Startup w Polsce? Łatwiej wyjechać do Kalifornii…

Jak można dziś w kilku zdaniach scharakteryzować polski rynek startupów? Gdzie szukać wsparcia, gdy zakładamy własny biznes? O rozwianie naszych wątpliwości poprosiliśmy Borysa Musielaka, założyciela i prezesa firmy Filmaster, a także współzałożyciela Reaktora oraz fundacji Startup Poland.
Czym jest Reaktor?
Na początku było to coś bardzo małego – miejsce co-workingowe dla startupów. Dziś nadal są tu ludzie, którzy dzielą ze sobą miejsce do kreatywnej pracy, lecz to, czym stał się Reaktor przez parę ostatnich lat jest czymś zupełnie innym. Jest to marka rozpoznawalna na świecie – jeżeli ktokolwiek odwiedza Warszawę, a interesuje się nową technologią, trafia również tutaj. Są to m.in. inwestorzy z Doliny Krzemowej, Londynu czy Berlina, którzy odwiedzają nas po to, aby dowiedzieć się, co dzieje się w Polsce, gdy mowa o innowacyjnych startupach czy projektach. Można powiedzieć, że jesteśmy dla nich pewnego rodzaju przewodnikiem po polskim rynku startupowym, a w szczególności po rynku warszawskim. Działa to także w drugą stronę – jeżeli zgłasza się do nas młody przedsiębiorca, który chce się czegoś dowiedzieć lub pozyskać ciekawe kontakty, to staramy się mu pomóc. Przy okazji organizujemy też takie spotkania, jak Open Reaktor, do udziału w których zapraszamy ludzi aktywnych w różnych branżach.
Jak wyglądają takie spotkania?
Odbywają się w domu na warszawskim Żoliborzu, w którym znajduje się siedziba Reaktora. Zazwyczaj więc jest bardzo ciasno, a osoba prezentująca pomysł jest otoczona ludźmi – to skraca dystans. Prezentacje są zazwyczaj bardzo krótkie, przede wszystkim chodzi o samo spotkanie – wypowiedzi trwają ok. godziny, a cała reszta to networking. Po wystąpieniach prelegentów ludzie zostają i nawiązują znajomości. Dzięki temu w samym Reaktorze powstało kilkanaście firm, które narodziły się tylko dlatego, że ludzie poznali się właśnie tu. Ponadto, dzięki temu, że pojawiają się nowi sponsorzy, mamy możliwość sprowadzania prelegentów z całej Europy. Staramy się, aby były to osoby doświadczone w zakładaniu startupu i miały dużo do powiedzenia na ten temat. Zapraszamy przede wszystkim tych, którzy sieją „pozytywny ferment” i prócz idei zarabiania pieniędzy mówią o czymś więcej.
Który ze znanych dziś startupów zaczynał swoją biznesową przygodę w Reaktorze?
Większość osób, które wybiły się ze swoim startupem, w pewnym momencie swojej działalności pojawiało się w Reaktorze. Takim przykładem jest choćby Kamil Adamczyk z Intelclinic. Zjawił się u nas z okazji Reaktor Open Office Hours, kiedy to każdy, kto ma pomysł na biznes, może przyjść, podzielić się nim, zapytać, czy ma sens. Dla tych, którzy zdecydują się na to, jest do dyspozycji dwunastu mentorów, którzy służą radą i doświadczeniem oraz pomagają „founderom” rozwiązywać ich problemy. Później pojawił się również w czasie Open Reaktora, kiedy to zorganizowaliśmy tzw. pitching event – wybraliśmy dwadzieścia z dwustu startupów, które zaprezentowały się na scenie. Właśnie wtedy Adamczyk, po raz pierwszy poza swoim inkubatorem Gammarebels, wygłosił swoją mowę. Poznał wtedy Johna Biggsa z TechCruncha, który po wysłuchaniu wypowiedzi Adamczyka, zapewniającego, że „dzięki mnie nie będziesz musiał spać”, myślał, że ten chce co najmniej wytwarzać narkotyki… Jednak idea życia bez snu na tyle zainteresowała Biggsa, że postanowił mu pomóc. Gdy rozpoczęła się kampania na Kickstarterze, Biggs napisał bardzo pozytywny artykuł o NeuroOn na TechCrunchu. Trzeba przyznać, że takie spotkania mogą bardzo przydać się młodemu przedsiębiorcy, szczególnie wtedy, gdy bierze w nim udział wpływowy dziennikarz, który naprawdę jest w stanie pomóc – o ile uwierzy, że prezentowany pomysł jest dobry.
