STARTUPY A SPRAWA POLSKIEJ GOSPODARKI: Robert Kozielski, Questus

Magazyn Business in Brief kontynuuje cykl materiałów poświęcony miejscu startupów w polskiej gospodarce. Zaprezentujemy poglądy przedstawicieli różnych branż, m.in. ekonomistów oraz pracowników dużych korporacji dotyczące znaczenia rynku startupów w strategii rozwoju polskiego systemu ekonomicznego.
Przede wszystkim warto zdefiniować jak rozumieć będziemy startup. W praktyce bowiem można spotkać się z dwoma skrajnymi podejściami. Zwolennicy pierwszego właściwie nie dostrzegają różnicy między startupem a innymi małymi firmami, które startują na rynku. Zwykle traktuje się tę nazwę jako „nowomowę”. Zwolennicy drugiego podejścia traktują startup jako coś całkowicie odmiennego i nowego w przestrzeni rynkowej. Każda z opcji determinować będzie odpowiedzi na pytania o miejscu startupów w polskiej gospodarce, rolę, jaką pełnią oraz co dla rozwoju gospodarki oznacza współpraca korporacji ze startupami.
Ja wolałbym spojrzeć na startup jako na zwykły niewielki podmiot rynkowy (nie zawsze musi to być firma w sensie komercyjnego działania), którego obszar działania związany jest z nowymi technologiami i odznacza się wyższym poziomem ryzyka, głównie ze względu na funkcjonowanie w sferze innowacji technologicznych. Wyższe ryzyko wiąże się zwykle także z wyższym uzyskiwanym, w przypadku sukcesu, zwrotem z inwestycji. Z tego punktu widzenia startupy muszą być postrzegane jako motor rozwoju gospodarki. Wynika to wprost z roli innowacji w budowaniu konkurencyjności każdej gospodarki. Przy takim założeniu siła gospodarki w długim okresie uzależniona będzie od dwóch kluczowych elementów – liczby (skali rozwoju) startupów oraz ich jakości mierzonej jako prawdopodobieństwa sukcesu (odsetek firm uzyskujących sukces rynkowy). Graficznie można to przedstawić jak na rysunku poniżej.

Przyjmując taką klasyfikację gospodarek, najsilniejszą jest ta, która przy dużej liczbie startupów ma jednocześnie wysoki wskaźnik osiągania przez nie sukcesu. Takimi krajami pewnie są Izrael, USA. Swoja droga interesujące byłoby sprawdzenie, na ile taka klasyfikacja pokrywa się z mierzonymi w skali świata wskaźnikami innowacyjności.
Drugą kluczową kwestią jest pytanie o zakres współpracy między korporacjami a startupami. Patrząc na obecną tendencję, można sformułować tezę, iż jeśli nie już, to najpóźniej w najbliższych 2-3 latach nie będzie to przywilej, ale wymóg. Współcześnie bowiem skala zasobów nie decyduje o sukcesie rynkowym w takim stopniu jak 30-40 lat temu. Jeśli w ciągu kilkunastu miesięcy startupy potrafią, startując prawie od zera, osiągnąć kapitalizację rynkową na poziomie 1 miliarda dolarów, (Snapchat, Uber itp.) to żadna z dużych firm nie jest w stanie lekceważyć takiego zjawiska. Stąd też widoczny trend budowania przez korporacje zamkniętych w murach firmy działów R&D. Mariaż, który powstaje, działa zresztą z korzyścią dla obu stron. Korporacje zyskują innowacyjne rozwiązania. Startupy zaś uzupełniają swoje luki zasobowe (środki finansowe, kanały dystrybucji, technologie itp.).