze przygotowanych do pracy absolwentów, wyłonienie podczas praktyk najzdolniejszychuczniów, promowanie marki przedsiębiorstwa wśród potencjalnych klientów, a także rozpowszechnianie produktów i technologii. – Ostatnio sporządziliśmy projekt podstawy programowej kształcenia techników chłodnictwa i klimatyzacji. To zupełnie nowy zawód, którego edukacja rozpocznie się we wrześniu przyszłego roku. Jego wprowadzenie do klasyfikacji szkolnictwa zawodowego odbyło się na wniosek rynku pracy, czyli pracodawców, którzy potrzebowali konkretnych specjalistów i nie mogli ich pozyskać. Porozumieli się zatem ze szkołą zawodową z Bydgoszczy i razem stworzyli profil kompetencyjny absolwenta, który byłby im potrzebny. Pracodawca wziął udział w opracowaniu programu, miał wpływ na to, czego ci uczniowie będą się uczyć, i oferował miejsce odbywania praktyk – komentuje Witold Woźniak.

Biznes patronuje

Coraz częściej duże firmy odchodzą od tradycyjnej rekrutacji na rzecz kształcenia przyszłych pracowników. Edukacja ta odbywa się poprzez wspieranie klas patronackich czy fundowanie kursów i szkoleń. Dobrym przykładem takich praktyk jest branża motoryzacyjna. Volkswagen wraz z Zespołem Szkół nr 1 w Swarzędzu prowadzi nauczanie w zawodach: mechatronik, operator maszyn i urządzeń odlewniczych, mechanik i elektromechanik pojazdów samochodowych, mechanik automatyki przemysłowej i urządzeń precyzyjnych czy operator obrabiarek skrawających. Ponadto firma szkoli nauczycieli i przekazuje szkoly specjalistyczne wyposażenie. Absolwenci mają również szansę na zdobycie certyfikatów uprawniających do pracy poza granicami naszego kraju. Kolejnym wzorem do naśladowania jest firma Peugeot Polska, która tworzy klasy patronackie i przekazuje im dydaktyczne modele samochodów czy podzespoły i części zamienne aut. Uczniowie takich klas mają możliwość odbywania praktyk na terenie całego kraju. Dodatkowo mogą uczyć się języka francuskiego, co w szkołach zawodowych jest nadal wyjątkowe.

Brief.pl - jedno z najważniejszych polskich mediów z obszaru marketingu, biznesu i nowych technologii. Wydawca Brief.pl, organizator Rankingu 50 Kreatywnych Ludzi w Biznesie.

BRIEF