Kto pojawia się na spotkaniach Open Reaktora? Czy ludzie chętnie opowiadają o swoich pomysłach?
Pamiętam nasze pierwsze spotkania, w czasie których, niemalże na siłę, trzeba było skłaniać ludzi do rozmowy – ci nie byli przyzwyczajeni do tego, że, przychodząc na tego typu event, po porostu podchodzi się do pierwszej lepszej osoby i pyta jej: „Hej, czym się zajmujesz?”. I wbrew pozorom ta osoba nie patrzy na nas jak na stalkera, lecz odpowiada na pytanie. To jest podstawowa kwestia – mieć gotową odpowiedź na pytanie: „Kim jesteś?” i „Co robisz w życiu?”… musisz zainteresować odpowiedzią swojego rozmówcę.
Cieszy to, że w czasie naszych spotkań zaczęli się również pojawiać studenci. Na początku były to osoby wyłącznie związane ze startupami, teraz pojawia się coraz więcej ludzi ze Szkoły Głównej Handlowej czy z Akademii Leona Koźmińskiego – są to osoby, które, można powiedzieć, „rozkręcają” świadomość przedsiębiorczości na uczelniach i wiedzą o tym, że warto się u nas pojawić.
Czym zatem jest Startup Poland?
Startup Poland jest efektem dyskusji o tym, że startupy nie przebijają się do dyskursu publicznego. Słowo „startup” nie jest rozumiane np. przez polityków, administrację publiczną czy przez większość polskich mediów. Pewnego dnia wspólnie z twórcami Showroomu zorganizowałem spotkanie czołowych polskich founderów i inwestorów – oczywiście było to nie lada wyzwanie, aby zebrać wszystkich w jednym miejscu i czasie, by zastanowić się nad tym, jak zmienić ten stan rzeczy. Nie mieliśmy żadnej konkretnej koncepcji, ale przez ten jeden dzień udało się nam wyklarować pięć głównych rejonów, w których jest coś do zrobienia i które stanowią największy problem dla startupów w Polsce. Stwierdziliśmy, że Startup Poland będzie fundacją, która zabiera głos w sprawie polskich startupów i postara się o faktyczne wsparcie tych wszystkich, które pojawiły się na spotkaniu – miejmy jednak nadzieję, że także całej społeczności startupowej.
Proszę scharakteryzować problemy, o których Pan wspomina…
Najbardziej problematyczne są: po pierwsze, dostęp do inwestycji, po drugie, dostęp do talentów, po trzecie, rzecz w edukacji, która w żaden sposób nie jest powiązana z przedsiębiorczością, po czwarte, infrastruktura rozumiana w kontekście świadomości innowacji w miastach, po piąte, sprawy legislacyjne, czyli np. ułatwienia dla aniołów biznesu, aby mogli odliczać inwestycje w startupy. To świetnie działa w Wielkiej Brytanii, u nas praktycznie nikt nie inwestuje prywatnych pieniędzy. Są również kwestie prawne, które utrudniają finansowanie polskich projektów osobom zza granicy, a którym my chcemy wyjść naprzeciw. Mówię tu np. o sytuacji, kiedy to inwestor ze Stanów Zjednoczonych chce zainwestować w polską spółkę – musi najpierw odwiedzić notariusza, gdzie zaś struktura nie jest przystosowana do tego, jak prowadzi się biznes startupowy w USA. Dlaczego np. Estimote założyli swój biznes w Kalifornii? Bo jest to po prostu łatwiejsze. Gros tych najfajniejszych startupów wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych bądź Wielkiej Brytanii i tam zdobywa finansowanie – i to nie jest kwestia tego, że w Polsce nie ma możliwości finansowania… po prostu dla inwestora nie jest czymś naturalnym, że inwestuje się w Polsce. W Izraelu choćby nie ma takich sytuacji – izraelskie firmy w dużej części zostają w swoim kraju i dostają finansowanie właśnie tam. Z tego powodu gospodarka Izraela notuje widoczne zyski. Należy zdać sobie sprawę z tego, że startupy to dodatkowe kilka procent do polskiego PKB, ale w przyszłości może być ich więcej, dlatego warto walczyć o to, aby polskie firmy zostawały w Polsce.
::
Artykuł ukazał się w marcowym wydaniu magazynu „Brief” 2015.