Założyciel FoodBandits o prawdziwym obliczu ,,ghost kitchen’’. ,,Tego typu projekty są przyszłością’’
FoodBandits to sieć wirtualnych konceptów gastronomicznych, które można wdrożyć w każdej restauracji. Jędrzej Franek - założyciel start-upu opowiada o pomyśle na stworzenie ,,ghost kitchen’’, zrewolucjonizowaniu branży gastronomicznej i drodze do sukcesu, która była długa i kosztowała tyle, co dwa lata studiów na Harvardzie.
FoodBandits to sieć wirtualnych konceptów gastronomicznych, które można wdrożyć w każdej restauracji. Jędrzej Franek – założyciel start-upu opowiada o pomyśle na stworzenie ,,ghost kitchen’’, zrewolucjonizowaniu branży gastronomicznej i drodze do sukcesu, która była długa i kosztowała tyle, co dwa lata studiów na Harvardzie.
Jędrzej Franek: Branża ucierpiała bardzo, ale przed nami jeszcze najgorsze. Galopująca inflacja, ceny energii i gazu zabijają restauracje. W ostatnim czasie analizowaliśmy koszt przygotowania podstawowego sosu Bolognese w normalnej podwarszawskiej restauracji i aby restauracja utrzymała marżę na poziomie ok. 30%, danie musiałoby kosztować 55 zł. To pokazuje nam, jak wzrosły koszty prowadzenia biznesu. Ghost Kitchen to na pewno dobry kierunek – dzięki scentralizowaniu gotowania, dystrybucji oraz akcji marketingowych możemy w bardzo prosty sposób obniżyć koszta i podnieść zyski przy zadowalających przychodach. Nasze brandy nigdy nie były i nie będą konkurencją dla istniejących od lat restauracji, gdzie przychodzisz spędzić czas z rodziną i przyjaciółmi. Dzięki naszemu rozwiązaniu restauracja może stworzyć dodatkowy strumień przychodów bez generowania dodatkowych kosztów.
Z pewnością tak. Świat technologii i tradycyjnego biznesu przenikają się i będziemy to zauważać coraz częściej. Tak samo jest w przypadku bardzo hermetycznej branży gastronomicznej – największe sieci restauracji już od kilku lat wykorzystują Big Data i analizę danych do przewidywania ilości zamówień, czy trendów. Połączenie tych dwóch światów jest nieuniknione. Myślę, że w ciągu kilku lat będziemy oswajać się z określeniami typu: “food tech”, “wirtualna restauracja”, a nasze lunche będziemy odbierać z podgrzewanego “paczkomatu”. A to wszystko dzięki FoodBandits.
To ciekawa historia. Od zawsze byłem fanem nowych technologii, a zaraz po tym jedzenia. Prowadząc kolejne projekty, miałem poczucie, że poszukuje czegoś nowego. Bardzo długo myślałem, jak mogę połączyć dwie moje pasje. Kiedy na początku pandemii musieliśmy zamknąć jeden duży projekt, stwierdziłem, że to dobry moment na zatrzymanie się i poszukanie inspiracji, ułożenie sobie pewnych rzeczy w głowie. Udało nam się w tym czasie wyjechać do Nowego Jorku – uważam, że to miasto jest najlepszym miejscem do szukania inspiracji. To cały świat w pigułce. W ciągu 10 minut możesz przenieść się “z Włoch do Chin”. Nie wspomnę już o tym, jak dużo smaków można tam odkryć. Pewnego wieczora, podczas spaceru po Soho trafiliśmy na ciekawe zdarzenie – kilkunastu kurierów z różnych platform do zamawiania jedzenia, stojących przed lokalem, który z całą pewnością nie był restauracją. Żadnego szyldu, zero klientów w środku. Co ciekawe, trudno było znaleźć nawet wejście. Zmotywowany swoją wrodzoną ciekawością, wszedłem za jednym z nich do środka i okazało się, że trafiłem do – na pierwszy rzut oka – magazynu z olbrzymią ilością regałów, na których były gotowe torby z jedzeniem na wynos. A co najdziwniejsze – były na nich tylko loga różnych restauracji. Tak dowiedziałem się, czym jest Ghost Kitchen. To był moment, kiedy w mojej głowie połączyły się obie wcześniej wspomniane pasje.
Zdecydowanie było to zrozumienie naszego modelu biznesowego przez potencjalnych partnerów, branżę i inwestorów. Firma istnieje od ponad roku, a cały czas największym wyzwaniem jest edukacja potencjalnych partnerów. Ludzie nie do końca rozumieją, jak można sprzedawać jedzenie bez posiadania własnej kuchni. Dziś wygląda to trochę lepiej, ale nadal mamy co robić. Oczywiście trudności było i jest wiele, ale dzięki wspaniałemu zespołowi oraz wsparciu bliskich, zamieniamy je w wyzwania, a te – uwielbiamy.
