Komunikacja biznesowa?
Od środowego południa przez wall na Facebooku i Linkedin przewijały mi się informacje o prezentacji położonej na popularnej konferencji. Musiała być rzeczywiście kiepska, ponieważ opinie były ostre, a posty albo zawierały oznaczenie firmy, albo pozwalały na jej identyfikację. Nie miałam czasu, aby śledzić dyskusję wokół tematu, ale z jednej strony na swój sposób współczułam prelegentowi, […]
Od środowego południa przez wall na Facebooku i Linkedin przewijały mi się informacje o prezentacji położonej na popularnej konferencji. Musiała być rzeczywiście kiepska, ponieważ opinie były ostre, a posty albo zawierały oznaczenie firmy, albo pozwalały na jej identyfikację.
Nie miałam czasu, aby śledzić dyskusję wokół tematu, ale z jednej strony na swój sposób współczułam prelegentowi, szukając sensownej racjonalizacji takiej wpadki – może pierwszy raz? Może stres? Może w zastępstwie? Przyczyn mogło być wiele. Z drugiej strony dziwiłam się, bo to konferencja o niezłych zasięgach, więc wpadka oznacza rozgłos, raczej negatywny.
I pewnie nie wracałabym do tematu, gdyby wieczorem nie wyświetlił mi się post z oświadczeniem zarządu. Zdębiałam.
Oświadczenie napisane w stylu pół żartem, pół serio, co w wielu branżach nie budzi już kontrowersji. Ale to oświadczenie było jednak inne niż wszystkie mi znane. Ewidentnie zastosowano zasadę „wyróżnij się albo zgiń”. Wyróżnij się przez wulgaryzmy.
Poniżej kilka cytatów:
„Serio, może Wam się wydać to dziwne, ale nie zatrudniamy ani jednego “mówcy”. Sam prezes Błażewicz, prezentacje na konferencjach robi, delikatnie ujmując, chujowe.
(…)
Zupełnie poważnie uznaliśmy, że jako człowiek, który skonstruował cały system analityczny i controllingowy w najszybciej rosnącej spółce marketing automation w Europie (w zeszłym roku 60 mln przychodu, a na ten planujemy 40% wzrost) będzie znacznie ciekawszy niż, wybaczcie maniery językowe, pierdolenie o newsletterach.
(…)
Sprawa się skomplikowała jak 10 minut przed prezentacją Michał zadzwonił do Błażewicza i trzęsącym się głosem oświadczył “Grzesiek, ja to pierdole, jestem tak zestresowany. Nie wychodzę na scenę.” W ciągu 5 min stosując groźby karalne udało się go przekonać. Efekt był jaki był. Kurwa, serio wszystkich przepraszamy.”
Nie oznaczam firmy, bo większe znaczenie ma dla mnie sposób myślenia jej szefów. Gdyby jednak ktoś chciał wczytać się w temat, link do oświadczenia tu: https://www.facebook.com/monika.kaczmareksliwinska/posts/2647988138563715?notif_id=1557333689656501¬if_t=feedback_reaction_generic
Zastanawiający styl oświadczenia, ale być może spójny z kulturą firmy i jej wartościami. Jeszcze bardziej zastanawiające komentarze, a przynajmniej ich znaczna część. Pełne aprobaty dla stylu, czasami wręcz podziwu.
Serio?
Czy naprawdę, aby wzbudzić uwagę trzeba zniżać się do stylu, który jeszcze dekadę temu uważany był za szczyt chamstwa i prostactwa?
Czy brak sensownej prezentacji firmy trzeba przykrywać stekiem wulgaryzmów?
Czy naprawdę taki styl uważamy za otwartość, luz, swobodę?
A może zarządowi po prostu zabrakło odwagi, aby – zachowując styl pół żartem, pół serio – napisać: „Daliśmy ciała/Nie daliśmy rady. Przepraszam obiecujemy, że nigdy więcej nie potraktujemy tak odbiorców naszych prezentacji”.
Fakt, byłoby nudniej i mnie twórczo, więc wysilono się na twórczość, która kiedyś w pewnym kabarecie została określona jako „twórczość przez duże TFU”.
Czy naprawdę taka komunikacja w biznesie satysfakcjonuje nas?
Dr habilitowana w dyscyplinie "nauki o mediach", pracownik naukowo-dydaktyczny Uniwersytetu Warszawskiego i biegły sądowy z zakresu mediów i komunikacji społecznej (prawo i etyka mediów oraz public relations, kreowanie wizerunku publicznego i medialnego, naruszenia wizerunku offline oraz online). Od ponad 20 lat naukowo i w praktyce łączy aktywność public relations i innych obszarami komunikowania społecznego. Doradca i trener. Najwięcej emocji znajduje tam, gdzie komunikowanie się spotyka politykę, wywołuje sytuacje kryzysowe, używa nowych mediów czy narusza etykę. monikakaczmarek-sliwinska.pl