Dla mnie to genialny projekt! Nie wiemy, jak to wyglądało “od środka”, ale z pewnością tego typu projekty są przyszłością. W końcu każdy chciałby mieć swoją knajpę. Wiemy, że podobne przedsięwzięcia na świecie już istnieją i odnoszą olbrzymie sukcesy. Moim zdaniem to wielka operacja logistyczna, której gwarancją zamierzonych efektów jest penetracja rynku. Im większą ilość zaufanych partnerów posiada projekt, tym produkt może trafić do szerszej grupy odbiorców. Uważam, żeby coś takiego miało sens to firma taka jak nasza musi mieć w Polsce na pewno ponad 100 punktów, a i tak nie wiem, czy to wystarczająca liczba. Niemniej jednak mam nadzieję, że projekt wróci, a kolejne, podobne będą już tylko kwestią czasu.
Dane, dane i jeszcze raz dane. Foodbandits, czy inne firmy z branży to na koniec dnia firmy technologiczne. Gotowanie to część naszego modelu biznesowego. Jednak to informacje, które zbieramy pozwalają nam na planowanie ekspansji. Analizę zachowań klientów, uczenie się ich nawyków. Dzięki naszej predykcji wiemy, jakiej ilości zamówień możemy spodziewać się w konkretnej lokalizacji we wskazanym dniu. Każde logo, danie jest tak naprawdę projektowane “pod klienta”. Nie bez powodu w naszych potrawach króluje wysokiej jakości kurczak. Celowo też wprowadzamy wcześniej nową markę – Vege Bunny.. Widzimy, że jest taka potrzeba. Kiedy już wiemy, czego potrzebuje klient to stawiamy na jakość, powtarzalność i czas dostawy. Dziś zdajemy sobie sprawę z tego, że klient jest w stanie zrezygnować z ulubionej restauracji i zamówić tego samego typu danie, ale z gwarancją dostawy w 20 minut. To trochę jak z postanowieniami noworocznymi – powtarzalność sprawia, że czujemy się dobrze. My stawiamy na powtarzalność – ten sam smak, ta sama jakość i dostawa czasem szybciej niż w dużej sieci. A uwierzcie mi, że będziemy dostarczać jeszcze szybciej – już w tym kwartale.
To ponownie pytanie dotyczące modelu biznesowego, który wybierze firma. My z Markiem (moim wspólnikiem) do naszego dochodziliśmy kilka dobrych miesięcy. W pewnym momencie miałem wrażenie, że “odpływamy”. Im bardziej zaawansowany model wymyślaliśmy, tym gorzej to widziałem. Skończyło się jak zawsze – proste rozwiązanie jest drogą do sukcesu. Uprościliśmy maksymalnie wszystkie procesy. Te wewnętrzne i zewnętrzne. Opłacało się. Dziś mamy model biznesowy, który jest łatwy do implementacji i skalowania. To była bardzo droga lekcja – jakieś 2 lata studiowania na Harvardzie. Ale jestem przekonany, że to wydatki, które gwarantują sukces.
Kiedy prowadzisz swoją restaurację i chcesz się pojawić ze swoją ofertą na portalach typu Pyszne, Glovo, Bolt Food musisz się do nich zgłosić i po akceptacji dostajesz od nich tablet, na który przychodzą zamówienia. Zakładając, że na polskim rynku jest “wielka piątka” to automatycznie masz w kuchni pięć dodatkowych mrugających i “pikających” urządzeń. Dołóżmy jeszcze do tego pięć wirtualnych brandów i na stole w kuchni stoi i dzwoni 25 tabletów. Nie polecam! Po kilku godzinach połowa z nich jest wyłączona, Twoja wirtualna marka spada w czeluście listy na Uber Eats, a na koniec dnia upada szybciej niż podczas pandemii. Pozostaje tylko niesmak i zniechęcenie. A teraz wyobraźcie sobie, że do restauracji wchodzi nasza Weronika i niesie jeden “złoty” tablet – resztę każe wyrzucić. To oczywiście moja przekolorowana wizja, ale trochę tak to wygląda. Dzięki Foodbandits zamówienia ze wszystkich portali do zamawiania jedzenia trafiają do jednego tabletu. Są kolejkowane, oznaczane i każde można wydrukować. Z poziomu jednego tabletu możesz zarządzać czasem pracy danego brandu, dostępnością dań, danymi dla kuriera. Kiedy implementujemy system do istniejącej już restauracji wraz z naszymi brandami, za darmo integrujemy ofertę “w dostawie”. Jest również możliwość połączenia z używanym systemem POS oraz niezależnymi firmami kurierskimi.
To nie są plany – to już się dzieje. W chwili obecnej prowadzimy rozmowy w trzech krajach Unii Europejskiej oraz w dwóch z innego kontynentu. Nie mogę się doczekać wyjazdu w celu podpisania umowy, szczególnie do jednego z nich. Jestem pewien, że w drugim kwartale będziemy świętować otwarcie pierwszych punktów partnerskich FoodBandtis za granicą – pytanie, czy będzie to na plaży, czy może w lodowym hotelu. Czas pokaże.
::